VIII
Dni Światła - Tom IV - Córka Światła - Część Dziesiąta - Rozdział IX
X

     IX
     
      (*) Mój ukochany bracie! Mój skarbie największy!
Agata mówiła mi, że jesteś bliski śmierci!
Wysłałeś jej wiadomość, będąc na Akimie,
planecie, którą zaatakował nieprzyjaciel.
Pisałeś, że tam odnajdzie cię twa ukochana.
Ona żywi nadzieję, że nie zginiesz;
prosi mnie o pomoc, gdyż sama sobie nie poradzi.
Przed wieloma ludźmi wylewa swe żale.
Ja ją pocieszam, jak umiem najbardziej.
Przecież wiem, że wszystko będzie miało dobry finał.
      Przyjaciele Daniela też nie wiedzą, jak mu pomóc.
Ponoć nie da się odbić planety z rąk Okupanta.
Łatwiej jest dla Elżbiety wysłać mnie na Ksalion,
którego mieszkańcy również walczą z nami
niż przedrzeć się do Akimy przez flotę Agresorów.
      Czuję, że skoro sama na Ksalionie przebywam,
to właśnie ja powinnam ratować mego bliźniaka.
Wojciech pozwolił mi wypełnić zadanie Elżbiety;
zapewne poleci mi też ratować Daniela,
o ile tylko będę w stanie to uczynić.
      Choć ufam Dorianowi, zmagam się z obawą,
że mój brat zbyt wiele będzie cierpiał.
Muszę go ratować! Chcę więcej, niż by tylko przeżył…
      O, jest Elżbieta. Poznaję ją pomimo maski.
Obie rzucamy się sobie w objęcia.
Nic nie mówi – pewnie boi się, że ją zdemaskują.
To niesamowite, że obie tu jesteśmy.
Nie pytam, jak jej się udało nas tutaj przemycić.
      Na niebie latają okrutne Pierścienice.
A na powierzchni dzieje się dużo
strasznych rzeczy. W zupełnej anarchii
wolno prawie wszystko prawie wszystkim
choć nie tym, których nie uznano za obywateli.
Nikt nie jest posłuszny naturalnemu prawu.
Wiele osób wyżywa się na jeńcach.
      Nie, to nie Kosmici podbili ten system.
Wygląda, że ci sami ich tu zaprosili.
To jakieś zdradzieckie, szatańskie intrygi.
      Idziemy obie, udając tutejszych,
tylko swe twarze skrywamy pod maskami Katów.
Po chodnikach spływa krew niewolników.
Mam odruchy wymiotne. Jestem przerażona.
      Ludzka krew… niezmyta… splugawiona…
      Naokoło aż roi się od symbolów pogaństwa;
nie mogę też słuchać propagandy z głośników,
gloryfikującej Nicość, pełnej kłamstw.
Co za obłęd! Co za degrengolada!
By nie drażnić Obcych, puszczają to po cichu.
      Opuszczamy bluźniercze miasto; ktoś otwiera nam drzwi
do miejsca, które zawsze służyło za więzienie.
      Elżbieta chwyta mnie za dłoń. Obu nam drżą.
Odwraca się od nas każda kamera
w tych długich korytarzach ze szczelnymi celami.
Nie dociekam, jak to możliwe, jak to się stało,
że żaden agent wroga nie pojawił się przed nami.
      Ale zdaje mi się, gdy „wnikam” do jej umysłu,
że nie w pełni powołuje się na swe doświadczenie.
Liczy na mnie. Na to, że Pan Bóg szczególnie mi sprzyja.
      Może dlatego, że wie, że chcę ratować Daniela.
Ja też ufam Opatrzności. Nic mi nie zostało.
      Miłuję cię, mój bracie i pójdę na całość.
Niech przyjaciółka ma, skoro tu przybyła,
choć miała wspomagać mnie z pojazdu orbitalnego,
postara się, by udała się pokojowa misja,
a ja poszukam dróg, by przybyć do ciebie.
      Obie myślałyśmy, że dotrzemy z Ewangelią
do serc gospodarzy tego splugawionego miejsca
ale oni, oddając się szałowi swawoli,
nie nawrócą się, pogrążywszy się w popędach.
      O!! Zaks, „Łowca” pojawia się przed nami!
Spogląda na nas obie jak na jakieś zjawy.
On, który oddał się do dyspozycji reżymowi,
by ocalić mnie, cieszy się z tego, że się zjawiłam.
Milczy, ale jego szeroko otwarte oczy
zdradzają chęć uczynienia jeszcze więcej dla mnie.
      Kłania się… Czym jeszcze mnie zaskoczy?
On chyba wie, jaką mam godność… Co za odkrywca…
Muszą tam dużo wiedzieć o samym Olafie.
Te parę chwil ma bardzo wielkie znaczenie.
On zdaje się bezsłownie wymieniać z nami myśli.
Tak, mocno wierzymy w Boże Istnienie,
a ty, choć poddałeś się władzom ateistycznym,
możesz przyjść do Pana i służyć Mu potajemnie,
konspirując swe praktyki przed okiem władz.
Bez trudu odnajdziesz tutaj resztkę Kapłanów,
którym nie zdążono jeszcze śmiertelnie dokuczyć.
Ze mnie promienieje charyzmatycznie Wiara,
jesteś pod wrażeniem przybycia aż dwóch jej świadków.
Moja Miłość do ciebie pomaga ci się nawrócić.
Ja wszystkich staram się gorąco kochać.
A ty prawie zdobyłeś nasze serca.
Teraz Duch Święty odmienia twoje.
      Puszczasz oko, jakbyście oboje
z Elżbietą o czymś wiedzieli; kiwa głową na „tak”.
A moja domyślność wspina się ku wyżynom.
Pokazujecie sobie coś o dorianowych owcach.
Od kogo Zaks dowiedział się o tym?
Wtem jasnowłosa jakby czymś się zlękła.
On rysuje na migi wybuchy atomowe.
Zgaduję, że ktoś niegdyś skrzywdził trzodę Doriana.
      Trafiłyśmy do bardzo dużo wiedzącej osoby.
Zna przeszłość prawie tak samo jak Elżbieta.
Agent Olafa i agentka Thora,
i ja, która zostałam powierniczką proroctwa:
skupiamy w swoich umysłach losy całego świata.
      Zbliżamy się do siebie atrakcyjnymi twarzami,
aby szept zwiastował nadchodzące plany.
To spoufalenie wzbudza w nim wiele radości:
wszak ma przy sobie na moment dwie swoje wybranki.(*)
      Z: „Olaf oddał się rozpuście. Rządzi sam Artur. Stoję bardzo wysoko w ich hierarchii i wszystko jest mi wiadome. Wywołał wojnę, szukając w Kosmosie sił, które wykorzystałby jako narzędzie do zniszczenia świata, który zdradził jego ideały, odradzając się powtórnie w Chrześcijaństwie. Przegrał jego Nowy Ład, a on nie może się z tym pogodzić, pragnąc zemsty. Jak Konwaliowi Kosmonauci, którzy mścili się kiedyś zbrojnie na ateistach, też nie mogąc pogodzić się z przegraną. Historia zatoczyła koło. Ale oni jednak nadal walczyli w obronie Wiary, choć sami odpadli przez ignorancję, pychę i nienawiść, a ten walczy również przeciwko niej.
      On i jego Kaci obserwowali z oddali Daniela i Henryka, i widzieli, jak ci odkryli Glisty w pewnym układzie gwiezdnym, zanim jeszcze zdążyli spotkać Hagernejczyków. Tych dwóch zataiło swe znalezisko, nie zdając sobie do końca sprawy, jaką potęgą dysponują ci Kosmici. A Kornwaliusz dowiedział się o tym i nasłał tam ateistów i bluźnierców, by <<je>> rozdrażnili. Tak, <<Memento Mori>> jest wiarygodne. <<One>> naprawdę zastanawiają się nad śmiercią, nie jak zniewoleni przez zło mieszkańcy Ksalionu. Jednak są poganami, żyjącymi w mroku swej okrutnej filozofii.
      Obcy przestali z nami walczyć, widząc w nas sprzymierzeńców do walki z resztą świata Ziemian.”
     
E: „Wiadomo coś więcej o motywacji Pierścienic?”
     
Z: „Tylko tyle, że są bezwzględne i poważne. Wszystko biorą na serio. Nie przebierają w środkach. Nawet nas zabijają, jeśli trzeba, jak na Deuterium; myślę, że wiesz, o czym mówię. Nasz sojusz jest tylko taktyczny. Przecież nienawidzą nihilizmu.”
     
*: „Są mądrzejsze od Ksalian. Widać, że cenią w jakiś sposób Prawdę, ale oczywiście znają tylko jej niewielkie ziarna. Może coś udałoby się <<im>> przekazać? <<One>> wami gardzą, ale gdyby tak ktoś inny…”
     
Z: „Będę <<je>> obserwował. Oszczędzę wam jednak teraz opisu ich fizjologii.”
     
E: „No dobrze. A wiadome jest chociaż ich pochodzenie?”
     
Z: „<<One>> same dużo nie mówią o sobie. Wiem, że wbrew pozorom dobrze znają ludzi. Rozpoznają w nas kogoś podobnego do siebie, tylko słabszego.”
     
E: „Może również pochodzą od nas, choć różnice wydają się być nieusuwalnym zaprzeczeniem. Teraz do rzeczy. Jakie są szanse, byś obalił ten ludobójczy system??”
     
Z: „Zrobię, co się da. Ksalianie eksperymentują na jeńcach. To okropne. Chcą stworzyć Nadczłowieka. Nie maczam w tym palców. Powiem, gdzie to się odbywa. Na Akimie. Tam trzeba zadać im cios.”
     
E: „Cenna informacja. Co jeszcze dla nas zrobisz?”
     
Z: „Nie pozwolę, by inne państwa przyłączyły się do tego. Dość już głupców idących na pakt z Obcymi. W zamian, jeśli wygracie, dacie mi amnestię i wolność w waszej Lidze. Poszukam też broni przeciw <<nim>>. <<One>> używają Fenomenu do walki, my też możemy.”
     
*: „Akima… tam jest Daniel, mój brat. Pomóż mi udać się w to miejsce. Twoi ludzie tam latają. Proszę cię, <<Łowco>>.”
     
Z: „Za dużo bym zaryzykował. Ale jego uwolnienie może mi pomóc… Może spotkam się z nim. Wydaje mi się, że uczynią z niego wielkiego dowódcę. Wiem, kim jest naprawdę. I kim ty jesteś, Ewo, i kim jest jego wybranka…”
     
*: „Dziękuję tobie. Niech Bóg ci wynagrodzi pomoc dla nas. Wyzwól ksaliańskich niewolników. Nie wierzę, że wypuszczono wszystkich więźniów, gdy odbijaliśmy męża Urszuli. Pozostaw jednak tych Chrześcijan, którzy pragną zostać i dać Świadectwo. Przyłącz się sam do Kościoła Bożego.”
     
Z: „Jeszcze nie jestem gotowy… Ale pomogę wierzącym, ile się uda. Przy okazji pomocy tobie. Ty im oznajmij, że mają dać się odnaleźć na Ksalionie i oddać w nasze ręce, a ja ich załaduję do statku kosmicznego na Akimę rzekomo jako jeńców do eksperymentów… Wcześniej odstawisz ich na planetoidę, gdzie ewakuowali się mieszkańcy Akimy jeszcze przed inwazją, o czym wiem wyłącznie ja. I jak uwolnisz już Daniela, oswobodzisz też kogokolwiek tylko przy nim znajdziesz. A ty, Elżbieto, pomóż mi tutaj w sprawie Chrześcijan i nie tylko, a potem rób swoje.”
     
E: „Dziękuję tobie. Obalmy to zło.”
     
Z: „To zło obali chyba tylko jakiś prawdziwy Król.”
     
*: „Więc na pewno się uda. Pan Bóg pozwoli mi uwolnić Daniela.”

     
~
     
     
(Do) Naokoło pochód okrutnie męczonych.
Ja, Dorian, sam z własnej woli poddałem się temu.
By być przy Królu Danielu w tych strasznych chwilach.
      Ogień, pogorzeliska, zniszczona Akima.
      Zrezygnowałem z „nieśmiertelności”.
Przez wojnę zanikła opieka ze strony mych owiec.
      Czy ja wiem, czym jest ból…?
      Nade mną są ci Kosmici. Grzeszą ciężko.
To, co czynią, nie podoba się Niebu.
      Boję się cierpienia… Mocno boję.
      Coś się dzieje. Z moim ciałem. Z moją ręką!
      Złapały mi ją. I…
                           cią – gną
             Nieee!!!!!                            Oooo…ch!!!!!
             Aaaaa…!!!!!
      Boli. BOLI. Przeraź-liwie B-O-L-I.
      Moja stara twarz styka się z POŻOGĄ.
      WY-PA-LA.              Nie wytrzymuję…
      Za grzechy bliźnich tak mocno pokutuję.
      Już koniec… Nie czuję bólu… Czymś zimnym nas chłodzą.
Modlę się. Daniel to widzi. Pastwią się nad dziećmi.
Trafili we mnie niewinnym, maleńkim.
      Danielu, to do ciebie jestem tu posłany.
Litujesz się nade mną, lecz to ja cię wspieram.
A więc w tym nieszczęściu wreszcieśmy się spotkali.
Nie, ja ciebie nie mam za bohatera.
Ty kształtujesz się w Wierze. Nie patrz tak na mnie. Nie patrz.
      Dziękuję Alicji, mej duchowej córce
dano mi dzisiaj jednoczyć się z Chrystusem,
dźwigać Jego Krzyż, ukorzyć się w boleści.
      Tyle wieków żyłem jakimś dziwnym w świecie,
odległym od tego, co właściwe życiu:
niedoskonałości, lęku, bólu, braku wygód.
Czas zakończyć sielankową ułudę.

      Ateiści łączą ludzi z komputerami,
otwierają jeńcom wojennym czaszki
i tak bluźnią życiu, że aż rzygać się chce.
Tyle już ujrzałem… Barbarzyńska cywilizacja
uwzięła się teraz na masowe ludobójstwo.
Horror. Oni umierają już po paru testach.
Dla oprawców to tylko żywa materia.
      Traktują nas jakimś biczem neuronowym.
Wytrzymam. Ów ból to nieprawda, to tylko pozory.
      Ci „naukowcy”, niezmiernie we wnętrzu swym pyszni,
jakby od nich zależała całość „dokonania”,
a nie od rozumu – Bożego Daru,
gardzą nie tylko innymi, ale też samymi
sobą, czyniąc wszystko, aby tylko nie zostać zbawion.

      ~

      Jesteśmy w pieczarze, zniewoleni obręczami.
Wielu z nas doświadcza objawów jakiejś choroby.
Daniel widzi jej działanie na mej spalonej twarzy.
      Szkoda, że nie cierpię już razów za moich braci.
Diabelskie bicze już nas nie smagają.
      Danielu, Opatrzność wyswobodziła cię z potrzasku.
Pozwoliła mi to dla ciebie wymodlić.
Twa obręcz nie działa! Wykorzystaj to.
Nie zostawaj tu; wystarczy im pewien stary Kapłan…
Pokrzepię ich, a ty szukaj ratunku! Działaj!
      To, co przeżywam, to nie są wyżyny męczeństwa…
Bardziej cierpieć będzie pewna niewiasta…
Większa bohaterka niż ktokolwiek z nas…
Czyż ofiara nie jest potrzebna do Zbawienia?
      Idź, Danielu. Twa osoba jest bardzo ważna.
      Panie, jak ja długo musiałem na tę Łaskę czekać!(Do)

       
     

VIII
Dni Światła - Tom IV - Córka Światła - Część Dziesiąta - Rozdział IX
X