IX
Dni Światła - Tom IV - Córka Światła - Część Dziesiąta - Rozdział X
XI

     X
     
      (E) Och, Zaksie, znów razem współdziałamy,
tym razem jednak nie będziemy stanowić „pary”.
Pożądanie przestało kierować tym, co robię.
      Ochraniasz mnie teraz przed niebezpieczeństwami,
gdy towarzyszę tobie w misji na Ksalionie.
      Wcześniej Ewa zabrała większość wierzących,
a my umieściliśmy ich w ogromnym transporcie.
Zaufali swej siostrze w Wierze, przezeń ostrzeżeni,
a teraz uciekają w kosmicznej przestrzeni,
śledzeni przez Ziemian oraz Pierścienice.
Niedostrzegalni będą tylko przez chwilę,
a i to dzięki desperackiej akcji „Łowcy”.
Zdążą dolecieć na planetoidę,
zanim obserwatorzy wrócą do pracy
po poprzednim zdalnym obezwładnieniu.
      Jest duże ryzyko, że sczeźniemy po tym w więzieniu.
      Na razie transmituję dane do innych imperiów,
by widziano, że państwo eks-Olafa zdradziło ich.
Niech ujrzana będzie moja dziennikarska relacja
ze sprzysiężenia się Katów przeciw reszcie świata.
By zobaczono także, że mimo wszystko
Obcy gardzą również swymi sprzymierzeńcami.
Wtedy nikt nie przyłączy się do nich; nikt nie zdradzi.
      Sam Zaks doradza nieświadomym ministrom,
aby nie ulegali tym okrutnym Istotom.
Aby zastanowili się nad swą przyszłością.
Ksalianom odpowiada ton jego wypowiedzi.
Nie podejrzewają jeszcze u niego dywersji,
choć już nie raz sprawił Olafowi problemy.
      Gdyby tylko Kosmici nas słuchali…
wykryliby spisek i prędko nas ukarali.
      Czuję, że powinnam stąd uciekać.
To, co najważniejsze – zostało już przekazane.
Wykonała swą pracę mikrokamera.
A ja nie mogę dłużej być w kaciej masce.
Ci sekciarze niedługo mnie zdemaskują.
W przeciwieństwie do laików, są niereformowalni.
Ostro sprzeciwiają się Zaksowi przed dowódcami
i w zemście swej nie dadzą ich ocalić,
gdy Pierścienice cały świat już zawojują
i zechcą zerwać wątpliwy sojusz.
Przecież te wtedy niewątpliwie ich zabiją.
      Zaks wychodzi ze mną, by wykonać plan dla Ewy.

Docieramy do centrum, skąd kontrolują
całą zajętą przez to państwo przestrzeń kosmiczną.

Przerwie łączność z Akimą, pozorując błędy.
Ewa przebyła już tachionową bramę
i ma okno czasowe, aby uratować
zbiegłych Chrześcijan oraz swego brata.
      Czas, bym jak najprędzej już stąd odleciała…(E)

      (*) Całkiem sama muszę radzić sobie w męskiej roli,
gdy lecę ratować Daniela jak jakiś bohater.
Zabrakło tu jego przyjaciół: Wojciecha, Karola;
jeden zachorował na coś nieznanego,
drugi gdzieś w Kosmosie walczy z Nieprzyjacielem.
Nie tylko mój przełożony ma kłopoty,
ale nikt nie wie, co stało się z samym Dorianem.
Dobrze, że Elżbieta z Zaksem mnie wesprą.
      Bezduszny komputer robi manewr za manewrem
pod moje dyktando: „dowodzącej” statkiem.
Na pokładzie czekają na ratunek Chrześcijanie,
a ja – co za absurd: sama udaję Kata!
Ja, która w pokorze niosłam Ewangelię,
wczuwam się w rolę strasznego ludobójcy,
satanisty i zdrajcy, na śmierć na niby wiodąc
mych braci, zdanych na mnie, a przepełnionych lękiem.
      Ale wypełnię to, co muszę, ratując tych ludzi
i niedługo spotkam się z kochaną osobą.
      Boże, dodaj mi sił, bym temu podołała.
Nie dręcz kobiety – spraw, by ta Droga była łatwa.(*)

      (Do) Wiem, że tu jesteś, córko moja troskliwa…
Niedługo przylecisz nam na ratunek.
Widzę to: jakaś asteroida,
a ty lądujesz nań statkiem kosmicznym.
Wielki lud, co zeń wyszedł, bardzo ci dziękuje,
gdy przez włazy udaje się do schronów.
Dziwią się ci wszyscy wierzący mieszkańcy Ksalionu…
      Ale coś wielkiego zbliża się ku tobie.
Odlecisz, zmienisz tor, a ono cię zauważy.
Nie bój się; nawet jeśli będą chcieli cię zabić:
czy to zdrajcy, czy nieprzyjazne one.
Glisty, które uśmiercały mych towarzyszy.
      Jestem już sam jeden w śmiertelnej jaskini.
Nikt nie przeżył, oprócz uwolnionych przez Daniela.
On sam jest z nimi na spustoszonym lądzie.
Pewnie da tobie znać, gdzie się znajduje,
gdy tylko odnajdzie sposób, by nadać wiadomość.
I mnie uratuje, jeśli zdąży, nim umrę.
      Gdyby się udało, pozostanę taki jak teraz.
Nie dam już uzdrawiać ran ponad ziemską możność.(Do)

      (*) Ścigają mnie, lecz Pan dodaje mi odwagi.
On sprawia, że nikt z zewnątrz mnie jeszcze nie zatrzymał.
Czyż to wszystko nie wydaje się cudowne?
Automat odebrał od mego brata sygnał
i sam się tam kieruje na moje życzenie.
Jakby jakiś Anioł zawładnął nim
i uodpornił na obcą ingerencję.
      Tylko co chwilę otrzymuję komunikaty
prosto od goniących mój pojazd Obcych.
Może niedokładnie widzą to, czym lecę
i nie wiedzą, co zamierzam ani nawet gdzie jestem?
      „Memento Mori.” „Zidentyfikuj się, ateisto.” „Dlaczego słabo cię widać?” „Pokaż <<nam>> twoich jeńców.” „Nic nie odpowiadasz?” „Twoi dowódcy z Ksalionu coś knują.” „Ich obserwatorzy są sparaliżowani.” „Jest u nich awaria, a ty się poruszasz – wyjaśnij to.” „Kim jesteś? Zabijemy cię!” „I tak w pełni wygramy tę wojnę.” „<<Nam>> nie przeszkodzisz, co najwyżej tym nihilistom.” „Mów, <<my>> chcemy słuchać.” „Wy, biedni Ziemianie, mamicie się tą niezrozumiałą religią.” „Wy, głupcy, mamicie się jeszcze gorszym od niej ateizmem. Sądzicie, że najpewniejsza jest tylko nicość. Śmierć. Tak jak <<nam>> mówili ci, którzy wywołali wojnę.” „Oni nie szanują śmierci, ci ateiści. Ale odstępcy, Kaci, już tak.” „Jesteśmy do was podobni, ale mądrzejsi.” „Potrafimy bardzo wiele, nikt <<nas>> nie pokona.” „Memento Mori. Jeżeli uważasz inaczej, przekonaj <<nas>>, czekamy.” „Zabijemy cię, ale chętnie wysłuchamy prawdy. Nawet jeżeli jest nią coś innego niż doczesna Śmierć i smutna egzystencja po niej.” „Kłamstwem jest ateizm, stawiający życie na pierwszym miejscu. A czymś dziwacznym ta wasza religia, której nie rozumiemy.” „Nic nie mówisz?? To giń, giń… giń… g… i… ń… ń… …”
     
Już nie dochodzą do mnie te potworne głosy.
Ale czuję, że za nimi kryją się osoby,
ktoś, kto poważnie podchodzi do Prawdy.
Nie odpowiem im, by mnie nie zlokalizowały.
Nie widzą mnie w tym statku, więc jestem bezpieczna.
      Przede mną szara od ciężkich chmur planeta.
Wszędzie coś dymi, jakby się paliło.
Co takiego się tu wydarzyło?
Gdzieś z tych zgliszcz mój brat wzywał pomocy.
      Długo hamuję, aż robi mi się nieprzyjemnie.
Wolę nie patrzeć, gdyż zbiera mi się na wymioty.
      Przestało; otwieram ponownie oczy.
Szybuję nad pustynią i ruinami miast.
Nie widać szczegółów z tej wysokości.
Gdzieś tam w oddali jest czapa zimnego lodowca.
Panie mój, dziękuję za Twe prowadzenie!
      Co to? Inne statki lądują w tych okolicach.
A gdzieniegdzie cienie dryfują w obłokach.
To one, Pierścienice, sprawczynie zniszczenia.
      Już blisko śnieg, jestem za czubkiem wzniesienia.
Jakiś komin wystaje z ziemi, a obok antena.
Są tam ludzie… Zaraz się okaże, czy i Daniel.
      Boże, jak dobrze, że nie widzę z bliska śmierci,
że wokoło tylko skały i lód, a nie jakieś złe rzeczy.
      Wynurzam się zza załomu swym wielkim statkiem.
      Jest… jest!!!!!
      Mój brat z wdzięcznością patrzy na kabinę pilota…
Dostrzega mnie… A ja otwieram zewnętrzne wejścia.
      Tulę cię… tulę cię… tulę cię…
      On płacze jak chłopiec, płacze…
      Obręcz na jego szyi świadczy o niewoli.
Musiał cierpieć; przeszedł pewnie tortury i chorobę…
      Jestem już, jestem; wprawdzie nie Agata, tylko ja…
Ona tobie także w tym mocno pomogła.
A o Elżbiecie nie powiem. Tak, Agata cię kocha.
      Nawet nie wiesz, jak me własne serce jest radosne!
      Mój bracie, nie patrz tak na mnie, to moja powinność
dbać o ciebie i narażać się, by cię uwolnić.
Przecież sam dla mnie bardzo wiele byś zrobił.
      Ciesz się, że wszystko dobrze się skończyło.
Uratowaliśmy także pozostałych jeńców,
którzy mieli szczęście być przed chwilą przy tobie.
      Lecimy już. Słucham, co mnie, siostrze, opowiesz.
Są jeszcze inni… Zaraz będziemy na miejscu.
      Ale nie – chcesz sam z orbity dotrzeć do nich promem.
      Czekam… Obyś zdążył, zanim ku nam przylecą
Ksalianie i Obcy, których jest tu pełno.
      Uwolnieni dziękują mi. Lepiej wielbcie Boga…
Jest z wami kalekie dziecko… Coście wycierpieli!

      Wracasz… Odnalazłeś tylko jednego towarzysza.
Nie ma ręki, spalona twarz. O Panie Miły,
kogoś dał mi spotkać, kogoś wyzwolił od śmierci?
      Dorian. To on. Tak przeraźliwie doświadczony.
      Mój ojcze chrzestny, coś ty sobie pozwolił uczynić?!
      Za moją radą zrzekłeś się długowieczności…
      I ja nie zawaham się… bronić Wiary do końca.
Do końca.
      Nie boję się oddać życia.(*)

       
     

IX
Dni Światła - Tom IV - Córka Światła - Część Dziesiąta - Rozdział X
XI