XVI
(*) Otrząsam się z pyłu zburzonego dachu.
A jednak wybrałam pozostanie tutaj.
Naokoło ciemności, rozświetlone świecami.
Tlą się jeszcze niektóre, zasilane przez olej.
Czarne chmury zabierają słońce światu.
Drzewo Krzyża wciąż spoczywa u stóp Ołtarza,
a Tabernakulum jest otworzone.
To w Grobie przebywa nasz Zbawiciel.
Wielki Piątek już trwa – Dzień Śmierci Chrystusa.
Pozostałam w tej świątyni sama.
Jako jedyna przeżyłam chaos zagłady.
Może jednak one już tu są, choć ukryte?
Pójdę pokłonię się przed moim Panem.
Nie przejmuję się głodem; w ten dzień postu i tak nie jem,
nie napiję się też niczego i nic się nie stanie.
Czuję tylko nieznane osłabienie na ciele.
Wypadają mi czasem włosy, a palce
stają się z wyglądu jakieś dziwne.
Coś boli mnie w brzuchu, lecz to nie głód. Coś innego…
Nie powinnam się jednak tym wszystkim przejmować,
gdyż trwa we mnie Radość działania dla Chwały Niebios.
To, co dobre, przebija ponad wszystko to, co złe
i niech tak zostanie; to tylko doczesność…
Na pewno Wojciech zechce mnie poszukiwać,
choć nie wie, że poszłam do tego świętego miejsca.
Panie, proszę, aby do mnie za jakiś czas dotarł,
bez względu na to, czy będę jeszcze wtedy żywa.
Wskaż mu drogę do mnie, choćby w cudowny sposób,
gdyż chcę przekazać innym Świadectwo.
Kłaniam Ci się, Jezu, Obecny tu,
Tobie, który w Monstrancji widoczny Jesteś dla oczu,
zakryty pod widzialną Postacią Chleba.
Proszę Cię za Królów: Daniela i Agatę,
aby wypełnili Powołanie,
by pobrali się i oczyścili Wszechświat ze zła,
gdy uda się osiągnąć militarne zwycięstwo.
Proszę, by nadeszły błogosławione czasy
a Wiara i Miłość święciły tryumf,
zaś Nadzieja pozwalała ufnie czekać
na Powtórne Przyjście Syna Człowieczego.
Niech Niepokalane Serce Twej Matki,
tryumfuje na całym świecie Bożym.
Niech Poświęcenie Panu byłych „państw błędu”
pozwoli zatamować drogę herezji
poprzez ofiary i modlitwy wiernych,
i dzięki coraz popularniejszemu Różańcowi.
Twój lud otrząsnął się z ignorancji
i z zapałem prowadzi inne ludy do Prawdy,
nie godząc się na ustępliwość wobec odstępców.
Boże mój, spraw, by to oczyszczenie dobiegło końca.
Pragnę teraz wyryć w metalu mój przekaz.
Znalazłam blachę i gwóźdź, z których zrobię użytek.
Niech wiedzą, po co tu przyszłam, jeśli skonam.
Dla Ciebie uczynię to, co czyni się w Wielki Piątek.
Całuję Drzewo Krzyża, na którym zawisło
Zbawienie świata i jemu się kłaniam.
Może one zobaczą mój pobożny gest.
Co to?! Nagle coś spada na moją głowę!!
Zrywam się z miejsca. Coś smaga mnie po plecach.
Ja tego czegoś jeszcze nie widzę.
Nie czuję bólu, ale jest to nie do wytrzymania.
Uciekam, odwracam się… Mam przed sobą Glistę!
Taka mała, a dręczy obłędnie. Co za złośliwość!
Na pewno wcześniej mnie obserwowała.
Nie chcę dalej uciekać; co ma być, to będzie.
Przybyłam tu przecież, by głosić Dobrą Nowinę.
Jezu, Tyś dźwigał wszystkie nasze trudy,
daj mnie, kobiecie, Męstwo do przetrwania tej próby…
Niech poznają Prawdę o Życiu Wiecznym,
niech zapamiętają z mego Świadectwa jak najwięcej.
Stoję w miejscu, wciąż zaczepiana przez Oprawczynię.
Od tej chwili, o bliźni, jestem dla was.
O je… e… e… jj… O je… e… e… jj…
Prze – prze – raź – li – wy… wy… bóóó… óóól… bóóó… óóól… bóóó… óóól… smaga mnie.
Ona… ona… czymś strasznym mnie bije!!
Plecy…
Szyję…
Nogi i ręce…
Wciąż więcej… coraz mocniej… więcej… i… więcej…
Gorsze to… od… trawiących prędko… płomieni…
Moje nerwy… moje nerwy… kobiety…
Razi, strzela, wytchnąć nie daje.
Zamieniam się… cała… w ból.
Wiję się, ale trwam, gdyż działa we mnie Dar Męstwa.
Wspaniały prezent dał mi Duch Święty.
Słodycz mego wewnętrznego żaru
pozwala mi znośnie przeżyć inne przykrości.
Ta udręka słabsza jest od mej Miłości,
od Szczęścia, płynącego z bliskości Nieba,
od niezłomnej woli niesienia Ewangelii.
Nie obawiam się czekającego mnie męczeństwa.
Patrzę wzwyż, nad siebie – torturowaną bez litości.
Ból…
ból…
ból…
wciąż trwa
i trwa.
I trwa.
Widzę, jak one przybywają na statku.
Cieszę się, że wypełnia się moja Misja.
Dręczycielka rzuca mnie. Odlatuje do Pierścienic.
Nie czuję już niczego, przestała mnie ranić.
Błyska z góry od seledynowych promieni.
Jesteście tu! Jednak chciałyście mnie zobaczyć!
To dla mnie zachowałyście to miejsce!
Poczytam wam teraz Pismo Święte.
Poznacie dogłębnie Chrystusową Mękę.
Pozwólcie mi mówić, choćby i rażoną tym światłem.
Na pewno mnie rozumiecie, znacie naszą mowę.
A potem ukażę wam Samego Boga.
Na imię mi Alicja, o Rzeczach Świętych wam powiem.
To dla was tu przybyłam, a wy doświadczacie mnie.
Przebaczam wam to wcześniejsze bestialskie traktowanie.
Pragnę tylko spokojnie do was mówić.
Nie myślcie, że czynię to wszystko jakoś odważnie:
pragnęłam uciec, by los mnie nie zgubił.
Robię to po to, aby skończyła się ta wojna
i by obie strony zbliżyły się do Zbawienia.
Intencjonuję to cierpienie głównie w tym celu.
Nawróćcie się, wyrzekając się wszelkiego błędu.
Proszę was o pójście właściwą Drogą,
wynikającą z Miłości Boga i bliźniego.
Nie dręczcie nas więcej; porzućcie przemoc i bezprawie…
Czytam wam fragmenty Ewangelii,
w których opisana jest Chrystusowa Męka.
Odnoszę się także do innych miejsc paralelnych,
byście wiedziały także o wypełnieniu proroctw.
Poświata, jaką mnie raczycie, daje pewne ciepło.
Choć zdaję sobie sprawę, czym ono mnie powlekło.
Promieniowaniem. Jakiś radioaktywny metal.
Cokolwiek. Jestem świadoma, że to poważne.
Zapewne stanie się nieuchronne…
To już nieodwołalne…
Nieodwołalne…
Powolne… dotkliwe… niewidzialne…
Dochodzę do złożenia Pana Jezusa w Grobie.
Coś mi mówi, bym teraz wam Go pokazała.
Idę powoli ku Grobowi Pańskiemu
w rozerwanym na strzępy brzydkim łachmanie.
On króluje, On tam Jest, wierzę w to cała.
Pokornie się modlę, będąc na miejscu.
Och… Lśnienie… Lśnienie jaśnieje od Niego!
Spotyka się z bijącą od męczennicy czerwienią.
Cud! Cud Bóg sprawił, aby Znak dać Swym Dzieciom.
On rozpoznał ich, Obcych
– jako Swoich.
Posiadają duszę, a Pan zaprosił ich do Chwały…
Teraz opowiem o tym wszystkim Ziemianom.
Piszę na blasze kolejne wyrazy.
Próbuję wstać, by ewangelizować
naszych zagubionych gwiezdnych kuzynów.
Nie mogę. Ten marsz bardzo mnie osłabił.
Upadam na gruzy, chorobliwie zmęczona.
Otoczona jestem ciemnością wieczorną, cmentarną.
Nic już nie jest tak, jak było, nim runęłam, zemdlona.
Półmrok kąpie się w żarze. Boli mnie brzuch.
A właściwie wszystko. Nawet głowa…
Me niegdyś pełne życia i powabne ciało
porusza się z trudem i wstrętnie wygląda.
Co za wstyd… w jelitach gnoi się biegunka krwotoczna.
Nie, nie zhańbię murów, skrywających Bożą Obecność.
Uciekam stąd na lodowate zewnątrz.
Wlokę się na czworakach, krew leci mi z niewieścich ust.
Jak pijaczka: sikam pod siebie i wymiotuję.
Ja, która mogłabym być porządną matką.
Z obrzydzeniem patrzę na łuszczącą się skórę.
Straciłam paznokcie, me włosy wypadają.
Moje oczy zachodzą krwią i mętnieją.
Coś okropnego dzieje się z moim brzuchem.
Tak mocno upokarza mnie choroba popromienna.
Czy aż tyle gotowa byłam znieść?
Wszystko tak boli… umieram… co za zgroza!
Noc mego życia pośród dogasających pożarów…
Szatan uparł się, abym straciła Wiarę…
Aby zanikła we mnie wszelka Nadzieja…
Wypróżniam się przed progiem katedry na Bereidzie.
I znów brudzę swe szmaty… ropą… krwią… lepką od kału…
I znów… Czy to już nigdy nie minie…?
Robię się powoli coraz bardziej głodna.
Kaleczy me usta palące pragnienie.
Diabeł uwziął się, bym czuła się zwierzęciem…
Nie będę! Ponownie nawiedzam świątynię.
Będę tak krążyć tu i tam, prawie naga.
Goła i obleśna, niegodna spojrzenia.
Oblepiona, brudna, spocona, za młodu już zwiędła.
Krwotok się leje z mego zniszczonego łona,
jakbym została brutalnie zgwałcona.
Napiszę, co się dzieje, jaka niemoc mnie naszła.
Niemoc, a zarazem determinacja.
Daj mi, Panie, jeszcze jedną szansę.
O Męstwo znów Cię proszę. Chcę nawracać dalej.
Coś mi mówi: obdarzyłeś mnie przecież Charyzmatem…
Zasypiam. Może jutro poskromię cierpienie,
a Ty, któryś mnie tu przysłał, dasz nam Coś jeszcze…
Abyś ukazał, że Jesteś Panem.(*)
|