II
Przyjaciele moi wychodzili z budynku,
w którym zamieszczono wyniki egzaminów.
Niektórzy płakali nad swym smutnym losem;
kilka przeszłych lat spędzili bowiem bez wysiłku…
Nie ja… Zdałem wszystko bardzo dobrze.
Uczono mnie na studiach, jak wszystko działało
a także astronomii i budowy Wszechświata.
Mówiono też, jak bronić porządku, lecz walczyć nie dano.
Gdy pytałem o coś więcej, nikt nie odpowiadał.
Szedłem z wesołymi, omijając posępnych;
wszyscy zgodnie zmierzaliśmy w jedną stronę.
Rozpoczynaliśmy tydzień Niedzielą.
Stawiliśmy się na Eucharystię,
raz jeszcze przebywając w tym samym gronie.
Słuchaliśmy czytań z dwóch Świętych Ksiąg Starego
i jednej Nowego Testamentu.
Święty Apostoł pozdrawiał ufnie wiernych,
przypominał o misji nawracania pogan
i głoszenia narodom Świętej Ewangelii.
Słuchałem pilnie czytanego Słowa
i zechciałem wcielić pouczenia w życie,
jak przystało na bierzmowanego.
Przyjąłem również Komunię Świętą,
gdy doszło do kulminacyjnego momentu,
lecz teraz jakby właściwiej ją postrzegałem:
pamiętając o niedawnym Sakramencie Dojrzałości,
z taką powagą, jak wtedy, spożyłem
Hostię, mając niezwykle silną Wiarę,
że naprawdę była Chrystusowym Ciałem.
Modliłem się długo, pełen tej podniosłości.
Gdy przeżegnałem się przy Błogosławieństwie,
z rąk mych poczułem niezwykłe „Dotknięcie” –
jakby promień na czoło, ramiona i serce.
Wracałem do domu pełen tych wrażeń
i wielkiej Radości z przyjęcia Komunii.
Dzień pełen pogody sprzyjał chlubnym
myślom, a ja wciąż rozważałem niezwykłą chwilę.
Po raz pierwszy bowiem doświadczyłem
rzeczy cudownej.
Dogonili mnie przyjaciele: Karol i Wojciech,
których znałem w zasadzie od zawsze.
–K– Mamy dziś wspaniały dzień. Udaj się z nami na wycieczkę, Danielu. My też zdaliśmy egzaminy. Mianowano mnie doktorem nauk przyrodniczych i ścisłych.
— Z chęcią dołączę do was. A tobie, Wojciechu, jak poszło?
–W– Muszę wam coś wyznać. Coś, co niedawno narodziło się w moich myślach.
— Ale zdałeś filozofię i teologię, prawda?
–W– Tak… Lecz nie to się liczy… Otrzymałem bowiem Powołanie…
Nie dokończył, gdyż właśnie nadjechał autokar;
rozstaliśmy się na chwilę, by potem znów się spotkać.
Trzy rowery mej własnej konstrukcji poniosły
nas na wzgórze, skąd wybierano piasek do budowy.
Kurczyło się pod nami miasto, gdy tam wjeżdżaliśmy
a rosła ilość obserwowanych krajobrazów
przeciętych wstęgą rzeki oraz resztek lasów.
Gdzieniegdzie opadało piaskowe urwisko
w labiryncie pobliskich wyrobisk.
Przerzucaliśmy rowery przez nowe przeszkody,
wspinaliśmy się, jakby zdobywając szczyty.
Śmiech wstąpił na twarze trzech serdecznych przyjaciół.
W pewnym momencie całe rozbawienie prysło.
–W– Wstąpię do zakonu.
Na szczycie górki nastało milczenie.
Absolwent teologii unikał naszych spojrzeń,
a my swą postawą jedynie raniliśmy go,
nie widząc pomysłów na życie z takim przyjacielem.
Przemówiła przez nas bezduszna świecka ignorancja.
Przy drodze powrotnej prawie już płakał,
gdy Karol życzył mu szczęścia w tym trudnym wyborze,
a nim ja zdążyłem cokolwiek powiedzieć,
Wojciech wyprzedził mnie, zgadując, co chcę rzec.
–W– Każdy bierzmowany niech spełni swoje Powołanie. Widziałem, jak Daniel dziś się modlił. Życzę wam rozwoju tych Darów, które otrzymaliście na Bierzmowaniu. Nie wszyscy rozumieją pożytek ze stanu duchownego. Na pewno są też i tacy świeccy, którzy nawet więcej przysłużą się Ewangelii od ludzi, którzy poszli moją Drogą. Życzę wam wcielania w życie słów dzisiejszego czytania z Listu. Nieśmy Światło poganom.
|