VIII
Dni Światła - Tom I - Dziedzictwo - Część Pierwsza - Rozdział IX
X

     IX
     
      Postanowiłem nad morze zawitać,
do miasta aktorów, modelek i sław.
Z rodzicami tam byłem, gdyż nie miałem braci,
sióstr, ani innych niż dziadkowie krewnych.
Udałem się na gwarny plac w środku miejscowości,
zamiast spocząć w bezruchu, jak foka, na plaży.
Nie lubiłem tracić czasu na to, by nic nie robić.
      Na promenadzie skąpanej w promieniach słonecznych
przechodzili turyści. Przybyli tu głównie po to,
aby obejrzeć z bliska artystów.
      Ujrzałem także znane w kraju gwiazdy,
jak w odważnych strojach swobodnie chodziły.
Miały tu rzeszę swoich wielbicieli
i nie kryły się z własną tożsamością.
      Lecz więcej widziałem nieznanych statystów
i piękne dziewczyny, zapewne modelki.
A najmniej spotkałem osób mniej-ładnych;
mało też było starszych i dzieci.
      Tak często w pary się tam łączyli:
kobieca cud-piękność z bogatym i silnym
młodzieńcem, bardzo intymnie ją dotykającym,
pełnym dufnej śmiałości i pożądliwości.
      Patrzyłem, jak tworzyły się nowe pary:
podchodził on do niej pod pretekstem chwili,
czas jakiś ze sobą o niczym rozmawiali
i już miał uległość niewiasty jak w garści.
Bez czynów rycerskich, bez rozmów błyskotliwych,
bez spojrzeń zalotnych już kradł jej zażyłość.
      Choć złączył ich uścisk – nie była to Miłość.
      Pośród najładniejszych dziewcząt z całego państwa
niewiele ustępowało swym powabem tym,
które dotąd widziałem w swojej młodości,
a które bardzo mnie się podobały.
I choć miałem przed sobą wiele wybitnie pięknych
niewiast, to w miejscu, gdzie żadna się nie wyróżniała,
przestało to już zwracać moją uwagę
i tylko cieszyłem się z niewieściej urody,
choć smucił mnie powszechny triumf nieczystości.
      Tak wielce w mych myślach urosła Agata,
jej dostojeństwo, wdzięk oraz powaga,
a także to wszystko, co ku niej w mym sercu przeżyłem,
mimo, iż nie łączyło nas koleżeństwo ni przyjaźń.
A jakże byłbym szczęśliwy, gdyby nadeszły?
      Widząc inne dziewczyny, tak jak ona ładne,
skończyłem z przejmowaniem się wyglądem zewnętrznym,
a podobać mi się zaczęły przymioty ukryte
w duszy, pod zewnętrzną powłoką ciała.
      Obok mnie przysiadła się nieznajoma dziewczyna.
Miała bardzo jasne włosy, długie i obfite.
Perfekcja rysów i kształtów zdobiła jej oblicze.
Po chwili obróciła się zalotnie w moją stronę
i, przybliżywszy się, nawiązała rozmowę.
      –Nieznajomy– Dlaczego siedzisz tak samemu, smutny?
     
Rozmyślam sobie w samotności. To dla mnie nowe miejsce.
     
–Nieznajomy– Podobasz mi się, jeśli wolno mi o tym mówić… Jak masz na imię?
     
Daniel. A dlaczego pytasz, o nieznajoma?
     
–E– Mam na imię Elżbieta. Twoje oczy wyrażają zadumanie i Dobroć… Jesteś kimś wyjątkowym; potrafię to wyczuć.
     
Mówisz tak, a wcale mnie nie znasz.
     
–E– Możemy się poznać! Czy jest jakaś przeszkoda ku temu?
     
Miłuję pewną osobę, ale…
     
–E– Obserwowałam ciebie przez dłuższy czas… Jeżeli można zakochać się w kimś od razu, to tak właśnie się stało. Nie wiesz, być może, co tamta ona czuje do ciebie, ale możesz dać szansę również mnie. Pewnie nie wierzysz w to, co mówię. Poznałam wielu ludzi z naprawdę odległych miejsc, lecz w tobie widzę wschodzącą wielkość. Możemy spróbować otworzyć się na to, co przyniesie przyszłość, skoro nawet przeszłość jest dla ciebie pełna niepewności.
     
Nie przystaję na twoją propozycję, gdyż moje serce jest przy innej. Ale życzę tobie spotkania wspaniałego mężczyzny, który okaże tobie większą przychylność niż ja tobie. Życzę tobie doświadczenia Prawdziwej Miłości.
     
Wstała i odeszła ode mnie ze smutkiem.
      Lecz po chwili obróciła się i rzekła: „Dziękuję…”
      Wróciłem do miejsca noclegu późnym wieczorem,
tak bardzo było przyjemnie po zmierzchu nad morzem,
kiedy patrzyłem tęskno za horyzont –
dumając nad nieokreśloną głębią…
      Zakradłem się cicho, by nie budzić rodziców;
równie cicho ułożyłem się w swój śpiwór.
      Lecz nie mogłem zasnąć przez długie godziny
nie wiedząc, co jest ku temu przyczyną.
      A z bezgłosu szumem fal morskich przygłuszanego
dobiegły mych uszu szepty z pokoju sąsiedniego.
Słyszałem słowa osobistej modlitwy.
Zaskoczyło mnie to, jak nigdy.
      –Matka– Miej w opiece, Panie, to dziecko moje, tę córkę, którą odebrali nam źli ludzie spoza Świętej Ziemi i dopuść proszę, by odnalazła Twoją Miłość w oceanie niewiary, w którym tylko my jeszcze się ostaliśmy, i spraw, Panie Boże, bym przed swoją śmiercią ujrzała jeszcze dziecko zabrane mi po porodzie. Zmiłuj się nad Alicją, a także nad wszystkimi ludźmi, którzy potrzebują Twojej Pomocy poza Ziemią.
     


     

VIII
Dni Światła - Tom I - Dziedzictwo - Część Pierwsza - Rozdział IX
X