XVI
Z zawrotną prędkością jechałem pociągiem
do miejsca, w którym Wojciech przebywał z zakonie.
Wspominałem doniosłą rozmowę z pilotami,
podczas której wspólnie obliczyliśmy trajektorię,
by poznać, gdzie wylądował obiekt z Kosmosu.
I punkt ten odnalazł się na śródlądowym morzu,
w pobliżu pradawnej, Kościelnej Stolicy
i zbiegło się to z przypuszczeniami,
że ma to związek z występem w audiowizji
czcigodnych gości z „odległego” kraju…
Oglądałem wtedy, jak przybywali śmigłowcem
do bram pałacu Ojca Świętego, jak wyszli
i witali się gorąco z innymi
pod nadzorem gotowych do ataku ochroniarzy.
Gośćmi byli panowie w średnim wieku, dwóch duchownych,
kilka pań i paru młodzieńców z torbami
oraz jedna niewiasta, zasłonięta szczelnie płaszczem,
znad którego wypływały włosy jasnej barwy.
Pociąg przemierzał bezleśne równiny
środka mojego kraju, tu pozbawionego parków.
Przemykały wioski, pola i pastwiska,
rzeki, drogi, wieże, maszty i kościoły.
Zabrakło wielkich miast pośrodku bezdroży,
ciągnących się od gór do samego morza.
Właśnie tak najczęściej wyglądało oblicze
ziemi przez człowieka zagospodarowanej,
a oddanej ludzkości we władanie…
Superszybki bolid rozpoczął hamowanie
przed stacją pośrednią, na której miał się zatrzymać,
a z głośników nad głową nadszedł komunikat,
że przybył kwadrans za wcześnie na przystanek.
Za oknem rozciągał się płaski krajobraz.
Czy tylko taka normalność wypełniała nam życie?
Czy zwykłość opanowała przestrzeń w nadmiarze?
Na postoju podróżni opuścili pojazd.
I ja wyszedłem na równiny nicość.
Nad peronem górowała drewniana wieża
widokowa, a przy niej mieściła się tabliczka.
Otwarta klatka schodowa zapraszała do wnętrza.
A napis głosił: „rezerwat przyrody”.
Wspiąłem się i znalazłem się na tarasie.
Powietrze w mych płucach przestało krążyć,
ujrzałem bowiem rzecz osobliwą.
Oto roztaczał się ogromny obszar, ogrodzony
dwoma korytarzami rozwidlonej rzeki,
rozlany łąkami pomiędzy bagniste tereny
z jeziorem, zakolami, oczkami i stawami.
Niknące w szuwarach ścieżki zapraszały
do wnętrza parnej rezydencji kwiecia.
Ponad wodą setki ptaków gromadnie fruwały
majestatycznie wzbudzając drgania powietrza,
inne spokojnie przebywały w gniazdach,
radując się z życia w dzikim miejscu,
jak człowiek, który z wieży na to wszystko patrzył.
Jeden z nich, o biało-czarnym odcieniu
piór, o łagodnym i wzniosłym spojrzeniu
– gołębia i orła –
przyleciał i zawisł na chwilę tuż przy mojej twarzy,
po czym ruszył ku rzece, lecz znów się zatrzymał.
Drugi ptak o barwach pomarańczy
poszybował do pierwszego z dużej wysokości,
po czym oba odbiły w słońcu lśnienie światła
w ciepłych, rozbielonych, pięknych kolorach
i rozstały się, lecąc w dwie różne strony.
Pierwszy objął panowanie nad równiną,
zmierzając prosto przed się w dal wielką i niezwykłą,
a ku gwieździe do nieba zabran został tamten;
zniknął z mych oczu, zanurzony w promieniach,
lecz i pierwszego potem chmura zakryła
i z błękitem nieskończonym zlał się w jedność.
Po krótkiej jeździe z szybkością zbyt wielką,
by dokładnie na czas do celu przyjechać,
bolid dosyć znacznie zwolnił tempa
i z wdziękiem sunął z wolna po szynach.
Znikły za szybą przestronne widoki,
a nastał krajobraz miejskiego osiedla.
Wjechał w największą aglomerację
w kraju, gdzie obecny był ciężki przemysł.
Tam wzrastały wysokie i niskie kominy,
gdzieniegdzie pośród pagórków mieściły się fabryki.
Ujrzałem nawet szyb starej kopalni,
zapewne zabytek z zamierzchłej przeszłości.
Domostwa wiły się pomiędzy hałdami,
formując wraz z ogrodzeniami istny labirynt.
A dokąd wzrok sięgał, tam też coś się działo,
nie został nawet skrawek nie poznanej przestrzeni.
Patrzyłem na ścieżkę, która biegła koślawo
wśród pełnych hałd ugorów, omijając
zakłady i przecinając rzadkie skupisko bloków.
Minęła las, łąkę, drogę, jezioro, urwisko
i wiodła dalej uroczymi zakamarkami,
gdzie niby nic nie było, a zwiedzać można wszystko.
— Zatem postanowiłeś, Wojciechu, wstąpić do zakonu i zostać Kapłanem?
–W– Uznałem za wielką Łaskę możliwość wypełnienia Powołania, o którym tobie wcześniej mówiłem. Wciąż wierzę, że jest wiele miejsc, w których oczekuje się Ewangelii.
— Ja też wierzę, że są inne miejsca niż to, w którym żyjemy.
–W– I one też potrzebują Dobrej Nowiny. Ja pragnę pójść do pogan, wzorem Świętego Apostoła Pawła. To jest teraz pilniejsze niż cokolwiek innego. Ludzie stąd zaniedbali tę sprawę. Pan Bóg powołuje nas, abyśmy dzielili się naszą Wiarą z innymi.
— Ja wierzę, że mnie też Pan Bóg powołał.
–W– Powiedz coś więcej..
— Wkrótce po naszym rozstaniu pojechałem do różnych miejsc, o których jeszcze tobie opowiem. Wielokrotnie czułem, jakbym wypełniał powierzoną mi Misję, której Cel pozostawał odległy i jakby doniosły, a kończył się poza naszym światem…
–W– Mówisz na sposób poetycki, ale rozumiem, co kryje się pod tymi obrazami, choć nie do końca.
— Takie są moje myśli. Gdy w naszym mieście wyszedłem do zabytkowych ruin nadrzecznych, naszła mnie wizja z wnętrza wyobraźni, ukazująca wspomnianą Drogę, o której nie wiedziałem od razu, czym jest, lecz stopniowo poznawałem w swoich podróżach, myślach i czynach, a nawet w tym, co mówili do mnie inni ludzie. Nadal nie wiem, co na niej napotkam, gdyż nie mogę przecież znać przyszłości.
–W– Można po części wybierać przyszłość, gdyż każdy z nas ma wolną wolę. Cieszę się, że dostrzegasz tę możliwość, o której mówisz. Trzeba też rozpoznać, czy prowadzi ona do Królestwa Bożego. Po owocach się zobaczy.
— Dane mi zostało dostrzec piękno w dziele Stworzenia, poznać i pokochać wspaniałą dziewczynę, odkryć archeologiczne świadectwa o zapomnianej przeszłości, poszerzyć uzdolnienia. I przekonać się, że nie jesteśmy sami we Wszechświecie.
–W– Tak… Niewielu już o tym tutaj wie. Przyszła kolej i na ciebie. Zapewne ktoś tobie już o tym powiedział. Ja widziałem kiedyś dowody. Pokazał mi je duchowny. Przed wieloma wiekami mieszkańcy Świętej Ziemi skolonizowali pobliskie układy planetarne. Niestety, kontakt z nimi urwał się dla nas z pewnych przyczyn.
— Niedawno doświadczyłem cudownego przeżycia duchowego podczas Eucharystii. Co o tym sądzisz?
–W– Chrześcijanin ufa tylko Prawdzie, gdyż ona jest. Bóg Jest. Prawda duchowa została nam przekazana w Objawieniu. Na jej straży stoi Kościół Powszechny, powołany przez Samego Chrystusa. Kto zobaczył rzeczywisty Cud, ten ujrzał przejaw Wszechmocy Bożej. Jednak błogosławiony, kto nie widział, a uwierzył.
— Chciałbym, by wszyscy widzieli.
–W– To sprawa Pana Boga, a nie naszej woli. Prawda o Nim i Jego Mądrość są blisko, wystarczy po nie sięgnąć. A przejawy szczególnego Miłosierdzia oglądamy na co dzień i jeszcze wiele razy oglądać będziemy. Głośmy Ewangelię o Nim, o Zbawieniu, o życiu Wiecznym, a Wiarę w Niego rozpali w nas Duch święty. Czasami On przypomina na sposób cudowny o Swojej Obecności w Kościele w rozmaitych potwierdzonych Cudach. Ale my przyjmujemy przecież Samego Boga w Komunii świętej. To jest Cud, który zdarza się tak często. Jednak nie jest aż tak „widowiskowy” jak inne.
— Może właśnie zaczyna dotykać mnie cudowne Działanie i nie do końca pojmuję Wiarę innych.
–W– Uczucia są wtórne wobec Wiary. Można wierzyć, a odczuwać w sobie pustkę, jak to było u niektórych Świętych.
— Dziękuję za rady. Posłuchaj teraz: widziałem, jak prom z Kosmosu leciał do Stolicy Apostolskiej.
–W– Nie wiem, co powiedzieć… Zaskakuje mnie to, co się dzieje… Do Stolicy przybyli niedawno goście z Ambasady. Właśnie stamtąd.
— Spoza Świętej Ziemi.
–W– Tak. A ty ujrzałeś zamaskowany przez władców tego świata prom. Dopiero teraz oficjalnie pozwolili spotkać się Ojcu Świętemu z braćmi spoza Układu Słonecznego. Kościół już o tym wie, ale zabroniono nam na razie o tym rozgłaszać pod groźbą strasznych sankcji. Nadaremnie…
— Zatem naprawdę są inne planety zamieszkałe przez ludzkich kolonistów, tak?
–W– Tak. A na nich ludzkość, oczekująca Nowiny o Zbawieniu, którą im brutalnie odbierano, tak jak próbowano odebrać i nam.
— Była wielka wojna.
–W– Tak. Nie zniszczyli nas, wierzących, chociaż u siebie zwalczyli Religię. Pozostawili nas samych, izolowanych od ich bezpośredniego władztwa. Ale wciąż jeszcze sieją u nas zgorszenie. Odnieśli sukces w zatarciu pamięci o planetach poza Świętą Ziemią. Kiedyś zamieszkiwali je w większości Chrześcijanie, ale w wyniku wojny to się zmieniło. Wysiedlono ich tutaj, zmuszono do wyrzeczenia się Wiary lub zabito. Ateiści zajęli ich miejsce w Kosmosie, uzurpując sobie zasługę jego kolonizacji. Pozostała część Układu Słonecznego opustoszała, byśmy nie dostrzegli śladów jakiejkolwiek kolonizacji Wszechświata.
— Znalazłem dowody na to wszystko i poznałem ludzi, którzy popierają moje poszukiwania. Oni dali mi samolot, którym udałem się do kraju zamorskiego. Teraz wysyłają mnie do Stolicy. Pragnę spotkać się z tymi, którzy przylecieli tu promem.
–W– Postaram się tobie pomóc. To, co uczynisz, jest ważne. Sam o tym zresztą wiesz. Popytam hierarchów, gdzie będą przebywać goście, powiem, dlaczego to czynisz, zagadnę o umożliwieniu spotkania się przybyszów z przedstawicielem świeckich, czyli na przykład z tobą. Władcy dopuścili tylko kontakt z duchownymi. Może uda się to ukryć.
— Widzę, że dużo możesz zrobić dla tej sprawy.
–W– Powiedziałem Biskupowi o swoim Powołaniu i hierarchia usiłuje mi pomóc, jak twoi znajomi tobie. Kościół też tobie pomoże. Pokażę tobie teraz nagranie z wizyty, którego cenzorzy nie pozwolili puścić w audiowizji. Tam jest mowa o przybyszach spoza Świętej Ziemi.
W świątyni o pradawnej i kolistej kopule
stali ludzie wcześniej już przeze mnie oglądani.
Rozmawiali o losach pozaziemskich krain,
o planetach, zamieszkałych głównie
przez pogan. Papież, odziany w uroczyste szaty,
ze łzami w oczach przywitał się z nimi.
Niewymowna radość promieniała z jego twarzy
z niewymownej wspaniałości kontaktu z wiernymi
pochodzącymi z miejsc od dawna przez nas zapomnianych.
Troje przybyszów odłączyło się,
aby skierować swe kroki ku Wiecznej Stolicy.
Tuż przy wyjściu pewni ludzie w ciemne płaszcze odziani
otoczyli ich, skrywając przed gapiami,
tak że ledwo na świat spoglądali,
lecz kamera znad kolumny widziała ich całych.
Między dwoma panami przebywała niewiasta,
która jaśniała niezwykłością swej osoby…
Gęste włosy, z wdziękiem do szyi spadające,
o żółtym blond kolorze, przechodzącym
naprzemienną nicią w czerwień przy rozwianej grzywce,
okrywały twarz, pełną spokoju i dobra.
Endemiczny w swoim naturalnym pięknie był ów odcień.
Wtem zwróciła wzrok na kolumnę
i spojrzała bystrymi oczami wprost na nas.
Ujrzałem postać jak w cudownym lustrze;
lekkie tchnienie mnie przeszyło, gdy ją zobaczyłem
i trwało wciąż, póki na nią spoglądałem.
Wezbrały niewymowne myśli, jakbym ją znał,
pośród szumu dalszych, niż pamiętam, skojarzeń.
–W– Ta dziewczyna ma podobne włosy do twoich, dwukolorowe.
— Chciałbym spotkać się właśnie z nią. Intryguje mnie w niej coś, czego nie potrafię wyjaśnić.
–W– Porozmawiam z Biskupem. Wybrałeś osobę najpilniej strzeżoną przez ochroniarzy. Myślę jednak, że się uda.
— Ja też. Czuję to w sercu.
–W– Dużo myślałem nad rolą serca i rozumu. Ludzie sądzą, że jest źródłem głównie szlachetnych czynów i subtelnych uczuć… Ale też w sercu, jak głosi Ewangelia, powstają wszelkie złe myśli, gwałty, cudzołóstwa, przekleństwa i inne grzeszne plany. Zaś rozum jest drogowskazem moralnym, narzędziem współpracującym z Wiarą, źródłem twórczych myśli, mądrości, opanowania, wyrozumiałości i pomocą w najtrudniejszej, bezinteresownej Miłości, szczególnie nieprzyjaciół, jak nas uczył Jezus Chrystus.
— Czy to znaczy, że rozum jest lepszy niż serce?
–W– Wydaje mi się, że życie z samym rozumem jest jak jego logika, czarno-białe… A uczucia czynią życie kolorowym, dodają mu ciepłych barw, na przykład żółci i czerwieni. Lecz od nich pochodzą też jakby barwy chłodne, brzydkie i pełne ciemności. Rozum ma powstrzymywać zakusy serca, gdy przychodzą z niego złe rzeczy. Lecz gdy serce pociąga nas ku czemuś dobremu, umiejętnie przez rozum rozpoznanemu, ku czemuś czystemu, wtedy rozum wspiera ten wybór i nasze działanie staje się pełniejsze, gdyż ogarnia całe nasze pojmowanie świata – i rozumowe, i uczuciowe.
— Nawet ty mówisz poezją. Przekonałeś mnie, że należy raczej polegać na rozumie niż na zmiennych w uczuciach sercu, ale nie ignorować godziwych jego natchnień. Ale co z Miłością? Podobno ta prawdziwa bierze się z aktu woli, a nie z uczuć.
–W– Tak. Poza tym Miłość jest większa od Wiary i Nadziei, a wszystkie Trzy Cnoty Boskie są wielkie. Chciałbyś może posłuchać ciekawych wersetów Pisma Świętego, skoro już masz tę okazję mieć przyjaciela duchownego?
— Proszę.
–W– Obfity w naukę jest List do Rzymian. Jest w nim napisane, że „Pan Bóg współdziała z człowiekiem we wszystkim dla jego dobra”. Człowiek jest powołany według Bożego zamysłu. Jeżeli więc ciebie do czegoś powołał, to pomoże tobie we wszystkim, co dla ciebie dobre… Oczywiście nie zawsze pojmiesz wyroki Opatrzności, gdyż logika Wszechwiedzącego Boga jest inna niż logika ludzka, skalana niewiedzą i grzesznym zniewoleniem. A teraz inny fragment: „Duch Święty przyczynia się w błaganiach za tymi, którzy nie umieją się modlić, jak trzeba.” Módl się więc często do Pana i pilnuj się, by z szacunkiem wypowiadać słowa. Pamiętaj, żebyś stronił od grzechu. Chrześcijanin to sługa sprawiedliwości. Nie daj się zniewolić złu. I jeszcze jeden: „Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych – osiągniesz zbawienie”. Ponadto: „[…] Nikt też nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: «Panem jest Jezus».”. Pamiętaj też, że Duch Święty stroni od grzechu człowieka:
„Święty Duch karności ujdzie przed obłudą,
usunie się od niemądrych myśli,
wypłoszy Go nadejście nieprawości.”
— Poproszę o Ducha Świętego, by trwał we mnie, jak trwa od Chrztu Świętego i Bierzmowania.
–W– Ewangelia mówi: „[…] Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam.” oraz „[…] Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą.”
— Znasz dobrze Pismo Święte…
–W– Jest w nim to, co Bóg miał nam do przekazania i zechciał, by zostało spisane. A Kościół Święty pielęgnuje Tradycję, która istniała też, zanim Pismo Święte zostało spisane i przybrało ostateczny kształt. W jej właśnie świetle interpretuje Słowo Boże.
— Może i ja przeczytam je w całości…
–W– Nie zwlekaj, jak zwlekają ci, którzy uważają się za Chrześcijan i na tym poprzestają. Myślę nawet, że u niektórych pogan spotkam się z większą otwartością na Ewangelię niż u ludzi letnich.
Wśród bloków mieszkalnych wiły się ulice,
zdarzały się też parki z kwiatowymi alejami.
Miejscowi chodzili po nich lub siadali na ławkach,
choć niektórzy stali sobie na trawnikach.
Nad drzewami górowały kominy fabryczne
zakładów, które wytwarzały mnóstwo rzeczy.
Przed nimi stały budynki służące za domy,
w których bezpiecznie mieszkały rodziny robotników.
Otwarty na kolejne inspiracje z tych okolic,
gdzie tak wiele naraz spraw zwracało mą uwagę,
ruszyłem ku ludziom, wychodząc im naprzeciw.
Rosły drab, dufny w swoją pokaźną siłę,
odziany w brudny i wytarty strój
splunął, spoglądając groźnie na obecnych.
Odszedłem na bok, wzbudzając pogardę
mym tchórzowskim uczynkiem – w ich płytkim mniemaniu.
Uśmiechnął się starzec na ławce siedzący,
by litość wyrazić potencjalnej ofierze
i popił czymś mętnym z flaszki zardzewiałej
i zakończył myślenie, by już tylko siedzieć.
Małżeństwo szerokim łukiem mijające
tych wszystkich, którzy zdali się być w gorszym ubraniu,
rozmawiało ze sobą w Miłości.
Wtem przeklął młodzieniec, który palił coś w pobliżu.
Znikła pogoda ze spokojnych twarzy.
Podał znajomym paczkę trucizny niszczącej życie,
patrząc otępiale na pośladki cudzej żony.
Usunąłem się z parku na gwarną ulicę,
by nie słuchać wulgarnej mowy tych młodych.
Doszedł mych uszu głos dźwięcznej reklamy
przez dziewczynki, dla zabawy, melodyjnie śpiewanej.
Wsłuchałem się w słowa: to samo podawały,
co napisy na wielkim ekranie.
„Kup VR, użyj życia” – a w tle pentagramy
dość wyraziście uwypuklone.
Ścisnęło mnie w gardle. Kto na to przyzwolił,
by znakiem Szatana produkty oznaczyć?
Para nieznajomych, chłopiec i panienka,
przystanęła obok tego niemoralnego miejsca
i powiedział on do niej:
–On– Może warto jednak spróbować? Nie będzie chyba wielkim grzechem robienie tego na niby? Wszyscy moi koledzy już próbowali.
–Ona– Onanizm i nierząd to grzech. Jak możesz słuchać kolegów, mówiłeś mi, że…
–On– Skoro pozwolili reklamować, to znaczy, że można, czy nie? Chyba nie wierzysz we wszystko, co głosi Kościół?
–Ona– Wierzę, że na Świętą Ziemię przychodzą zgorszenia, mimo, iż większość z nas uważa się za Chrześcijan.
–On– Ta twoja bezwzględność. Nie chcesz – nie musisz, są inne dziewczyny, bardziej otwarte niż ty. Ja wolę tylko tak trochę być Chrześcijaninem. Nudno jest na tej naszej Świętej Ziemi. Nic się nie dzieje, nic się nie zmienia. Chcę czegoś więcej i spróbuję VR.
–Ona– W Apokalipsie napisano, że Bóg brzydzi się ludźmi letnimi…
–On– Mówisz jak jakaś zakonnica. Jeśli ci się nie podoba, nie musisz się ze mną spotykać.
Oddaliłem się, choć rozmowa się nie skończyła.
Nadeszło tylko wspomnienie Agaty,
która, podobnie jak ta nieznajoma,
nie gardziła Bogiem i nie szukała doznań.
I nagle w mym umyśle nastało rozjaśnienie,
gdy złączyłem w jedno obrazy z różnych miast:
z mego rodzinnego, z nadmorskiej plaży
i z centrum przemysłu. Wszędzie to samo wrażenie,
że powoli ogarnia wszystkich ignorancja,
a letniość otwiera furtkę dla zła.
|