XVI
Dni Światła - Tom I - Dziedzictwo - Część Pierwsza - Rozdział XVII
XVIII

     XVII
     

      Wśród wzgórz, porosłych łąkami i lasami,
obserwowałem przez szybę wzrost pofałdowania.
Nieustanna projekcja dziwów krajobrazu wokół,
w różnorodnych kompozycjach wzniesień lądowej „fali”,
rozlanej na równinach wszelaką obłością
wprawiała mnie mocno w nastrój inspiracji.
Czerwonawe niebo, spowite chmurami,
gościło promienie słońca ponad przełęczami.
Żelazna droga żelazna sunęła ciągle w dal,
a pociąg pochylał się na licznych zakrętach,
których ilość nieustannie wzrastała.
      Wtedy marzeniami na toń wypłynąłem
i, żeglując zaciekle, jakbym szukał lądu,
nie nalazłem brzegu zahoryzontalnych dążeń,
gdyż w każdą stronę wypiętrzały się skały.
      A myślałem o ukrytych pod powierzchnią skarbach,
tych z dawnych czasów, zakopanych przed wzrokiem.
Dumałem też o podniebnej wędrówce po grani,
o poznaniu Agaty w miłosnej przyjaźni
i wreszcie, jak przez mgłę niewiedzy, o tym,
co mnie czeka u celu, w Stolicy…
      A kim była ta ona na Ziemię przybyła,
która tak mocno poruszyła mnie swą osobą?
Z zapomnianych miejsc chciała nas odwiedzić…
Czy i ja też odlecę z Ziemi tam, gdzie przestrzeń kosmiczna…?
      Gdy wielką estakadą na stoku urwistym
pędził pociąg smuklej, niż wzrastały świerki,
to zwinnie lawirując po krętej trasie,
to niknąc pod murem przeciwlawinowym,
objąłem wzrokiem ów kraj „w posiadanie”.
Pamięć zarejestrowała te obrazy,
które powracały do mnie później jak zdjęcia,
czyniąc podróż do Stolicy wyjątkowym wspomnieniem.
Droga wiła się przez potężny masyw,
pokonując tysiąc kilometrową barierę
najwyższych gór na całym kontynencie.
Przecinała ją, by dotrzeć do Centrum świętej Ziemi.
     
Padał łagodny deszcz, ograniczający widoczność.
Ukazały się wyżyny – wzór uroku i piękna.
Przyciągały tych, którzy łaknęli odpoczynku
w zmiennym krajobrazie tysiąca pięknych wzgórz,
kolejek, przytulnych schronisk i bardzo krętych dróg.
Oto pod kołami pojawił się olbrzymi most,
postawiony setki metrów nad dnem doliny.
Po obu stronach miałem bezgraniczny horyzont
niknący we mgle opadu albo za stromą
górą, przesłaniającą wszystko za sobą.
      I nagle przedział wypełniła muzyka
emitowana przez dyskretne głośniki.
Umilała podróżnym i tak niebywałe chwile.
Sprawiała taką radość, że już na zawsze
w ich pamięci utrwalił się ów spektakl,
na który składał się obraz oraz dźwięk,
dwie sztuki, autorstwa Boga i człowieka,
postrzegane dwoma zmysłami harmonijnie.
      Ogarniałem całą doczesność, znaną mi od dawna,
lecz ponad nią pragnęła szybować wyobraźnia,
biegnąca do Ojca, do Stwórcy, do Pana,
do tej Miłości, tego Powołania, tego Dobra…
Do Wszechmogącego Trójjedynego Boga.
Przez życie w Chrystusie mogłem osiągnąć ten Cel.
      I powziąłem postanowienie o wytrwaniu w Łasce.
Miałem stronić od grzechu, aby godnie
przyjąć wszystko, co będzie mi dane.
      Otworzyła się przełęcz, zdobiona jeziorem.
Pociąg zanurzył się w tunelu pod wodę.
Gdy wynurzył się, przywiózł mnie nad ostatnią przełęcz,
bym na rajską dolinę rozpostarł spojrzenie.

       
     

XVI
Dni Światła - Tom I - Dziedzictwo - Część Pierwsza - Rozdział XVII
XVIII