XVIII
Ulicami miasta tysięcy zabytków
szedłem ku centrum Odwiecznej Stolicy.
A słońce stwarzało miłą atmosferę,
oświetlając budynki o jasnych barwach.
Cel mojej aktualnej wyprawy był tuż
za paroma rzędami zabudowań.
Zaraz miałem przybyć na to miejsce,
w którym miano dyskutować o ważnych sprawach,
mogących zaważyć na losie naszym przyszłym.
Zobaczyłem ogromne okrągłe sklepienie –
kopułę, która zdawała się górować
nad całym światem, który schrystianizowano.
Dotąd Kościół zmagał się z różnymi atakami
i przetrwał wszystko, jak wspomniano w Ewangelii.
–W– Wejdź po prostu do środka.
Wojciech przesłał właśnie wiadomość przez radio,
a byłem już coraz bliżej i bliżej…
Nad domami, na niebie, spoczywał ciemny
punkt: nie samolot, nie śmigłowiec. Ale on nas widział
i śledził kroki ludzi z przestrzeni sub-kosmicznej.
Nim spostrzegłem, wyłonił się plac z kolumnami,
a najwyższa uwieńczona była Krzyżem,
flagą Świętej Ziemi i kamerą.
Po raz pierwszy nadszedł nieprzezwyciężony lęk
przed prawdą, która szukała potwierdzenia w faktach.
Przekroczyłem linię strzeżoną przez nieznajomych
uzbrojonych w nieznane narzędzia ochrony.
–W– Udali się do nowej świątyni na godzinie siódmej, jak powiedział mi pilot z Agencji. Kilkaset metrów stąd.
Zatrzymałem się na chwilę przed olbrzymim wejściem,
nim przyszło mi opuścić ten graniczny rejon.
Oto wyszedł na balkon Ojciec Święty,
pokrywała go lśniąca biała szata,
a ciepło z jego twarzy biło na odległość.
Patrzył intensywnie wzwyż. Jego wzrok był tęskny;
może czegoś tam szukał, co stało się ukryte…
Czy Boga w Niebiosach, czy Wiary we Wszechświecie?
Zwrócił się na mnie, jakby wiedział, po co tu jestem,
uczynił znak Krzyża – dla mnie – w Błogosławieństwie.
Odnalazłem miejsce wskazane przez Wojciecha.
Przeszedłszy próg bazyliki, nie wstrzymałem kroku.
Trzech ludzi rzuciło się natychmiast do wejścia,
lecz, wymieniwszy słowa, rozeszli się.
Wybrałem ławkę w nawie pośrodku,
mając tyle samo przestrzeni z tyłu, co i z przodu.
W polu widzenia pojawiły się
osoby znane mi z filmu. Już miałem nań popatrzyć,
lecz zacząłem się modlić. W milczeniu, bez słowa.
Nikt się mną w tej chwili nie zainteresował.
Przedstawiłem Panu Bogu teraźniejsze sprawy.
Poczułem w duszy jakby przyzwolenie,
bym przywitał nowych bliźnich spojrzeniem.
Spod włosów obfitych w jasność oraz barwy,
zerkały na mnie poważne, ciepłe oczy niewiasty
o niezwykle intrygującej mnie twarzy.
Widać było, jak sama na mnie zerkała, przejęta.
Podniosła się i wskazała głową w stronę wejścia,
a ja ruszyłem równo z nią, jak byśmy się znali
i po chwili staliśmy razem na zewnątrz.
Wtedy usłyszałem jej głos – podobny do czyjegoś.
–*– Pozdrawiam cię w Imię Chrystusa, bracie ze Świętej Ziemi.
— Wzajemnie…
–*– Chciałeś mnie spotkać, oto jestem. Od dawna marzyłam o przybyciu tutaj… Macie tu bardzo ładnie, i tyle wspaniałych pamiątek przeszłości, gdy ludzkość była jeszcze zjednoczona w uwielbianiu Boga.
— Czy naprawdę przybyłaś spoza Ziemi? Czy są inne zamieszkałe przez nas planety? Czy to prawda, że tylko tutaj żyją Chrześcijanie?
–*– Dlatego tu jestem, byście poznali Prawdę i nie zwątpili. Tak, zgadza się, że wiele innych światów zamieszkują nasi bliźni, którzy je kiedyś osiedlili. Mnie pozwolono tutaj przybyć, a przecież mieszkańcy tych różnych układów, imperiów, federacji i innych wspólnot nie wiedzą nawet, że to po tej planecie chodził Syn Boży i że stąd wszyscy pochodzimy. Tak trudno opisać, ile zła wyrządzono tym ludziom.
Kroki powiodły nas na prastary most,
za którym zalegał okrągły wpół-zburzony fort.
Czułem, że nasza wycieczka jest szpiegowana.
Pozostawiono nam jednak swobodę zwiedzania.
–*– Nie podałam tobie mojego imienia.
— Ani ja mojego. A powinienem byłem pierwszy.
–*– Ewa.
— Daniel.
–*– Może wypada, żebyśmy się poznali, nim wymienimy się chłodnymi informacjami? Ludzie tak rzadko dzielą się między sobą swoimi Świadectwami, a tyle Dobra z nich wynika… W ten sposób dowiesz się, jak „tam” jest, a potem ty, jeśli zechcesz, opowiesz mi o sobie.
Przyjazna twarz zwróciła się ku mojej,
pogodnie oczekując, aż nastanie odzew,
jakby od dawna łączyła nas głębsza znajomość.
Nie dało się wygrać z tą rozbrajającą szczerością.
Poddałem się więc.
— Tak, proszę.
Uśmiech spowił jej lica radosne
i przez chwilę myślałem, że patrzę na siebie.
–*– Ja od młodości żyłam w odległym kraju. Pamięcią sięgam do chwil, gdy nauczyłam się kochać. Choć nigdy nie znałam ciepła rodziny, gdyż kazano mi radzić sobie samej jako dziecku, otaczający mnie ludzie odnosili się do mojej osoby z życzliwością, na jaką nie zdobywali się wobec siebie, gdyż panowało przekonanie, że Miłość jest bez znaczenia. Wtedy nie zastanawiałem się nad sprawami bytu ani teologii, lecz uczyłam się czynić Dobro i kochać – takie oczywiste były dla mnie te dwie rzeczy… Nawet nie wątpiłam, że życie ma Cel i że istnieje Ktoś ponad światem, kto kocha nas wszystkich i świat ten stworzył. Na pięknej planecie, na której się wychowywałam, mieliśmy na szczęście fantastyczną przyrodę, więc każdy uważał, że faktycznie samo z siebie to nie powstało. Nauczyciele też w to wierzyli. Ale o Świętej Ziemi nie wspominali. We wczesnej młodości zacząłem szukać Boga, otwierając się na bliźnich.
— Jesteś Chrześcijanką, tak?
–*– Już jako niemowlę zostałam ochrzczona. Od pewnego momentu byłam swobodnie nauczana Wiary przez Kapłanów. Przyjęłam pierwszą Komunię Świętą. W bibliotece zachowało się parę książek na tematy religijne, choć na innych planetach były one zakazane. Nie znalazłam tam jednak żadnej pozycji o Świętej Ziemi.
— U was nie ma nawet książek o nas? Dobrze, że zachowano przynajmniej te chrześcijańskie.
–*– Miejsce, gdzie mieszkałam, znajdowało się na uboczu wielkich imperiów, w Lidze Wolnych Układów, do której za mojej młodości trafiła planeta. Gdy wyszłam ze swojego sierocińca, dotarłam do grupy wierzących i tam mocno rozwinęła się moja Wiara. Należałam do wspólnot, w których bliźni wzajemnie sobie pomagali. Mieliśmy potajemną, lecz bardzo słabą łączność ze Stolicą Apostolską poprzez osobę Biskupa.
— Szykanowano was?
–*– Tak. Pytasz o działania władzy i o zło przez nią wyrządzane?
— Tak. Poza Świętą Ziemia żyją przecież ateiści…
–*– Raczej niezliczone rzesze ludzi czekających na Dobrą Nowinę. Chodź, chcę zobaczyć starożytny Stadion.
Udaliśmy się więc, przerwawszy rozmowę,
do wielkiej budowli uczynionej z kamienia.
Pokazałem przyjaciółce podziemną drogę,
którą prędko na miejsce dotarliśmy metrem.
Ochraniarze podążali cały czas za nami,
wciąż pozwalając nam swobodnie zwiedzać.
W milczeniu niezwykłą wydała się ta osoba
przybyła z jak najdalszej kosmicznej otchłani.
Oglądała miasto radosnym wzrokiem,
wszystko ją cieszyło, nawet hałas dokoła,
a mną coś targało, lecz nie to, żebym się zakochał…
Stanęliśmy na jednym z górnych tarasów,
jednego z najstarszych zabytków, co został na świecie.
Tworzyły go ogromne masy głazów,
zwarte w wydłużony i głęboki okrąg.
Patrzyła na Krzyż obok dużymi oczami,
o spokojnym kolorze szarej zieleni.
Włosy błyszczały w słońcu jak świetliste promienie,
z oceanu blond wyłaniała się w dwu-kolorze czerwień.
Tak pomieszane nitki dwubarwnych odcieni
spływały szlachetną dwu-zasłoną na czoło,
dając przestrzeń wyżej wyłącznie żółtemu puchowi,
wykazującemu platynowy połysk.
–*– Przyglądałeś się moim włosom.
— Tak… przepraszam. Po prostu myślałem, że tylko ja mam dodatkowe pasma na grzywce. Urodziłem się z nimi.
–*– Możesz na mnie patrzeć, przyzwyczaiłam się do tego. Zgadłeś, że te odcienie są u mnie naturalne jak u ciebie. Wyglądamy bardzo podobnie; też to zauważyłam.
— Może dlatego wybrałem spotkanie z tobą; sam nie wiem.
–*– Ja od początku odczuwam coś, czego nie potrafię nazwać, choć tak wiele już doświadczyłam. Być może już ciebie kiedyś widziałam, a tym mnie.
— Czy to możliwe?
–*– Miałam jedną okazję odwiedzić Świętą Ziemię, ale powiem o tym za chwilę.
— Lepiej nie mów, na pewno nas słyszą.
–*– Oni nie są tak źli, jak się tobie wydaje. Zdobyli się nawet na rozmowę ze mną, choć im zabroniono. Dlatego pewnie pozwolili mi pójść z tobą do miasta.
— Więc mów, jeżeli chcesz.
–*– Pewnie, że chcę. Zdradzę, dlatego tak bardzo mnie szpiegują. Po opuszczeniu Nigorii, planety dzieciństwa, zaczęłam przemierzać układy słoneczne, by wspólnie z innymi ewangelizować ludzi. Odnajdywałam poszukujących duchowości i Prawdy, i wspólnie z innymi pomagaliśmy Kapłanom nawracać z Pomocą Bożą zagubionych. Wspieraliśmy też rozproszony Kościół. Niektóre imperia i federacje nie zwracały większej uwagi na nasze działania, gdyż tam nawet rządzący zapomnieli o zgubnym nakazie przemilczania wszystkiego, co związane jest z Chrześcijaństwem. W pozostałych rozesłano za nami listy gończe. Pewnego dnia Bóg dał nam wszystkim szczególny dar: nawiązano bezpośredni i oficjalny kontakt ze Świętą Ziemią, i w Lidze Wolnych Układów, do której należy dużo państw, założono Ambasadę Oceanicznej.
— Tak nazywają Świętą Ziemię?
–*– Tak… Pracowałam w Ambasadzie, gdyż tylko tam znalazłam schronienie. Gdyby nie to, zabrakłoby mi środków do życia. Dotąd zarabiałam jako antropomodelka. Tam przyjmowałam Sakramenty Święte i uczestniczyłam w życiu Kościoła. Ojciec Święty dużo łatwiej nim kierował niż wcześniej, gdy musiał uciekać się rządzenia w sposób potajemny. Najtrudniej było mianować Biskupów, dlatego rzadko się ich spotykało poza Oceaniczną. Rozproszone wspólnoty i tak od zawsze potwierdzały prymat Ojca Świętego, przyjmując wszystko, co tylko zdołali usłyszeć a my cieszyliśmy się z uzyskania łatwiejszego dostępu do Źródła Nieomylnej Nauki.
— Nie wiedziałem o tym wszystkim…
–*– Moi rodacy z poza Świętej Ziemi potrzebują waszej pomocy. Spodziewałeś się, że usłyszysz to w naszej rozmowie, prawda? Mówię tobie to ja, która żyłam w Kosmosie przez tyle lat…
— Spodziewałem się czegoś takiego. Ale teraz rozumiem więcej, gdyż opowiedziałaś mi o sobie i o twoim świecie…
–*– Jeszcze przed całą tą działalnością spełniły się moje marzenia, gdy pozwolono mi przyjąć Sakrament Bierzmowania na… Świętej Ziemi. Wspólnie z wami. To była prawdziwa radość.
— Zatem byłaś już w Stolicy?
–*– Nie, Biskup wybrał mi małe miasto nad pewną rzeką na nizinie za górami. Otrzymane Dary przemieniły moje relacje z Bogiem i bliźnimi. Sama podziwiam was, że tutaj każdy ma tak blisko do pogłębiania Wiary i więzi z naszym Panem.
— Przekonałem się, że nie każdy z tego korzysta. Ludzie obojętnieją. Potrzeba im jakiejś przemiany. Może szkodzi nam izolacja.
–*– Bardziej szkodzi raczej bilionom ludzi spoza Oceanicznej, izolowanych od Źródła.
— Nie to miałem na myśli…
–*– Wiem, że żal tobie mieszkańców twojej planety. Kto wie, może bardziej potrzebują pomocy letni od zimnych.
— Nie rozumiem.
–*– Ojciec Święty tak mi powiedział, powtórzyłam tylko jego słowa. Za mało was znam, by się z tobą nie zgodzić. Na pewno możemy pomóc sobie nawzajem, dlatego właśnie Ambasada wysłała nas tutaj z wizytą.
— Ja sam chętnie opowiem o tym, co tu widziałem, gdyż aż do Bierzmowania żyłem w nieświadomości otaczającego mnie świata.
–*– Z przyjemnością ciebie posłucham, Danielu. Wybierzmy inny zabytek niż ten.
— Pójdziemy do ruin starożytnego cesarstwa. Wiedz, Ewo, że ja osobiście uczynię wszystko, by wam pomóc. Po to tu jestem.
–*– Ja też. Ciekawi mnie, że podobni jesteśmy we wspólnej Misji, a także w tym, co myślimy, a przecież nawet rodzeństwa rzadko takie bywają…
Wędrując zakątkami starodawnych ulic
opowiadałem jej swoją historię:
o sielance domu, o owocnych studiach,
o głęboko przeżywanym Bierzmowaniu.
Cierpliwie wsłuchiwała się we wszystkie szczegóły,
nic, co powiedziałem, nie uszło jej uwadze.
Spostrzegłem, że gdy wspominałem zdarzenia domowe,
czerpała z tych rodzinnych spraw większą radość niż ja,
choć przecież nie ją to dotyczyło.
Napomknąłem o czasach spędzonych na zwiedzaniu,
o nagłym odkrywaniu ruin sprzed wielu lat,
o przemianach duszy w natchnionych momentach,
o pomocnej i mądrej rozmowie z Wojciechem,
o ujrzeniu zła, którego nie znałem
i o podróży na to doniosłe spotkanie.
Kiedy tylko wspominałem o swoich problemach
lub gdy któreś z wydarzeń ją zaskoczyło,
lub przy opisie ciekawszych miejsc i pomyślnych zdarzeń,
jej wzrok zdradzał pełne szczęście albo cierpienie
tak, iż żal mi było zbyt ubarwionych słów,
które nieodpowiedzialnie padły z mych z ust.
Przejęte spojrzenie wymogło na mnie szczerość,
jakbym z matką rozmawiał lub z wiernym przyjacielem.
Oto pod nami ukazał się widok
na olbrzymie przestrzenie pokruszonych murów.
Leżały tu kolumny przykryte sufitem
budynków miasta zasypanego pod miastem.
Wiele tysięcy lat temu wzeszło
imperium i równie dawno temu się skończyło.
Niegdyś rozlegał się tu głos chórów,
kupcy wykładali towary na straganie,
żołnierze ćwiczyli na placach swe miecze,
a nie było nawet kawałka powierzchni,
gdzie nie stał jakikolwiek zabytek.
Te same problemy co ludzi nam współczesnych
dręczyły umysły dawnych myślicieli,
a tak duży dokonał się od wtedy postęp,
tak wiele już istniało gotowych odpowiedzi.
Nad dziurą w potężnym dzisiejszym kolosie
miejskim górowały nowsze bloki z chwil obecnych,
posiadające wygody nowożytnej techniki…
lecz także świadectwo niejednej gwałtownej wojny
i cień zapomnienia dorobku setek pokoleń.
Ponadto nieznane były dalsze ich losy.
W jednej chwili aż grozą przejęło:
podeszli szpiedzy i zadzwonił mój telefon.
Ewa czym prędzej sama podeszła do nich,
tak iż mogłem skończyć rozmowę, nim nadeszliby.
–H– Tu Henryk, szef pilotów. Blisko tarasu, gdzie stoisz, jest punkt wymieniony w spisie na wyspie arktycznej, do której kiedyś przyleciałeś, pamiętasz?
— Nie dzwonisz w odpowiednim momencie!
–H– To ważne. Pójdź tam i użyj tych twoich skanerów. Mamy podejrzenia, że znajduje się tam pewien dokument o oznaczeniu „zero”. Napisy znalezione w bazie polarnej podczas drugiej wizyty wskazały na coś niewiarygodnego. Powiemy tobie, gdy już tam dotrzesz. Poczekamy, aż nikt nie będzie cię podsłuchiwał.
— Obserwujecie mnie?!
–H– Oczywiście. Kamera z kolumny nieźle przybliża. Masz teraz okazję, kiedy oni odeszli.
— Nie wykonam!! Co wy sobie myślicie? Są teraz ważniejsze sprawy! Wasza prośba może przecież poczekać.
Wtem wróciła Ewa i chwyciła mnie za ramię.
–*– Danielu, nie denerwuj się. Oni zabierają mnie z powrotem do Bazyliki Apostołów. Będziesz miał okazję zobaczenia się ze mną wieczorem. Poczekam na placu.
Odeszli, zostawiając mnie w dziwnym stanie;
daremnie próbowałem panować nad myślami:
tak wiele wydarzyło się w tak krótkim czasie,
a wciąż przed oczami miałem dwie niewiasty…
Pomiędzy dwiema samotnymi kolumnami
odnalazłem otwarte wejście pod powierzchnię.
Zboczyłem do prawej i lęk przeszył me serce:
usłyszałem, jak runęła w drobny pył ta z lewej…
Obejrzałem się, jak opętany, za siebie.
Na tarasie nie było nikogo.
A w okruchach błyszczał bardzo piękny kryształ.
— To Cud…
Postanowiłem wykonać ogląd.
Podniósłszy znalezisko, ujrzałem znaki
wyrzeźbione w ściance najtwardszego tworzywa.
„Do użycia VR. Skanowane […] wiele laserów. Wewnątrz […] […] trzy kierunki. Pobliskie zabytkowe studio […]. Powinni zachować do […]. Inaczej zbudować takie. Nadzieja, że jesteście wierzącymi, wy […] czytacie.”
Skierowałem się do wnętrza, które okazało się
archeologicznym stanowiskiem badawczym.
Do dziś pozostało zupełnie gotowe
do użycia. Jak w arktycznej bazie północnej.
— Henryku, tu jest pomieszczenie komputerowe.
–H– Tak, tu ogląda się różne materiały w powiększeniu. Lecz w bazie arktycznej wspomniano, że znajdziesz też hologram.
— Trzymam go w ręce i nie mogę uwierzyć, jak go zdobyłem.
–H– Zawaliłeś kolumnę. Nie pamiętasz? Coś ci jest?
— Ona przecież sama runęła.
Ułożyłem ów kryształ w pojemniku laserowym.
Wiele razy w czasie studiów używałem takowych,
chociaż te tutaj zdawały się być przestarzałe.
Na ekranie ukazał się dostęp do programów.
Bez problemu zajrzałem do środka hologramu,
oglądając ściany, wyrzeźbione jak w pałacu.
Nie ujrzałem nic więcej na płaskim ekranie,
jedynie podróżowałem przez labirynt.
Gdzieniegdzie tylko fragmenty jakiś kształtów
rozmywały się w losowych miejscach.
Być może tworzyły nieznany szyfr.
Rozejrzałem się wokół po pomieszczeniu.
Tuż obok stał fotel, podłączony kablem,
a nad nim wisiało kilkanaście hełmów
z zasłoną na oczy.
Usiadłem i założyłem jeden z nich na siebie.
Nie minęła sekunda, a pojawiła się projekcja.
„Tu VR. Wybierz numer akcji”.
— Sześć.
Zdjąłem czym prędzej, drastycznie zgorszony.
Oto zobaczyłem rozpalone ciała
w najzdrożniejszej chwili, w jakiej znaleźć się mogły.
Otaczała mnie w pełnym trójwymiarze
najbardziej wyuzdana pornografia,
dostarczając tak niechcianych, erotycznych wrażeń.
— Henryku, oni tu mają urządzenia do projekcji pornograficznej.
–H– To modne w ostatnich czasach. Podobno rozprowadzają je już wszędzie na planecie, wbrew zakazom konwencji pokoju. Niedawno zmodernizowano tę wiekową salę. Jako jedyna jest powszechnie znana. Czy wniknąłeś w hologram?
— Tak, ale są w nim tylko jakieś figury, nie zbieram ich w żadną całość.
–H– Podłącz VR do komputera, a odepnij od projektora. W pobliżu znajdziesz wolant służący do poruszania się. Oprogramowanie na komputery obsługuje już VR. Samo w sobie nie jest to złe, wszystko zależy od oglądanych materiałów.
Uczyniłem, jak polecił, przemieniwszy kabel
i nagle ujrzałem inny, nieznany świat.
W wyniku dziwnej akomodacji oka,
zlały się w całość kształty wyryte w krysztale.
W korytarzach nierozpoznanego pojazdu
pojawiły się strzałki zapalone po bokach.
Poruszyłem naprzód metalowym drążkiem.
Sterując nim, sunąłem w wyznaczoną przez nie stronę.
Minąłem wiele sal coraz bardziej udziwnionych,
aż dotarłem do celu wirtualnego marszu.
Perfekcyjnie odtworzona kabina
zawierała urządzenia stanowiące kokpit,
a symboliczne gwiazdy świecące na wizjerze
zaprzeczały rozumowi, sprzyjały zaś wierze,
że całość mechanizmu to pojazd kosmiczny.
Wnet pojawiły się w przestrzeni napisy.
„[…] jesteś w projekcji istniejącego naprawdę […] kosmicznego. […] ten, którego wizję podziwiasz, jest ukryty za […] […] […] lodowcem Wielki Dzwonnik. Pozostałe w miejscach […] […] Bazie Konwaliowej, znikającej okresowo […]. Podczas wojny z wrogami Świętej Ziemi […] pojazdy kosmiczne na Dziwadełko. Przy groźbie opanowania nas i […] […] […] ukryliśmy pamięć […]. Wszystkie gotowe do użycia […]. Oto współrzędne […] szukaj w zerowej pozycji […], w przypisach do Historii Świętej Ziemi […] szyfr. Rozwinięcie liczby półtora oraz dwa-i-pół w działaniu trzy-i-pół, które […] wybierze. Niech spełni się modlitwa, żeby […] był wybrany i obdarzony Łaską.”
Po projekcji pojawił się tekst Pisma Świętego,
Katechizm Kościoła i Historia Ziemi,
której nigdy wcześniej nie poznałem w pełni,
a całość podpisywała liczba zero.
Pełen myśli, które miałem zanim
zstąpiłem do ruin i odkryłem wielkie rzeczy,
dumałem jedynie o Ewie i Agacie.
Czekając na nadejście ponownego spotkania,
stałem pod kolumną na placu papieskim,
stęskniony i pełen obaw, czy jeszcze zobaczę
niezwykłą przyjaciółkę z doniosłym Powołaniem.
Lecz nie przestałem darzyć sympatią Agaty.
Miłość do ukochanej wciąż bardzo mocno trwała.
Nie zniknęła piękna artystka z mego serca…
Jak łatwo mogłem to bez przeszkód pogodzić
z przedziwnym uczuciem do drugiej osoby,
tak innym, tak nieznanym, tak niezrozumiałym.
A była tak piękna i do mnie podobna,
i okazała w swej duszy taki ogrom Dobra,
że nie potrafiłem wzbudzić nawet wyobrażenia
o tym, że mógłbym związać się z nią w Miłości,
a jednak, jak bliską osobę, już ją pokochałem.
Kim jesteś, nieznana, że serce me dotykasz
i pragniesz pójść obok mnie poprzez koleje życia?
Skąd pochodzisz Ewo, me odbicie lustrzane?
Czy ujrzę jeszcze kiedyś dobroć twojego oblicza…?
–*– Długo czekałeś, bracie?
— Bałem się, że już się nie zobaczymy.
–*– Pozostanę przy tobie tak długo, jak pragniesz.
— A… ach…
–*– Znam i ja twoją radość, Danielu. Wiem, co wobec mnie odczuwasz i co ja wobec ciebie.
— To nie jest Miłość, jaką…
–*– Wiem! Posłuchaj, usłyszysz coś, co w moich oczach wydaje się niezwykłe, a twoje będą to postrzegać jako Cud… Nic teraz nie mów… Kiedyś dowiedziałam się, że narodziłam się w zakazanym świecie, czyli na Świętej Ziemi. Dziś udało mi się nareszcie powrócić na nią na stałe. Przy okazji wszyscy nasi ochroniarze nawrócili się pod wpływem moich słów. Skrywali bardzo dużo informacji o mojej osobie i podzielili się nimi ze mną. Sprawdzili też nasze metryki urodzenia za pośrednictwem administracji Kościoła.
Spojrzała na mnie z Miłością.
–*– Mam na imię Alicja. Jestem twoją siostrą.
Siostrą.
|