XXII
Dni Światła - Tom I - Dziedzictwo - Część Pierwsza - Rozdział XXIII
XXIV

     XXIII
     
      „Witamy was z pobliskiego układu Eta-Kasjopeja! W imieniu mieszkańców planet: Akanium oraz Zeidy, stale jeszcze terraformowanych. Pierwotna terraformacja przerwana została nadmierną aktywnością gwiazdy wywołaną lotami kosmicznymi. Potem przez dłuższy czas nasz system był nie zasiedlony. Nigdy nie słyszeliśmy o Oceanicznej. Z przekazu wynika, że znajdujecie się około dwadzieścia lat świetlnych od nas w układzie Sol Centralis. Jesteśmy przybyszami w swoim rejonie i od niedawna należymy do Ligi Wolnych Układów. Nie utrzymujemy jeszcze pełnej łączności z resztą jej członków, więc nie nawiązaliśmy kontaktu z Ambasadą Oceanicznej. Poszukujemy lepszego życia w kolonizowanym świecie i jesteśmy otwarci na wszelką wiedzę, którą chcecie nas obdarować. Dziękujemy z góry za ofiarowaną pomoc, jakiej wciąż mało. Jeżeli posiadacie zerową […] […], prosimy o przesłanie jej dla nas, w celu skompletowania […]. W zamian za waszą ofertę nauczenia nas tych ważnych, jak wierzycie, spraw, a nawet bez względu na te intencje, zapraszamy was na Akanium. Potrzebni nam osadnicy o dowolnym stopniu zaawansowania technicznego. Jest nas tak niewielu, że każda ilość ludzi znajdzie tu swoje zajęcie w nowo wybudowanych osiedlach. Nasze firmy potrzebują pracowników. Szybko zwrócą się wam koszty osiedlenia. Wbrew obyczajom pozostałych systemów, my trzeźwo patrzymy na życie. Pragniemy bardziej tworzyć niż wegetować. Inwestować niż konsumować. Nie paramy się VR, ani innym sztucznym zaspokajaniem zmysłów. Przyjmijcie nasze zaproszenie wy, którzy zwróciliście uwagę na nasz marny układ, Eta-Kasjopeję. Oczekujemy waszego przybycia, choć wiedzcie, iż zasilanie naszego punktu transportu tachionowego jest na wyczerpaniu. Oto jego koordynaty: [liczby].”
     
Wieść rozeszła się na wszystkie strony.
Nie zatrzymaliśmy informacji tylko dla wąskiej
grupy wtajemniczonych. Obiegła całą Ziemię.
Roztopiono fragment lodowca Wielki Dzwonnik,
a ja pracowałem nad projektem kosmodromu.
Bazowałem na danych od przeszłych pokoleń.
      Najlepsi specjaliści z całego globu
przybywali, by odwiedzić moją byłą uczelnię.
Przedstawiłem wspólne dzieło profesorom
i czekałem na ich opinię: dobrą albo złą.
      Pod koniec prezentacji otrzymałem owację
na stojąco. Nawet Papież przesłał nam gratulacje:
mnie, mej siostrze oraz stowarzyszonym pilotom.
      Innymi oczami patrzono już na nas,
nie jak w dzieciństwie, gdy żyłem anonimowo…
      Alicja dawała Świadectwo o ludziach Wszechświata,
rozgłaszając publicznie o pomocy Opatrzności,
która przydała się podczas misji ewangelizacyjnej,
skierowanej ku bliźnim żyjących w ciemności.
Kazałem jej publicznie przestrzec ludzi przed gasnącą
Wiarą w Boga na Oceanicznej…
Dużo osób zbierało się przy niej,
a ona ich wszystkich naraz pouczała.
I wielcy artyści, naukowcy, duchowni,
politycy, budowniczy, wojskowi, sportowcy
nadciągali zewsząd, by zasilić grono śmiałków
przeznaczonych do lotu na Akanium.
      Ustanowiliśmy testy kompetencyjne,
by wyłonić szefa kosmicznej wyprawy.
Zwyciężył w nich Henryk, doświadczony as przestworzy.
      Lecz smutna wieść zniechęciła wielu:
gospodarze najbliższego punktu tachionowego
przesłali nam informację o istnieniu drugiego,
lecz oba zamknęli dla ruchu kosmicznego.
Powiedzieli, że w obu zabrakło Dziwadełka
i że po wsze czasy ruch statków będzie zawieszony.
Podobno niektórzy wracający do Ambasady
ukradli cząstkę, która umożliwiała loty.
      Potwierdziło się, że mieszkamy od dawna w więzieniu,
a siostra była pewna, że nas okłamali.
Lecz nie chcąc, by uleciała z nas Nadzieja,
poleciła zaufać Panu, który nas ochroni.
      Poszedłem pomodlić się do kościoła.
Odkryłem przed Bogiem wszystkie swoje wątpliwości.
Mimo iż wzbogaciłem się materialnie,
nadal nie miałem komfortu wewnętrznego.
Odmówiłem naprędce cały Różaniec,
lecz nic w zasadzie się nie zmieniło.
Być może myśli me uleciały w siną dal,
zamiast skupić się na scenach z Życia Syna Bożego.
      Dziękowałem za niedawne odkrycie tysiąclecia
i za to, że nagle stałem się sławny.
W odpowiedzi ma własna intuicja mówiła mi,
iż bogactwa nie są mi potrzebne do szczęścia,
lecz skoro już dano mi to wszystko,
niech mądrze wykorzystam powierzone mi dary,
pozostając w sercu ubogim w duchu.
      Pytałem, czy nadal podążam w dobrym kierunku,
gdyż bardzo chciałem dalej iść ową Drogą.
      — Pomóż mi w mym Powołaniu, Panie. Prowadź mnie, Duchu Święty, jak czyniłeś to zawsze. Twego szczególnego Działania doznawałem od Bierzmowania Świętego. Nie liczę na zasługi, jakimi darzą mnie ludzie, a jedynie wyrażam gotowość podążania wskazanym mi Szlakiem…
     
Gdy, wstając, oddawałem Bogu pokłon,
do świątyni wstąpił starszy jegomość.
Nagle podszedł, dał mi coś i rzekł do mnie:
     
–Nieznajomy– Niech ci Bóg błogosławi i wsłuchuje się w twoje modlitwy.
     
Bardzo mocno zaskoczony tym zdarzeniem,
wziąłem do ręki malutki obrazek.
Widniało na nim holograficzne „zdjęcie”
bolesnej twarzy Jezusa, odbitej na Całunie,
największej relikwii dotąd zachowanej,
choć nadal budzącej liczne kontrowersje.
     
Przy wyjściu spotkałem dobrze znaną mi osobę.
Nagle moje nogi wypełniła jakby wata;
ugięły się pode mną; nie wiedziałem, co czynić.
      Była nią Agata.
      Teraz jeszcze ładniejsza niż zwykle; miała na sobie
odświętny strój, w kolorystyce swej radosny.
Świętowała mimo braku świąt w najbliższym czasie.
Ujrzawszy mnie, zatrzymała się po chwili
i jakby z miłosnym podziwem spojrzała mi w oczy.
      –A– Danielu… Chciałabym wyrazić mój podziw dla twoich dokonań… Odnalazłeś wielkie zabytki przeszłości. Dzięki tobie mamy możliwość poznania inspirującego i gościnnego Wszechświata.
     
Wiesz… Ja uczyniłem to wspólnie z członkami Stowarzyszenia Pilotów. Gdyby nie ich pomoc, nic by nie wyszło.
     
–A– Słyszałam, że odwiedziłeś wraz z siostrą moją galerię. Cieszę się bardzo, że spotkałaś zaginioną i utęsknioną osobę a twoja rodzina przeżywa z tego powodu radość.
     
Ja też się cieszę… ale cieszę się również z tego, że… spotkałem…
     
–A– Danielu, nie mów jeszcze wszystkiego, co myślisz… A sam wiedz, że chciałabym wam pomóc w misji. W jakikolwiek sposób, jeżeli można.
     
Och, tak, na pewno! Potrzebujemy ludzi… potrzebujemy… hm… artystów. Możesz z nami lecieć, Agato, bardzo tego…
     
Położyła dłoń na moim ramieniu,
a uśmiech rozświetlił jej przepiękne oczy.
Pokiwała głową w pełnym zrozumieniu
i wstąpiła do świątyni. Nie zasnąłem tej nocy.
     


     

XXII
Dni Światła - Tom I - Dziedzictwo - Część Pierwsza - Rozdział XXIII
XXIV