XIV
–H– Powierzam tobie zadanie do wykonania. Leć prototypem w stronę czoła frontu, idącego na Akios. Tym razem będziesz w stanie uniknąć wrogich rakiet. Zlikwiduj wszystkie lądowniki z zaopatrzeniem. Zamontowaliśmy tobie broń w kadłubie. Zniechęcisz ich do dalszej walki na powierzchni. Gratuluję udanej akcji w lesie. Zostaniesz awansowany w szeregach armii…
–K– Nasz wysłannik poleciał na rokowania z wrogiem. Dowiemy się, czego chcą. Gdy powstrzymamy zdobycie stolicy, będziemy mieli lepszą pozycję w negocjacjach. Już teraz wiemy, że raczej nam się powiedzie.
–H– Poślemy flotę myśliwców do osłony twojej misji. Pamiętaj, że zawsze możesz zawrócić.
— Polecę. Dość mam tego koszmaru. Niedawno mogłem przecież pożegnać się z życiem.
Wielkie przyspieszenie okazało się niczym
w pojeździe oszukującym prawo grawitacji,
który uniósł się pionowo z pasu startowego,
by uczestniczyć w militarnej akcji.
Tym razem jednak nie czułem się pewnie,
choć miałem do dyspozycji zdobycze techniki.
Obawiałem się, że znów zaliczę zestrzelenie.
Lecz Opatrzność ochroniła mnie wtedy…
Nie wierzyłem wcale akanejskim oficerom
w ich zapewniania o bliskości zwycięstwa.
Nieprzyjaciel miał za sobą cały Wszechświat
i zawsze mógł powrócić z jeszcze większą armią.
Dotarłem do szpica Katedry. Oglądałem stamtąd
przez teleskop wojenne manewry.
Na równinie toczyły się walki piechoty.
Nieopodal, na tyłach, zalegał zbiornik
wodny, nad którym kiedyś testowałem prototyp.
Ufałem, że wszystko ma jakieś znaczenie
a Drogę swą widzę w bardzo jasnym Świetle,
skoro Pan Bóg z jakiegoś powodu mnie uratował
i przez cały ten czas prowadził za rękę.
Zaświtała myśl w umyśle pilota,
by uczynić to, co niegdyś nad otwartym morzem.
By zmienić wydany przez dowódcę rozkaz
z powodu o wiele większego Dobra.
Czy miało to zapobiec dalszej katastrofie?
Bez Wiary nie.
Lecz z Wiarą… kto wie?
Gdzie w tym czasie była moja siostra?
Co z planami kosmicznej Ewangelizacji?
Czy tak miał zakończyć się epizod kolonizacji?
Czy też wojnę miało powstrzymać działanie Boga??
— Jak idą rokowania?
–K– Chcą naszych złóż diamentu na Zeidzie i Fenomenu. Ponadto ich celem w stolicy są nasze bunkry, z których dowodzimy armią…
–W– Więc może damy im, czego pragną? Starczy dla wszystkich.
–K– I będą mogli zająć nasze planety bez wojny? A potem nas wypędzą lub zniewolą?
–H– Nie zamierzamy przekazywać agresorowi dorobku naszego i naszych poprzedników. Nie bez powodu ci drudzy ukrywali go przez tyle wieków przed światem. Musieli też spodziewać się tego, że przyjdzie nam go bronić. Przygotowali nas na wojnę, a ty Danielu, odkryłeś ich spuściznę. Nie zdążyliśmy tylko odkryć pełnego zastosowania Fenomenu.
–W– Przygotowali nas na pokój, skoro tamci z nami rokują. Zresztą dlaczego przejmujemy się poprzednikami? Oni przegrali. Przejmujmy się raczej wypełnianiem Woli Bożej. Wiara nie może zostać zredukowana do jakiegoś wyzwoleńczego ruchu ideologicznego. Myślę, że dość już tego podziału na rzekomo Świętą Ziemię i kraje ateistyczne…
— Wojciech ma rację i wy po części również. Nie kłóćcie się. Ja i tak nie wypełnię rozkazu, skoro dano mi taką możliwość. Ale zamiast zawrócenia do domu poproszę o zezwolenie na samodzielną akcję. Nie zdradzę wam szczegółów, gdyż jej powodzenie zależy do dyskrecji…
Rozmowa zamarła. Nastało długie milczenie.
Ruszyłem nad odwiedzone już raz morze wewnętrzne.
Mijałem pod sobą dwie walczące armie,
manewrując pod ciężkim ostrzałem.
–W– Oby to było z Natchnienia Bożego.
— Pokażmy im, że pragniemy pokoju. Oni też go pragną.
–H– Pragną pokoju, celując w bunkry? Mamy zaufać twoim indywidualnym planom?
— Ambasada i Alicja Ewa od miesięcy zaprowadzają Pokój Boży. Przestano ich nawet prześladować. To nasi poprzednicy ze Świętej Ziemi zostawili nam w spadku wojnę i nałożony na nas zakaz lotów kosmicznych.
–H– Wystawiasz na próbę zaufanie nas wszystkich. Oby się tobie powiodło, tak jak z odkryciem statku kosmicznego pod lodowcem. Otrzymujesz zgodę.
Zahamowałem nad morzem. Obniżałem wysokość.
Zainicjowałem olbrzymie przyspieszenie.
Jak kiedyś, zatrzymałem pojazd metr nad wodą.
Fala uderzeniowa stworzyła wybrzuszenie
cieczy, promieniście rozchodzące się dookoła.
Tsunami dosięgło niechronionej linii brzegowej,
rozlewając żywioł na tyły wroga.
Przeciwnik bowiem rozminował bomby głębinowe.
Niewielu utonęło w tej powodzi,
lecz za to zniszczony został wszelki sprzęt wojskowy.
Walczący zaprzestali działań lądowych.
Zarządzono demobilizację armii naziemnej
i przesunięcie sił do operacji w Kosmosie,
gdzie sytuacja była nieciekawa.
Nagle z jakichś nieznanych powodów,
innych niż moje własne dokonania,
nieprzyjaciel sam ogłosił, że zwyciężył Pokój!
|