XIX
Mały samolot sunął nad fiordami
planety, usłanej prawie wszędzie górami.
Liczne wodospady zwracały uwagę świeżością,
doskonale współgrającą z mglistą pogodą.
Granitowy krajobraz, rozciągający się hen
na tysiące kilometrów, budził marzenia
o nigdy nieustającym podróżowaniu.
Statki na bardzo spokojnych wodach
zdawały się być nadal nieruchome jak na zdjęciach.
Domostwa, postawione z daleka od siebie,
utworzyły obraz koegzystencji z naturą.
W oddali rubieże ugłaskane tundrą
prowadziły ku nagim i dostojnym wierzchołkom
w surowości swojej zrytym lodowcami.
Mimo, iż niskie, wciąż wzrastały w oczach.
— Jak… tu… pięknie…!
Subtelne odcienie skał i kamienne rzeźby
nie wyczerpywały listy atrakcji do zwiedzenia;
gdziekolwiek spojrzałem, pragnąłem udać się tam,
by podziwiać Stwórcę w Jego dziełach.
Nigoria, nieliczna z tysięcy zamieszkałych planet,
posiadała ponoć pierwotną biosferę.
Mówiło się, że planetoida z Sol Centralis
przekazała jej życie ze Świętej Ziemi.
Lecz genom nasion i zwierzęcych zarodków
mógł ulec w czasie lotu tak wielkiej mutacji,
iż nie dałoby się wprost dokonać
jakiegokolwiek wiarygodnego porównania.
Glob obracał się we wszystkich trzech osiach,
nie było więc na nim normalnych pór roku,
chyba że związanych z elipsoidalną orbitą,
a dni występowały nieregularnie,
przez co w każdym miejscu było tak samo ładnie,
choć nie sądzę, by mi się kiedykolwiek tu znudziło.
— Ewo… czy oni wierzą w Boga, ci Nigorianie?
–*– Ależ tak… Uznają Pierwotną Przyczynę. Blisko tym ludziom do poznania Pełnej Prawdy, gdyż nie negują Samego Istnienia Boga. Żyje tu wielu nawróconych na Chrześcijaństwo.
— To dzięki pracy misji?
–*– To tutejsi Kapłani przekazali mi Światło Wiary. Żyli tu od zawsze, choć mieli ułomną łączność ze Świętą Ziemią. A teraz około połowy ludności wielbi Boga w Prawdzie.
— A gdzie są kościoły?
–*– Budynki są skromne jak sami ludzie. To taka tradycja z czasów, gdy nie pozwolono na wznoszenie dużych świątyń. Nie znajdziesz tu nawet wysokiej wieży, nawet radiolatarni.
— Faktycznie, prowadzi mnie satelita… Jakie to wszystko cudowne…! Pobudza myśli i kieruje ku Rzeczom Wyższym niż doczesność… A jednak część ludzi wybiera zło…
— W swym życiu człowiek ma czas na poznanie Boga… Lecz nie każdy z tego korzysta; niektórzy wybierają lenistwo duchowe albo nie chcą wcale rezygnować z niemoralnego postępowania. A co z tymi, którzy idą do Piekła…?
–*– Hm… W Piekle dusze nienawidzą Miłosierdzia Bożego, zatwardzając się ciągle w braku Miłości. Brak Miłości odbiera Szczęście. Jest to stan beznadziejny. Bez Miłości do Boga nie ma też mowy o jakimkolwiek nawróceniu, choć dusze odczuwają żal za własne grzechy, jednak ten żal jest niedoskonały i nie wystarcza, by zostały odpuszczone grzechy ciężkie, z powodu których dusza znalazła się w Piekle. Ponadto Piekło jest więzieniem w tym sensie, że potępiony pragnie czynić zło innym, a nie jest nawet w stanie. Ogranicza się więc do bezustannych bluźnierstw. W piekle dusza jest pyszna, czyli trwa w nieprawdzie. A kto za życia odrzuca miłosierdzie i przebaczenie, przejawia ten rodzaj pychy, który daje zgubę na wieki z woli samego człowieka. Jest to grzechem przeciwko Duchowi Świętemu, będącym dobrowolnym zamknięciem się na nawrócenie. W piekle grzech ten osiąga swoje apogeum – dusza przepełniona jest nienawiścią i staje się niezdolna do przyjęcia Bożego Przebaczenia.
— A… Niebo?
–*– W Niebie dusze znajdują się w stanie Nieustającej Łaski. Bez Boga człowiek nic prawdziwie dobrego nie jest w stanie uczynić. Pozostawiona będzie nam wolna wola i zawsze wybierzemy Dobro, gdyż nie będziemy już niczym zniewoleni i nie popełnimy żadnego błędu w rozeznaniu, gdyż będziemy znali całą Prawdę. Decyzja ta będzie więc całkowicie dobrowolna a mimo to niezmienna, gdyż człowiek całkowicie wolny i w pełni uświadomiony nie dokona niekorzystnego dla duszy wyboru. W Niebie Łaska Miłości w Pełni się rozlewa i bezpośrednio doświadczamy tam Bożej Obecności, w Miłości, Mądrości, Pięknie, Szczęściu… To unosi nasze serce do Pana. Jesteśmy przybranymi Dziećmi Bożymi. Brzydzimy się grzechem, który jest odrzuceniem Boga. Nie oddalimy się już od Tego, którego kochamy a On na wieki zachowa nas przy Sobie.
— Siostro… spodziewałaś się, że będę ci zadawał pytania, prawda?
–*– Tak. Po to właśnie zabrałam cię tutaj.
Przyrządy nawigacyjne informowały,
że zbliżamy się do ostatniego punktu trasy.
W pobliżu niska budowla planetarnej biblioteki
wkomponowała się w pejzaż wspaniały i piękny.
Zwężała się ku nam rozległa odnoga
fiordu, którego woda jaśniała pełną gamą barw.
Połacie niezwykle wzorzystej trawy
zastępowały jakby wymyślne instrumenty
w naprowadzaniu nas do celu wyprawy,
krzycząc swym wizerunkiem aż poza orbitę:
„Przybądźcie, pielgrzymie, w tę okolicę”.
— Według namiarów to może być biblioteka.
–*– Pewna osoba powiedziała mi o wszystkim, czego szukamy, zanim jeszcze ciebie poznałam.
— Naprawdę? Aa… więc to rzeczywiście rodzinna wycieczka!
–*– W rzeczy samej, drogi bracie.
— Co tobie ten ktoś powiedział?
–*– Odnalazł zapiski o „Dorobku Ludzkości” – książce, która skupiała w sobie całe skarby przeszłych pokoleń.
— Mówiłaś mi już o tym, nieprawdaż?
–*– Na samym początku tego spisu znajdowała się najważniejsza pozycja, którą stamtąd wyrzucono. Przyporządkowano jej indeks zero, więc skreślenie nie wzbudziło podejrzeń.
— Pewnie chodzi o Pismo Święte, Katechizm i historię Kościoła oraz Świętej Ziemi?
–*– Dokładnie. Z tej encyklopedii czerpano obficie i kolonizowano kolejne Planety. Do tej pory się ją wykorzystuje, ale okrojoną. W nielicznych miejscach zachował się oryginał.
— Może Opatrzność nie chciała, by Dzieła Boże kompilować z ludzkimi?
–*– Widzisz…
— I to wszystko? Chodziło tylko o tę skarbnicę wiedzy?
–*– Pomyśl lepiej, czego szukałeś? Czego szukasz… Naprawdę.
— Hm… Zbawienia. Prawdy… I faktycznie znalazłem ją! Cały czas dawała mi się odkrywać. Poznawałem Prawdę o Zbawieniu i Życiu Wiecznym. O Miłości Bożej. O przeznaczeniu do Świętości.
–*– Tak… Napisane jest:
„Mądrość jest wspaniała i nie więdnie,
Ci łatwo ja dostrzegą, którzy ją miłują,
Ci ją znajdą, którzy jej szukają,
Uprzedza bowiem tych, co jej pragną,
Wpierw dając się im poznać.”
Wtem wyniosły most wyłonił się przed nami,
łączący dwa odległe strome brzegi.
Spektrograf pokazał, że tworzą go kryształy
azotku węgla, powleczone innym surowcem.
Wylądowaliśmy u skraju turystycznej atrakcji,
dołączając do innych ludzi, też podziwiających
sztucznie poszerzoną kiedyś zatokę
i budynki dodane do pierwotnej biosfery.
To tutaj ukryto zamierzchłą wiadomość
od poprzednich pokoleń, jakże od nas odległych…
To tutaj prowadziły nas wszystkie szlaki.
Staliśmy u progu wiekopomnego odkrycia.
Wstąpiliśmy na most i szliśmy powoli,
mijając Nigorian, niczego nieświadomych.
–*– Danielu, patrz, jak tu ładnie.
— No tak. Ale tu znajduje się jeszcze pewna ważna rzecz.
–*– Nie o tym mówię. Cieszmy się tą chwilą. Tym, że jesteśmy Dziećmi Bożymi.
Zdziwiłem się zachowaniem Alicji.
Ona naprawdę w tym celu tu przyszła!
— Może masz rację… Przecież wszystko jest tak, jak ma być… Ziemianie mogą osiedlać się w Kosmosie, a ludzie poznają Światło Ewangelii; mamy pokój, jestem pełen Nadziei na spełnienie swoich planów osobistych, miłuję Pana Boga, wszystkich bliskich i innych ludzi.
–*– Dokładnie! W Niebie jest Miłość i pójdą tam ci, którzy miłują!
— A w Piekle Miłości nie ma i to między innymi powoduje cierpienie. Idą tam ci, którzy gardzą Miłością.
–*– Miłość jest Tajemnicą. To Ostateczne Szczęście człowieka… Sam Bóg Jest Miłością; On Sam Jest naszym Spełnieniem.
— Już w doczesności robimy wiele dla Miłości, prawda…? Na przykład zakochujemy się i ma to dla nas duże znaczenie; od tego uzależniamy nasze doczesne szczęście, choć to tylko niewielki ułamek tego, co będzie w Niebie.
–*– A Pan Bóg jako Nieskończone Źródło Miłości da nam wiekuiste zaspokojenie naszego pragnienia. Owa Łaska nigdy nie ustanie. Na wieki przyjemnie będzie w czerpać z tego Źródła. A dawanie Miłości również jest Szczęściem, nawet większym niż samo jej tylko doświadczanie. W Niebie przecież kocha się Pana Boga i naszych bliźnich, którzy są dla nas jak bracia i siostry.
–Nieznajomy– Przepraszam, jeżeli przerywam, ale widzę, że rozmawiają państwo o Rzeczach Ostatecznych. Czy mógłbym się przysłuchać?
–*– Oczywiście.
— Pan wierzy w Boga?
–Nieznajomy– Tak, i chciałbym usłyszeć o Nim więcej.
— Jak miło mieć świadomość, że nie jesteśmy tu sami!
–Nieznajomy– Mnie też miło. Poczekajcie, za chwilę do was wrócę, a wy w tym czasie dokończcie rozmowę.
–*– Dziękuję. Przyjdź do nas, kiedy zechcesz, poczekamy. Nigdzie nam się nie spieszy.
Na całym ciele poczułem ukojenie,
jakby spełniły się nigdy niewyśnione
marzenia. Dostrzegłem nagle jakby światło Drogi,
na którą wezwało mnie kiedyś pewne natchnienie.
I stało się, nadszedł upragniony moment,
kiedy zbliżyłem się do Miłości i Prawdy…
Już mógłbym zakończyć całą tę podróż,
porzucając most z kryształu i chaos dalszych odkryć;
już odnalazłem, co było mi potrzebne,
więc po co dalsze szukanie tego,
co zakryto na dnie jakiegoś fiordu?
— Pozwól, że chociaż zajrzę przez wizjer pod wodę.
Lecz ona patrzyła wzwyż –
niewiasta wierna Jedynemu Bogu,
potrafiąca kochać bezinteresownie i szczerze.
„Oto […] przesłanie od mieszkańców Świętej Ziemi. […] […] […] zachowaliśmy na dnie […]. Z miejsc […] na Świętej Ziemi […] […] i innych […] prowadziliśmy cię aż dotąd. […] […] rozdzieliliśmy się po wybuchu […] wojny. Dwa ugrupowania […] […] nastawieni defensywnie, by ocalić […] i my, którzy […] pomścimy porażki zwycięstwami […] […] walczyć do końca. Jeżeli to czytasz […], to znaczy, że jesteś ze Świętej Ziemi.”
Nie mogłem tego czytać.
Czy Wiara Święta była wizytówką partii?
Czy nadal uczestniczyć w starodawnych konfliktach?
Ci niegdysiejsi ludzie, ucieleśnienie porażki,
ponieśli wspólną winę ze swym wrogiem:
zamknięcia ludzkich serc na Miłość i Nadzieję.
„Fenomen da wam […] potęgę zdolną do wygrania wojny […] […]. Wreszcie Święta Ziemia będzie wyzwolona…”.
Cisnąłem wizjer, by utopił się w fiordzie.
Obok stała niewzruszona tą marnością Alicja.
Ta, dzięki której zakończono tę wojnę.
Była zaprzeczeniem ułudnej walki,
mającej prowadzić tylko do rewanżu.
Niewiasta spoza Świętej Ziemi, Chrześcijanka,
tego samego Chrystusa wyznająca
co miliardy wiernych rozproszonych po świecie,
nie różniących się wcale od tych z Oceanicznej…
Może zasłużyli się czymś ci pierwsi kosmonauci,
dzięki którym udało się później zdobyć Akanium.
W swoim czasie z pewnością uczynili wiele Dobra.
Lecz teraz nastał czas odmiennego działania
ludzi takich jak Ewa, ufających Bogu,
którzy doprowadzili od wewnątrz do odnowy ludzkich serc
bez pochodu zbrojnej potęgi ani bez czerpania
ze skrytych sił cząstek i szyfrów dawnych stowarzyszeń.
Czerwień na jej głowie, jak krew nie-przelana
milionów uczestników powszechnego pokoju,
zdawała się jeszcze dalej niż orbita krzyczeć,
że ład może nastać bez walk i podbojów.
Jak cudownym był pochód zwycięskiego Słowa!
To ono zjednoczyło mieszkańców Kosmosu
i wojna skończyła się w najwspanialszy sposób.
Uśmiechnęła się do mnie zwyciężczyni – siostra.
|