II
Dni Światła - Tom II - Pielgrzym - Część Trzecia - Rozdział III
IV

     III
     
      Pierwszy w historii układ gwiezdny, zdobyty
przy wykorzystaniu Fenomenu
zapraszał gości do złożenia wizyty
w nieznanym dotąd sektorze Galaktyki.
Niebo, podobne do tego ukazanego
według danych z obcego statku kosmicznego,
wzbudzało pytanie: czy jesteśmy u celu…?
Poza zasięgiem zwykłych sond kosmicznych
poruszających się z prędkościami podświetlnymi,
poza zasięgiem bram tachionowych,
operujących dzięki Dziwadełku,
złamaliśmy znane dotąd zasady fizyki.
      Samolot-prom zbliżał się już do powierzchni
planetarnego globu o barwach pustynnych,
by pozwolić odkrywcom z Akanium i Ziemi
postawić na skałach pierwsze kroki.
      Tak przyjemnie leciało się kilometr nad gruntem,
że postanowiliśmy przedłużyć wycieczkę,
by zwiedzać niezwykłe formy górskie.
A widok zmieniał się z minuty minutę.
Pod półkulistym bladożółtym sklepieniem
ukazywały się efekty działań tektonicznych.
Zryte szczyty świadczyły o aktywnej przeszłości,
podobnie stosy bezładnie rzuconych
kamieni obrazowały działanie sił erozji.
      Cóż takiego podniosło nasze serca i umysły?
Skąd wziął się taki podziw dla tych bezdroży?
Nadal uczestniczyliśmy w ważnej misji
odnalezienia myślącej rozumnie istoty…
Bak znalezisk niewiele nas zniechęcał,
gdyż uważaliśmy, że patronuje nam
troskliwa Opatrzność, której zawierzyliśmy
radości i smutki naszej wyprawy.
      A piękno, które ujrzały nasze oczy,
Słowo Boże, tak często czytane przez Wojciecha,
często przyjmowana Komunia Święta,
i poczucie jedności z towarzyszami
oraz z Samym Chrystusem w Świętych Sakramentach
– zbliżało nas do Króla Wszechświata,
Stwórcy każdej rzeczy, Sprawcy Zmartwychwstania ciał…
      Odczytywaliśmy Prawo, niegdyś przekazane
Narodowi Wybranemu przed wieloma wiekami.
Jak oni wędrowali do lepszej krainy,
przemierzając pustynię, prowadzeni Obłokiem,
tak również my pielgrzymowaliśmy,
pełni Wiary, Nadziei i Miłości,
gotowi ujrzeć Cuda jak dawni Prorocy…
      Bóg objawił Siebie i dał ludziom Przykazania,
by budowali społeczność i swe własne osoby
poprzez odwieczne pouczenia Dekalogu.
By człowiek się przekonał, że dobrze żyć z Bogiem
w przyjaźni, polegając na Jego Mądrości.
      Zostawiliśmy za sobą owoce pokoju,
które przyniosło zażegnanie niedawnej wojny.
Zapomniawszy o niewdzięczności zabijania,
oglądaliśmy Chwałę Stworzenia.
      Piętrowe tarasy i łuki za oknami,
wielobarwnie czerwone urwiska i wąwozy
nie dawały znudzenia utęsknionym oczom,
łaknących piękna. Mozaika tworów materialnych
niejednym mogła nas jeszcze zaskoczyć.
Cokolwiek niegdyś ujrzałem, lecąc za ocean,
niewiele lepszym wydało się teraz.
Czyżby z dnia na dzień miało być coraz bardziej uroczo?
      W pełni realizacji Powołania,
którym był także pilotaż pojazdów,
czułem radość postępowania zgodnie z Wolą Bożą.
Skończyło się już cierpienie wskutek rozstania
z ukochaną. Nie czułem samotności ani żalu.
      Kompozycja okolicznych terenów brzmiała
jak ciekawa i niepowtarzalna muzyka,
stale przez naturę improwizowana.
Sprawiała nam ona wielką przyjemność,
aż dreszcze przebiegały plecy, a każdy z nas wzdychał.
Lecz Karol włączył melodię z prawdziwego głośnika.
Zabrał ją ze sobą, by się nią zachwycać.
I wtedy dźwięk i obraz zlały się w jedno,
by umysły na zawsze zapamiętały ów czas.
Rozbrzmiewała echem każda pojedyncza nuta,
odbijając się w złudzeniu bezkresnej przestrzeni,
jakby każdy fragment pustynnej czerwieni
wygrywał melodię lub sam, w milczeniu, słuchał.
      Podziwiając przyrodę, nie sposób nie myśleć
o Bogu, który ukazał Chwałę w Swoich Dziełach.
      Ujrzeliśmy nawet swoiste „sanktuarium”
w kształcie wysokiego na kilometr szpicu:
była to pojedyncza niezniszczalna igła,
uformowana z nieociosanego kryształu.
Choć nie uczyniły tego ani żyjątka,
ani kosmici, ani ziemski architekt,
wydawało się, jakby najpierwsza z poznanych dziś gór
nie bez powodu została tutaj postawiona,
czekając niejako na naszą wizytę.
A my cieszyliśmy się z tego odkrycia.
      Pobiła w swej krasie katedrę na Akanium,
nie przestronnymi salami, nie gładkim szlifem,
nie wysokością, nie kosztownym budulcem,
lecz naturalnym sposobem powstania ¬–
w wyniku działania procesów oraz praw,
ustanowionych przez samego Stwórcę,
który dodatkowo włożył w to Swoją Wolę,
decydując o realizacji „prawdopodobieństw”.
      Osiedliśmy na wierzchołku, by oddać się modlitwie
po pierwszym od wielu tysiącleci
zdobyciu planety przez ludzi wierzących.
Zatknąwszy Krzyż na szczycie eksponowanej wieży,
dziękczyniliśmy za te pionierskie kroki.

       
     

II
Dni Światła - Tom II - Pielgrzym - Część Trzecia - Rozdział III
IV