VI
Płaski ląd, jak gdyby olbrzymia polana,
rozległy na dziesiątki kilometrów,
wyróżniał się pośród fałdowanego fioletu.
Pośrodku płynęła rzeka, mająca wpadać
do większego zbiornika formującego jezioro.
To miejsce uznaliśmy za godne uwagi,
choć sami nie wiedzieliśmy, z jakiego powodu.
Jechaliśmy pojazdem wypożyczonym od zarządu.
Równina rozpłaszczała się bezkompromisowo,
nie tolerując nawet zbyt wysokiego głazu.
Odzienie niebieskiej, niskiej wegetacji,
którym pokryta była bez wyjątku,
dopełniło się z błękitem połyskującej rzeki.
Łazik nasz nie zawadzał swoją obecnością,
będąc zwyczajnym elementem krajobrazu.
Nie zwracały nań uwagi liczne tutaj ptaki,
wykonujące majestatyczne tańce na niebie.
Tak często zlatywały nad samą powierzchnię,
że mogliśmy prawie rękoma je dotknąć,
jeśli przemieszczaliśmy się dostatecznie powoli.
Nie znaliśmy tych gatunków o pochodzeniu ziemskim.
Czy wciąż czułem się jak na ojczystej planecie?
Nad horyzontem nisko chyliła się gwiazda,
a mimo to blask jej nie przygasał.
Nie, to nie Oceaniczna, lecz ciało niebieskie,
które również pokrywała biosfera,
równie bogata w okazy fauny oraz flory.
Sunęliśmy w dal do krańca ludzkiego panowania.
Do miejsca, gdzie jedna z najdalszych pamiątek
przypominała o obecności człowieka.
A już tutaj występowało tak odmienne życie,
jakby nie w pełni zostało przez nas przywiezione
i zasiane na nagich lub piaszczystych skałach,
by trwało aż do dzisiaj w witalnym rozkwicie.
— Dlaczego nazywają tę ziemię Deuterium?
–K– Może z uwagi na dwa kontynenty. To starożytna nazwa, z czasów jej odkrycia.
–A– To dużo wyjaśnia. Tu musi być jeszcze coś innego. Odnajdę to dla was, jestem już na tropie. Intuicja podpowiada mi, że znajduje się naprzeciwko.
–K– Jak to przeczuwasz? Oglądając same zdjęcia satelitarne?
–A– Chyba tak. Coś zwróciło moją uwagę, ale nie wiem jeszcze, co dokładnie. Niedługo to ujrzymy; bądźcie cierpliwi.
Bohaterka wyprawy stała w tylnej części
pojazdu, trzymając się oburącz poręczy.
Jak podróżnik-odkrywca o dumnym wzroku
ogarniała przymrużonymi zalotnie oczami
daleką i bliską przestrzeń przed nami.
Ciepły ciąg powietrza opływał jej wdzięki,
lecz nic nie powiewało z jej stroju.
Ubiór dzisiejszy nie posiadał zbędnych ozdób.
Pozbawiona znamion gładka skóra
radziła sobie z chłodnym wiatrem, który ją muskał,
choć była odsłonięta tylko w niewielkim stopniu,
na ile pozwalała chrześcijańska
przyzwoitość. Tak wspaniale wyglądała Agata
w naturze, że nie ośmieliłem się nań dłużej patrzeć.
Zjednoczone z przyrodą ciało kobiety
pozostało na zawsze w mej pamięci.
–A– Danielu, jedź, proszę, wolniej.
Spojrzałem, by ujrzeć jej ciemne oczy,
osadzone na szczycie wysmukłej sylwetki.
A pod piękną głową, na miękkim tułowiu
znajdował się delikatny fałd… dekorujący
najdostojniejszą żyjącą niewiastę.
Nie mogłem przez chwilę oderwać od niej wzroku,
zapamiętując się w zapatrzeniu.
–W– Agato, korzystając z faktu, że tu jesteś, czy moglibyśmy coś od ciebie usłyszeć? Mam na myśli śpiew albo grę na instrumencie.
–A– Czy masz, bracie, coś konkretnego na myśli?
–W– Zaświtał mi pomysł z muzycznym wykonaniem Psalmów.
–A– Dobrze, zatrzymajmy się i zbliżmy do komputera, może nawet was czegoś nauczę, a potem wykorzystamy twój pomysł.
Pośrodku równin odległego Deuterium,
na najdalszym trakcie, jaki wyznaczył człowiek,
poznawaliśmy tajniki kompozycji muzycznej
dzięki programowi, napisanemu przez artystkę.
Tak łatwo powstawały harmonijne tony,
iż nadziwić się prawie nie mogłem,
z jaką lekkością każdy z nas wymyślał melodię.
Czy to Agata sama sprawiła,
że urządzenie poprawiało błędy,
które zrodziły się w niedoświadczonym natchnieniu,
czy też dobrze nauczyła nas podstaw gry?
Bądź co bądź, powstała bardzo spójna kompozycja.
Interwały, wzięte z głębin wyobraźni,
przeradzały się w słyszalne dźwięki
a operatorka zaawansowanego sprzętu
dyrygowała niejako wspólnotą naszych myśli.
Gdy improwizowaliśmy aż przez godzinę,
poleciła przestać, by posłuchać, co nagraliśmy.
Zaskoczyła mnie ta wyśmienita idea
stworzenia we czworo wspólnego dzieła.
Ruszyliśmy dalej na wolną przejażdżkę,
podczas której z głośników rozbrzmiewała symfonia
zręcznie zmiksowana przez naszą artystkę
z fragmentów zapisanych w pamięci komputera.
Oto pośród nizin w świecie poza światem
rozległ się produkt ludzkich dokonań.
Nagle zabrzmiał jej kwiecisty głos,
interpretujący pradawną rytmikę;
rozległy się błagania i dziękczynienia Psalmisty
z odczytywanych wspólnie Świętych Ksiąg.
Odnalazłem własne położenie
w tym, co niegdyś przeżywał sam Autor biblijny,
i, zasłuchany w pochodzące od Boga Słowa,
odkryłem przesłanie, będące pouczeniem,
bym częściej zawierzał się Bożej Opiece.
„Pan cię strzeże,
Pan twoim cieniem
przy twym boku prawym.
Za dnia nie porazi cię słońce,
ni księżyc wśród nocy.
Pan cię uchroni od zła wszelkiego,
czuwa nad twoim życiem.”
Wyśpiewane słowa rozpalały w nas Nadzieję.
Postanowiłem nie przejmować się przeciwnościami,
lecz odważnie przemierzać Wszechświat i koleje życia.
Ta, która śpiewała Psalmy, dołączyła
do wspólnej modlitwy, zarządzonej
przez Wojciecha. Choć dobrze się czułem w tym gronie,
miałem wrażenie, że wciąż słabo się znamy.
Wtedy nawiedziło mnie marzenie,
że po Wieczne Czasy będziemy świętować
w Przyszłym, Nieprzemijającym Świecie, jak dziś,
i nareszcie w pełni uda nam się poznać siebie,
gdy odnajdziemy tam nasze Prawdziwe Imiona!
Niespodzianie dotarliśmy nad brzeg jeziora.
Powierzchnia wody rozciągała się w trzech kierunkach.
Opadały na nią masywne konary
drzew, zaś okolicę otaczały wzgórza.
–K– Może to krater? Zalany jest wodą. Nie widać jednak niczego szczególnego. Szkoda.
–W– Nie narzekaj. To była budująca przejażdżka. Nie można mieć wszystkiego. Pan Bóg zawsze czuwa nad nami. Przyjmujmy więc to, co nam daje.
— Zbadajmy więc to miejsce.
Nim zdążyłem polecić, by wyjęli sprzęt,
na moment przykuł moją uwagę
przylot gromady małych ptaków nad wodę.
Formowały chaotyczną chmurę punkcików.
Przyglądała im się także Agata,
wspólnie podziwiająca przyrodę.
Migotały skrzydłami według swego uznania,
wykonując improwizowany taniec
według swoich zwierzęcych instynktów.
Wtem jednocześnie dostrzegliśmy odbicia na tafli,
układające się w przedziwne, lecz wyraźne wzory…
Rozszerzyły się nasze zdziwione źrenice…
i rozmyły się punkty na plamki jak zorze.
–A– Danielu, podaj mi twój wizjer…
Przyjaciółka oglądała teraz kompozycję,
która odzwierciedliła w układzie kształtów
działanie instynktownej zwierzęcej „woli”.
A ptaki nadal bezładnie tańczyły nad głowami.
–A– Odbicie inaczej wygląda w każdym z kolorów… Jakie to piękne! Obrazy ptaków są jakby ucięte i… powielone… Wytłumacz mi to, proszę, Danielu; ty się na tym znasz.
— No tak, ale to niemożliwe, aby światło odbite od tafli było wybiórczo spolaryzowane, a tak to właśnie wygląda. Miałaś rację, by tu przyjechać.
–A– Coś mi nie pasowało w serii zdjęć satelitarnych, wykonanych pod różnymi kątami i z różnymi filtrami.
–K– Twój wzrok nieświadomie zauważył anomalię polaryzacyjną.
Na dnie spoczywał kosmiczny meteoryt.
A w zbiorniku pływały maleńkie stworki,
które zniekształcały przy powierzchni światło.
Formowały kształtne, ruchome ławice,
odzwierciedlające ruch nad taflą wody,
działające też jak zsynchronizowane lustra
odbijające w przeróżnych kierunkach
padające nań fale elektromagnetyczne,
zależnie od zakresu ich długości!
Istoty nieziemskie trwały tu w symbiozie
z naturą, jaką przywiózł tu ze sobą człowiek.
Często zwracały się ku pewnej gwieździe,
zdradzając w ten sposób swoje pochodzenie…
|