XVII
Zbyt wysokie dla nas stężenie tlenu
stwarzało konieczność wykorzystania sprzętu,
który zakładaliśmy na drogi oddechowe.
Zastanawialiśmy się też, czy nie zabrać
broni jonowej i diamentowych kombinezonów.
Gdy tylko przyrządy wykazały,
że nie ma się naprawdę czego obawiać,
postanowiliśmy nie transportować zbyt wiele,
by czuć się tutaj jak u siebie w domu.
Jedynie do obrony przed zwierzętami
zaopatrzyliśmy się w strzelbę i pistolet.
Powitała nas równina pośrodku kontynentu,
pokryta breją jezior i mórz błotnych.
Nie zarejestrowano nigdzie zbyt wysokich wzniesień
ani zbyt głębokich zbiorników wodnych;
najwyższa góra miała nieco ponad tysiąc metrów,
a rów morski trzysta kilkanaście.
Białe kamienie, rozrzucone po trawie
należącej do autochtonicznej biosfery,
przypominały nam rozlegle akanejskie stepy.
Jak w tundrze występującej w ziemskiej Arktyce,
tak tutaj ląd pokryty był barwnym kwieciem.
Ta pustka okazała się zwyczajnym złudzeniem!
Gdyby nadesłane z daleka sondy
przekazały transmisję o tym ciele niebieskim,
rzekomo opuszczonym przez wyższe formy żywe,
nie uwierzono by w to, co tak naprawdę ujrzały…
Światła siedlisk i rysy budowli,
świadczące o obecności istot myślących.
Obraliśmy celowo niezamieszkałe rubieże,
aby nie wzbudzać sensacji naszym tu przybyciem.
Choć wcześniej wysłano już do nas sygnały,
na które odpowiedzieliśmy wskazaniem miejsca
lądowania, nie prowadziliśmy konwersacji,
chcąc zmniejszyć ryzyko niezrozumienia
i woląc spotkać się w warunkach naturalnych.
W orbiterze została samotna Elżbieta,
by gromadzić ewentualne przekazy,
które by do nas z dołu nadesłano,
a ja, Karol i Wojciech, zdecydowaliśmy się
osobiście nawiązać kontakt z obcą rasą.
–W– Pamiętajcie, że są to istoty rozumne, takie same jak my, Ziemianie. Nie oczekujcie nic więcej.
–K– Dobrze, że chociaż mają wolę spotkania się z nami, co wykazali poprzez lądownik na Endurium. Wysłali go tak dawno temu… A jakoś nie widzę teraz zbyt wielkiego zaawansowania technicznego. Mam nadzieję, że nie zmienili przyjaznego nastawienia.
— Postarajmy się odróżnić ich od robotów. Wiemy, że posiadają inteligentnych agentów. Ciekawe, że nie opanowali całego swojego układu słonecznego.
Woda spokojnie spoczywała w płytkich oczkach,
zarosłych pałkami wielopłciowych roślin
nasiennych i okrytozalążkowych.
Niskie chmury, złożone z pary wodnej,
niepodzielnie panowały na nieboskłonie.
Na całym tym świecie nie dało się zobaczyć słońca,
choć pokrywa z chmur była wyjątkowo cienka,
aczkolwiek niezwykle równomierna.
Zaś z orbity, mocno wyostrzywszy kontrast,
dało się sporządzić dokładną mapę topografii.
Nie mieli szczęścia mieszkańcy tego ciała,
umieszczonego w części Galaktyki rzadkiej w gwiazdy.
Występujące wszędzie wokół kosmiczne pustkowie
nie zachęcało do dalszej eksploracji.
Nawet bez bliskości obcej rasy,
bardzo owocnie spędzilibyśmy ten czas,
badając ożywioną białkową substancję,
barwne i dość rozmaite krajobrazy,
choć pozbawione jakichkolwiek nierówności.
Jak na pierwszych świadków przełomowego spotkania,
zachowaliśmy dziwny pokój w sercach i pokorę,
ufni, że dobrze wypełniamy swoje obowiązki.
Tego dnia w pełni miała zabrzmieć tryumfalna pieśń.
Czekali na nas Obcy albo… bracia.
–W– Pamiętajmy, który mamy rok, to ważne.
Zakonnik dyplomatycznie wystąpił z sugestią
odniesienia się do tego wydarzenia w Historii,
którego niedawno obchodzone Święto
przypominało, co jest najważniejsze dla ludzkości.
— Pewnie, przecież Jego, Chrystusa, będziemy im głosić, jeśli są w stanie Go przyjąć. Ale najpierw niech się pokażą. To nie takie proste – porozumieć się. Na pewno będą zupełnie inni niż my. Choć Wojciech twierdzi, że będą podobni.
–E– Słyszę waszą rozmowę… Przygotujcie się. U nich nie ma wyraźnego podziału na płcie jak u nas. Choć zachowują coś, co można nazwać samcami i samicami. Rozmnażanie jest po części pozaustrojowe, a w dużej mierze opiera się na partenogenezie. Ich umysły to logiczne sieci neuronowe, na których chyba wzorowali swoje roboty. Ich kod biologiczny różny jest od naszego, i to w każdym genie. Heurystyczna analiza statystyczna wykazuje jednak niewyjaśnione trzyprocentowe podobieństwo na bardzo głębokim poziomie. Trudno określić, czy to rzeczywiste podobieństwo, czy zbieg okoliczności, gdyż nie da się określić marginesu błędu. Nie przesądza to więc ani o poligenezie, ani o monogenezie. Jedno i drugie nie jest wykluczone. Poza tym przysłali mi program do komunikacji.
–K– Podłącz go do bazy ontologii języka ludzi i może coś z tego wyniknie. Dobrze, że chociaż potrafią rozmawiać.
–E– Używają języka z dużą ilością terminów naukowych. Nie jest jednak trudny. Zrobiłam już, o co mnie prosiłeś. Komputer radzi sobie doskonale. Zaraz otrzymacie algorytm tłumaczący. Będę wam pomagała.
— Dziękuję, Elżbieto. Na coś się przydają twoje zdolności lingwistyczne.
–E– O starożytnych kulturach też mnie uczono. Skupmy się na kontakcie. Skaner widzi ruch przez chmury.
Białe jak mleko oczko wodne przed nami,
zieleniące się powiewającymi nań pałkami,
zagradzało nam drogę do małego pagórka,
na którym widniał niski maszt nawigacyjny.
Wstąpiliśmy w ciecz, gdyż tak kazał nam pośpiech,
popychający nas prędko do tej doniosłej chwili…
Coś wjechało na wierzchołek. Istota rozumna?
Zatrzymała się na czubku wzniesienia.
Pobiegliśmy do niej.
Nim dotarliśmy do szczytu, zniknęła.
Otworzył się widok na całe pojezierze.
Zdawało się prawie pół-lądem z pół-wody,
obrośniętym organiczną masą prawie wszędzie.
Wtoczyło się na wzgórze jakby koło
o kształcie opony samochodowej.
Na zewnątrz, na bieżniku, pokryte twardymi kośćmi,
zaś wewnątrz posiadające miękki wypchany worek.
Myśleliśmy, że przywitał nas robot.
Lecz to były, były, były…
One.
Wzrok mój, utkwiony w pusty punkt równiny
nie śmiał patrzeć na dziwaczne znalezisko;
zastanawiałem się, czy nie jestem szalony.
Zobaczyłem je. Nie wzruszyłem się. To wszystko.
Wojciech wyciągnął ku onemu nagą rękę.
Nie cofnęło się. Podjechało. Dotknęło.
Z worka wyrosła kończyna i oplotła mu dłoń.
Tak wyglądało Pierwsze Porozumienie.
Powstrzymałem brak myśli i rozpacz psychiczną
i wnikliwie spojrzałem na onego.
Nie miało oczu. Skąd wiedziało, że tu jestem?
Nieznanym zmysłem percypowało
nasze ruchy i samą obecność.
–E– Gratulacje. One porozumiewają się przez drgania podłoża i infradźwięki. Niektóre posiadają emulator wzroku, ale nie te tutaj. Szkoda, że nie jestem tam z wami. Zostałabym tu na całe życie! Tyle ciekawych zjawisk można tu opisywać i opisywać…
Karol odebrał wiadomość od Obcego,
którą przekazał mu czujnik. Wypowiedział ją na głos.
–K– To pierwsze słowa, więc podam wam, jak je widzę na siatkówce.
— Mów, mów!! Nam nic projektor nie pokazuje.
–K– W imieniu obcej rasy: „Kim jesteście? Nie […] was.” Teraz jakieś słowo, chyba nazwa fonetyczna. „Ha-gr-ne-wda…” To słychać chyba w infradźwiękach. Tego nie tłumaczy słownik Elżbiety. „Planeta samotna […] zrodzeni. Ja nie myślę wielce […]. Przylecą tu […][…][…]. Za czas szybki. Czekajcie.”
Po chwili zstąpił z chmur powietrzny pojazd,
osiadając pod masztem naprzeciwko nas.
Wyjechały zeń kolejne Istoty-Opony,
posiadające bardziej złożone wyposażenie.
Pancerze znajdowały się na bieżniku;
spoglądały też na nas sztuczne oczy.
„Czy jesteście istotami rozumnymi?”
To słowa przyleciały emulowanym dźwiękiem
z przyniesionych tu niewielkich głośników.
Również Obcy założyli sprzęt tłumaczący
tym, których spotkaliśmy na samym wstępie.
— Jesteśmy. Słyszycie nas?
„Nasz […] czekali na was. Nie sami – my. Wy – z nami. Wy i my żyjemy. Spełnienie […] nastąpiło.”
–W– Czy wierzycie w Boga??
„Nie rozumiemy tłumaczenia. My badamy i szukamy. […] czekamy. Powiedzcie nam.”
–K– Wojciechu, tylko ostrożnie.
–W– Poza wami i nami Istnieje Istota, która Jest Pierwszą Przyczyną. Ona Jest Rozumna. Stworzyła nas i was. Opiekuje się nami i wami. Pragnie naszego i waszego Dobra. Ona – Początkiem. Ona – Końcem.
„Nie jesteśmy sami. Jest nas więc więcej […]. My nie wiemy, jak powstaliśmy. Ha-gr-ne-wda dała nam ciała. Tak zakładamy. Brak jednak dowodów.”
–W– Powstaliście z prochu ziemi jak my. A wiecie, dlaczego istniejecie?
„Nie wiemy. My żyjemy […][…][…][…]. My jesteśmy. To pewne. My nie-materia i materia zarazem. Wy znacie odpowiedź?”
–W– Znamy. Nauczymy was. Bóg jest Miłością i daje Zbawienie od grzechu…
–E– Oni nie mają w słownikach jednoznacznego słowa Miłość i grzech!! Nie zrozumieją cię.
„Nie rozumiemy.”
— Wojciechu, Elżbieta ma rację.
–W– Wiem, to nie łatwe. Może nie mają duszy, tak jak ich roboty.
„Roboty nie są. My jesteśmy. My świadomi. Wy też?”
–K– Tak. My dobrzy dla was. My skuteczni… dla was. Nie wszyscy jednak z nas dobrzy. Czy wszyscy wy dobrzy?
„My dużo dobrzy. […] jest nie-dobrych. Mało nie-rozumnych. My chcemy dobrze.
— Wy miłujecie. Nowe słowo. Miłujecie. Kto chce dobrze, ten miłuje.
„Dodajmy do słów.”
— Wy – Zbawieni, jeśli przyjmiecie Boga. Wy będziecie żyć Zawsze. Wy na powrót powstaniecie. Bóg da wam To-Dobre.
„Nie zapomnienie – jestestwa? Wolność od śmierci? Jak?”
— Jestestwo będzie Zawsze. To Prawda. Wy zawsze będziecie. My zawsze będziemy. Ale potrzebne jest jeszcze Zbawienie.
„To będziemy czy nie? Nie logiczne. Ale mówcie więcej. Może zrozumiemy. Potrzebny kontekst. Czy długo lecieliście tutaj?”
–K– Krótko. Sto razy nasz pobyt na tej planecie.
„Niemożliwe”.
–K– Udowodnimy. Nie wszystko logiczne – od razu…
Nastała cisza. Zupełna. Ucichły wszelkie głosy.
Tylko deszcz spadł z nieba, by zasilić wodą
przyrodę, z której korzystały ciała onych,
posiadających lub nie duszę nadprzyrodzoną.
„Wy przybyli z daleka. […] zatem prawa fizyki nie prawdziwe. Albo wy nieprawdziwi. Albo mówicie źle. Lecz my słuchamy was, gdyż za mało wiemy. Dlaczego tu przybyliście?”
–W– My powiemy wam o Bogu i o Życiu Zawsze.
„Mówcie najpierw o was. My o nas powiemy. My nie chcemy jeszcze […] o Bogu. Brak rozumienia. My jednak otwarci na rozumienie. […][…] przyszłość.”
–W– To się mija z celem. Wrócę na Akanium i zapytam o stanowisko biskupów. Jesteśmy słabo przygotowani.
–K– Uwaga, w tej chwili mówimy nie do was, a między sobą. Naradzamy się.
„Dobrze.”
–K– Zabierzemy też więcej sprzętu i dokumenty o naszej cywilizacji – niech się nasycą wiedzą, to może zrozumieją pełen kontekst.
–E– Ja zostanę. Poczekam. Dobrze mi tu. Niech mnie badają.
Spoglądałem na niesforne i ślepe istoty,
które do obcych gwiazd wysyłały niegdyś sondy.
Intuicja podpowiadała mi,
że to nie są tylko inteligentne zwierzęta…
A mimo tak przerażających różnic między nami
wystąpiło wystarczająco wiele podobieństwa.
Rozsądek zabijał jednak uczucie radości.
Ich świat wydawał się uboższy od naszego.
Nie osiągnęli większego rozwoju technicznego.
Wspomniałem w tej chwili na słowa siostry
i rozmowę z nią o legendzie oraz Miłości.
— Dobrze, wracamy. Wy do siebie, ja na Nigorię. Elżbieta niech wyląduje a oni zaopiekują się nią.
„My czekamy waszego powrotu […]. Skoro umiecie łamać prawa fizyki […]. Szybko.”
–K– Wrócimy prędko, to prawda. Będziemy bardziej zrozumiali i nauczymy was o nas i o Bogu, który nas wszystkich stworzył.
Zapragnąłem jednak wcześniej tutaj przybyć…
Przed nimi. W sekrecie. W towarzystwie Alicji.
|