VI
Roztaczały się wkoło krasowe bezdroża.
Kilkusetmetrowe wzgórza piętrzyły się stromo,
porośnięte rudawo-zielonymi krzewami.
Rośliny formowały nad głową baldachim,
a strumienie rozlewały się w rzeki.
Uczestnicy swobodnie rozmawiali ze sobą,
podzieliwszy się na liczne grupki.
Niektórzy wolni mężczyźni i wolne kobiety
zdradzali obopólną fascynację.
Odnalazł mnie Wojciech i zaczęliśmy podążać
szlakiem wytyczonym przez robota.
Pozostali kłaniali mi się nieśmiało,
radzi z powrotu swojego dowódcy.
Będąc wciąż jeszcze pod wpływem dialogu
z Elżbietą, mówiłem o planach ogólnoludzkich,
roztaczając różne realne wizje i czyste fantazje.
Zakonnik nie negował tego, lecz podał mi radę,
bym zapraszał Pana Boga do swoich marzeń.
Mówił, że trzeba starać się współdziałać z Łaską,
a lęk przed tym, co jeszcze nastanie,
starać się zastępować ufną Nadzieją.
Nieopodal wił się przełom potoku,
pobłyskując radośnie krystaliczną taflą.
Podziwiałem lawendejskie piękno.
On spostrzegł rozproszenie mojej uwagi
i zamilkł, by wraz ze mną delektować się widokiem.
Białe ściany, z jednej strony zupełnie pionowe,
pokazały zróżnicowane poziome warstwy,
którymi zajmowała się sedymentologia.
Nasze oblicza zdradzały błogostan.
–W– O czym myślisz?
— Hm… wciąż chyba jeszcze o tym, co działo się na Oceanicznej. Jestem nadal pod wrażeniem tamtego spotkania.
–W– Targają tobą uczucia do dziewczyny, prawda? Nie przejmuj się tym tak bardzo. Miłość to akt woli, a nie tylko emocje.
— Ja kocham Agatę! Alę przyznaję, że Elżbieta zafascynowała mnie swoją osobą. Mam nadzieję, że to szybko minie. Wojciechu, co robić?
–W– Poszukiwanie niewiasty idealnej nie jest wskazane, gdyż zawsze znajdzie się jakaś lepsza, a mając takie nastawienie, zwiększa się ryzyko zdrady, przynajmniej w sercu. To moja subiektywna opinia, ponieważ wiem, że póki nie jesteś związany, wolno tobie rozglądać się za kimś odpowiednim. Zachowaj jednak sprawiedliwość i nie rzucaj słów na wiatr, by nikogo nie zranić. Upodobanie w kimś odgrywa bardzo ważną rolę, szczególnie na początku, zamieniając się potem w odpowiedzialną troskę o drugą osobę, bezinteresowną, w o wiele silniejszą więź, opartą na akcie woli, uczciwości i wspólnych dążeniach, a więź ta karmi się czymś innym niż tylko fascynacją urodą bądź innymi, choćby wewnętrznymi cechami.
Wtem Agata przemknęła w polu widzenia;
jej rozpuszczone włosy falowały w powiewach
wiatru. Pozbyłem się wątpliwości,
że wszystko, co nastąpi, będzie dla nas dobre
i doprowadzi do pomyślnego zakończenia.
–W– Proś Pana o Czystość w relacjach międzyludzkich…
Wtem ktoś krzyknął, że odkryto pewien kwiat
jako jedyny występujący w tym regionie.
Naśladował okrytozalążkowe
odpowiedniki znane z terrestrialnej flory.
Podszedłem tam. Ujrzałem wodospad
wysoki na kilkadziesiąt metrów, przy urwisku.
Robot kończył konstruować drabinę
oraz prowizoryczny wyciąg dla Hagernejczyków.
Hektolitry wody lały się z hukiem z wysoka;
nic poza tym nie byłem w stanie usłyszeć.
Na wysepce piękniał mały pojedynczy okaz
kwiatu, podobnego z zewnątrz do trawy.
Karol badał go z bliska. Patrzyłem nań z zapartym tchem.
Bardzo mnie zastanawiało pochodzenie reliktu.
Czyżby został tu przez kogoś zasadzony??
Odebrałem komunikat od jednego naukowca,
że radioaktywne izotopy węglowe
datują wiek aż na trzy tysiące lat,
o ile warunki się nie zmieniały.
Zarządziłem rozpoczęcie zdobywania przeszkody.
Badacze mieli skupić się na znalezisku.
Lecz oni kwiat wraz z wyspą zabrali
i przetransportowali antygrawem na szczyt.
Samowola ta mocno mnie zirytowała,
ale ci oznajmili, że nie mieli powodu,
by zaprzestać tego typu działań.
Na górze otwarła się bardziej płaska przestrzeń,
wolna od wszelkich istot żyjących.
Odgłosy z łaski swojej również przycichły.
Usłyszałem więc czterdzieści razy „przepraszam”.
Wycieńczeni wspinaczką po stopniach drabiny,
postanowiliśmy wszyscy odpocząć do zachodu.
Niektórzy z nas cieszyli się widokiem okolicy,
zarówno tym z przodu, jak i tym za plecami.
Za plecami zostały bowiem rudozielone rubieże,
a przed sobą mieliśmy wapienną pustynię,
zakończoną na horyzoncie dalekimi górami.
Po drodze zarysowała się jakby dziura w ziemi,
zarosła niby-lasem, otaczającym jezioro.
Owo, położone w głębokiej depresji,
niezmiernie kusiło swą tajemniczością.
Bardziej, niż endemit wyrwany wraz ze swym podłożem,
zaciekle przez ekspertów eksplorowany.
By umilić nam wieczór, zabrał Karol głos
za mikrofonem, kontynuując niedokończone
wykłady. I ja przysiadłem się do grona słuchaczy.
–K– Widzieliście zapewne tę piękną roślinę. Trwała sobie przez kilka tysięcy lat, ale i ona miała jakiś swój początek. Oburzacie się, że ją zerwaliśmy, i macie rację. Może badania wykażą, że jest inteligentna jak Hagernejczycy? Tego jeszcze nie wiemy, ale niedługo poznamy. Póki macie nadzieję, że okaże się kiedyś rozumna, nie chcecie wyrządzać jej krzywdy. Podobnie nie ranimy ani nie zabijamy człowieka w rozwoju płodowym. Mimo, iż nie reaguje jeszcze rozumnie, to jednak wiemy, iż, przynajmniej potencjalnie, przebudzi się kiedyś do pełni rozumnego życia i będzie ono w stanie odpowiedzieć na Miłość Stwórcy i przyjąć Zbawienie. Podobnie jest przecież wtedy, kiedy śpimy i mamy wyłączoną świadomość – dopiero po pewnym czasie się budzimy, a wcześniej wegetujemy jak rośliny. Nikt nie wątpi, że w czasie snu lub śpiączki nadal jesteśmy sobą. Nikt nas z tego powodu nie zabija. Aborcja jest zbrodnią. Jej zwolennicy negują fakt, że człowiekiem się jest bez względu na chwilowy brak świadomości. Co do godności Dzieci Bożych, czyli faktu posiadania nieśmiertelnej duszy, sama nauka nie może dać na to odpowiedzi. Fakt ów poznajemy przez Wiarę i z Objawienia. Rozpoznaliśmy w Kościele, że także i Oponięcia posiadają duszę. Z teologii wynika, że jest to dusza ludzka, a ciała pochodzą w jakiś sposób od ciał pierwszych ludzkich rodziców. Zadaniem nauki jest zbadanie, jak mogło do tego dojść. Na razie wiadomo tylko tyle, że występują pewne nieznaczne podobieństwa w genomie Ziemian i Hagernejczyków, choć paradoksalnie wynoszą one tyle, ile genom Ziemian różni się od genomu szympansów, czyli trzy procent. Reasumując: dusza jest z nadania – w chwili poczęcia zaszczepiana jest każdemu potomkowi pierwszych rodziców. Pan Bóg pobudza nas do duchowego życia. Istnieją koncepcje, że ciała nasze powstały w wyniku jakichś procesów kierowanych przez Stwórcę. Nie zaprzecza to biblijnemu opisowi ulepienia z prochu. Ostatecznie przecież atomy w naszym ciele rzeczywiście pochodzą z prochu. Według jednej z teorii Pan Bóg w pewnym momencie nadał dwojgu naszym przodkom duszę, a potem zawsze nadawał ją ich potomstwu. Tym przodkom, którzy byli w stanie Go poznać. Według innych, Pan Bóg mógł zmienić genom i ciało wcześniejszej istoty przez mutacje w sposób nagły, bez form pośrednich, tworząc człowieka posiadającego nadal część cech poprzedniego stworzenia zwierzęcego. Mogło też być tak, iż wszystkie rodziny gatunkowe zostały stworzone od razu, przy czym im bardziej były podobne do ludzi, tym bliższe były im genetycznie. Ten pogląd podzielany jest przez wielu współczesnych wierzących. Pozostali skłaniają się ku koncepcji nagłej mutacji, czyli punktualizmu. Wierzący twierdzą, że była ona bezpośrednio sterowana przez Stwórcę w ramach inteligentnego projektu. Idea stopniowych zmian i wyboru dwóch rozwiniętych osobników przez Boga znajduje dziś niewielu wyznawców, gdyż zawarty w niej gradualizm nie znajduje pokrycia w faktach. A co do Hagernejczyków – najbardziej wiarygodna wydaje się tutaj panspermia. Ludzkie DNA lub zahibernowane zarodki mogły trafić z przestrzeni kosmicznej do hagernejskiej biosfery. Zjawisko wymiany materii pomiędzy planetami a nawet układami słonecznymi poprzez materię wyrzuconą z kraterów jest bardzo powszechne. Co się później działo z przyniesionym z Ziemi ludzkim materiałem biologicznym – nie wiadomo. Mógł ulec gigantycznej mutacji, mógł też zostać wchłonięty przez istoty żywe, mogła też nastąpić jego reinterpretacja przez nieznany jeszcze proces. Na pewno potrzebna była jakaś pomoc Opatrzności, może nawet wyjątkowo dyskretna. Wiem, że ateiści próbują to tłumaczyć albo zbiegiem okoliczności, albo twierdzą wręcz, że owo trzyprocentowe podobieństwo wynika u istot rozumnych z samej natury rzeczy i wykształciło się ewolucyjnie samo z siebie, i to zupełnie niezależnie. Jak by nie patrzeć, Oponięta zaczęły rozważać fundamentalne kwestie egzystencjalne. Odpowiedzi na dręczące ich pytania doczekały się niedawno przy kontakcie z Religią Objawioną, z Chrześcijaństwem, które przyniosło im Chrystusa, Boga.
Hagernejczycy: „Poza potomkami pierwszych istot ludzkich – jak rozpoznać mamy tych, którzy mogą być zbawieni i zasługują na godność osoby ludzkiej, by nie wolno było w żadnym wypadku ich krzywdzić?”
–K– Nie sądzimy, aby ktoś taki istniał niezależnie od nas. Wszyscy pochodzić będą od pierwszych rodziców. Grzech pierworodny przechodzi na całe potomstwo naszych przodków. Potrzebuje ono zatem Zbawienia. Ktoś, kto nie byłby tym potomstwem, nie miałby grzechu pierworodnego i nie potrzebowałby Odkupienia. Czyż jednak Pan stworzyłby inne materialne istoty, które miałyby lepsze położenie od ludzi, stworzonych na Obraz i Podobieństwo Samego Boga? Których to ciało przyjął Sam Zbawiciel, stając się jednym z nich? Naszym zdaniem nie. A jeżeli ktoś kiedyś dokona zbrodni tworzenia jakiś hybryd ludzko-zwierzęcych czy też sztucznej imitacji rozumu, to pozostawimy to Bogu do oceny. Trudno bowiem jednoznacznie będzie określić, czy są oni dostatecznie „zrodzeni” przez człowieka. Mimo to te sztuczne hybrydy nie przewyższą Doskonałego Dzieła Bożego, jakim jest istota ludzka. Co do Hagernejczyków – jesteśmy już pewni, że są ludźmi w znaczeniu teologicznym, choć w międzyczasie zmienili swój wygląd, budowę i kod swoich materialnych ciał, które nadal pochodzą od ziemskich odpowiedników. Rasa Ziemian nadal jest szczególna, skoro Chrystus przyjął ich ciało. Nie wyklucza to Bożego podobieństwa u Hagernejczyków – choć różnicie się mocno biologicznie od Jezusa.
Hagernejczycy: „Faktycznie. Lecz przecież nawet u was są rasy i narody różniące się z wyglądu. Wyszczególnieni są u was Żydzi. To do nich Bóg najpierw przemawiał a potem Syn Boży przyjął ciało Izraelity. Nie wyklucza to jednak, iż Łacinnicy i przedstawiciele innych narodów też zostali Dziećmi Bożymi, jak i ci z Żydów, którzy przyjęli Chrześcijaństwo. Nie musieli być podobni do Chrystusa co do narodowości i koloru skóry. A teraz też i my, Hagernejczycy, dostąpiliśmy tej Łaski… Jak bardzo pragniemy coraz większej wiedzy, nauki teologicznej i nauki w ogóle! Oby wszystkie zagadki znalazły rozwiązanie, także ta dotycząca pochodzenia różnic między naszymi ciałami.”
–K– Znajdą… w Przyszłym Świecie na pewno. Ale już teraz starajmy się szukać Prawdy, a Duch Święty poprowadzi Kościół Boży do coraz pełniejszego zrozumienia Objawienia, do którego już nic nowego nie zostanie dodane.
Potem zaczął się publiczny dialog
pewnej kobiety i Karola. Zadawała
mu bardzo osobiste pytania.
Opowiadał o swoim życiu i badaniach,
wspomniał o swojej teorii matematycznej
oraz pisanej od roku kronice.
Część osób, widząc koniec wykładu, odeszła.
Tak bardzo każdy z nas pożądał uznania!
I ja czułem pewną dumę, gdy mi się kłaniano.
Tym, co dobre, dobrze dzielić się w większym gronie,
byle tylko nie ulegać narcyzmowi i pysze.
Chciałbym, aby zawsze słynni byli tacy,
którzy głoszą prawdziwe i pożyteczne rzeczy,
jak Wojciech, Karol, Alicja lub Elżbieta
lub ci, którzy dają nam piękno sztuki jak Agata.
Gdy gwiazda już zachodziła, poproszono mnie,
abym zarządził taneczną zabawę.
Tak też się stało: nad skrajem przepaści,
odgrodzonym postawioną przez robota barierką,
zabrzmiała muzyka, zajaśniały światła,
a szczęście nie znikało z „lawendejskich” twarzy.
Widziałem, jak Karol żywo i porywczo tańczył
z tą jedną niewiastą. Bez przerwy. Nieustannie.
Aż przyjemnie było na nich patrzeć,
tak cieszyli się ze wzajemnej obecności.
Ona sama nie wybijała się ponad przeciętność,
lecz nie wygląd miał tutaj znaczenie,
a fakt, że umizgi zdążały ku Miłości…
Bujne loki Karola muskały jej czoło,
a silne dłonie chwyciły drobne ręce.
Lica Latynosa, miedziane od opalenizny,
kontrastowały z jasną jej cerą
i szarymi włosami, ni to brunet, ni to blond.
Gdy na chwilę rozeszli się, Karol podszedł do mnie,
aby nawiązać krótką rozmowę.
Chciał poznać, co jego przyjaciel o tym myśli.
— Czy wy… zabiegacie o siebie?
–K– Tak! Zabiegamy. To niesamowite. Marta docenia moją inicjatywę i widzi we mnie prawdziwego mężczyznę. I tobie życzę, abyś imponował twojej ukochanej, chociaż nie chcę ci niczego narzucać. Ty i Agata inaczej postępujecie. Wasza relacja to dostojne podchody i zaloty.
— Może… Pragnę poznać Agatę w pełni i dać się jej poznać…
–K– Życzę szczęścia.
— Wojciech mi mówił, bym uważał na pokusy. Ty też uważaj. Pozostaw gesty czułości właściwe tylko małżonkom do czasu Sakramentu.
–K– Ale to, co właściwe przyjaźni miłosnej narzeczeństwa – niech się dzieje – byle w Czystości.
— Nie daj się porwać zmysłowości i nie spiesz się. Uważaj, byś nie oszukał samego siebie, balansując na granicy grzechu.
–K– A ty okazuj Agacie więcej zdecydowania i inicjatywy.
Powrócił do wybranki swojego serca
i dalej upajali się wzajemnym entuzjazmem.
Wszystko stało się tak nagle, niespodziewanie,
z hukiem, jak spadający nieopodal wodospad.
Pomyślny ten, kto potrafi kochać
i sam jest kochany przez wybraną osobę,
a nie ten, kto szuka wyłącznie piękna
choćby zdobył nawet to największe.
Dla Karola atrakcyjność innych niewiast
całkowicie straciła na znaczeniu w tym momencie.
Podbudowany tym, stwierdziłem, że się nie boję,
że zawładnie mną platynowłosa kobieta.
Poszedłem więc poszukać tej, którą miłowałem,
lecz nie znalazłem jej na zabawie.
Nawet nie ona tworzyła przestrzenne melodie.
W pewnej chwili podszedł do mnie jakiś naukowiec
i beznamiętnie przerwał moje przemyślenia.
–Naukowiec– Zbadaliśmy kwiat.
— Powiedz mi lepiej, gdzie jest Agata z Oceanicznej, artystka, jeśli wiesz?
–Naukowiec– Właśnie o niej chcę tobie powiedzieć. Poleciała z kilkoma z nas na zwiady, by lepiej się przyjrzeć temu bajoru w dolinie. Ona posiada prawdziwie sokole oko. Posłuchaj, dowódco Danielu.
— Mów.
–Naukowiec– Kwiat zdradza pewien spryt. Sam od nas uciekł i udał się po drabinie z powrotem nad wodospad! Kiedy nikt nie patrzył, zniknął; potem odtworzyliśmy trasę jego ucieczki. Agata szukała nad jeziorem innych okazów, gdyż podobno świecą w nocy, tak jak i ten. Wydaje mi się, że wszystkie stamtąd pochodzą.
— Karol już wie?
–Naukowiec– On ma teraz inny kwiat na głowie. Przepraszamy jeszcze raz za samowolę nad wodospadem.
— Zapomnijcie o tym. Ważne, że roślina przeżyła. Czy jest to istota rozumna??
–Naukowiec– Chyba jednak nie. Rozumie mniej więcej tyle, co nasz ziemski pies.
— Nie traćmy jeszcze Nadziei.
|