X
Znaleźliśmy się sami w godzinę po wymarszu.
Puściliśmy przodem wszystkich, nawet maruderów.
Wspomnienie wczorajszego morderczego zejścia,
gdy każdy piechur miał duszę na ramieniu,
gdy kręciło się w głowie z każdym spojrzeniem w dół,
gdy zimne pręty drabin powodowały drętwienie
a spod palców odrywały się kruche kamienie,
zatarło się, gdy tylko Agata się uśmiechnęła.
Kroczyliśmy powoli wzdłuż stawu,
po którego tafli pływały lodowe kry.
Za nami zionęła grozą przepastna przełęcz.
Otaczał nas niepowtarzalnie romantyczny świt.
Cienie dopiero co opuszczały nasz szlak.
Atmosfera, smagana błyskami czerwieni,
pochodzącymi od procesów chemicznych
nie znanych na żadnej innej planecie,
oświetlała fajerwerkami radość doczesności.
Kontemplowaliśmy słowami te dziwy przyrody,
wiedząc zarazem, że to dla nas miały miejsce,
byśmy przez wspólne emocje zbliżyli się do siebie.
Tuż przy mnie kroczyła urocza niewiasta,
dając dowód swojej nieskrywanej już sympatii
do mnie, tonącego w wielkim szczęściu.
Nie sam fakt jej niezwykłej urody,
a spełnienie marzenia o przyjaźni
z tą tak bardzo umiłowaną osobą,
która nareszcie zawitała u mego boku,
dostarczał radości memu utęsknionemu sercu.
Taras lodowego oczka pozostał za plecami,
by kolejny pojawił się dwieście metrów niżej.
Kolejna urocza kompozycja z górską wodą,
połyskującą od wyniesionej nad granie gwiazdy,
znajdowała się w ogromnej kotlinie,
samą sobą ubogacającą krajobraz.
Srebrna oaza odbijała obraz obłoków.
Znów się pojawiły zielone pasma flory.
Niewiasta chwyciła mnie za ramię,
by zwrócić mą uwagę na te tarasy.
Topniały więc nie tylko czysto wodne lody…
Do mego umysłu dotarło nagle,
iż to wszystko dzieje się naprawdę…
Poczułem, jakbym przeżywał to już tysiące razy
a teraz wypadało być już oswojonym.
Ująłem jej dłoń w przypływie odwagi,
być może natchniony widokiem przed oczyma.
–A– Najlepszym portretem chwili jest pamięć.
Artystka odgadła po części to, o czym myślałem,
zachwycając jednocześnie tą mądrą refleksją,
zdradzającą głęboką refleksyjność jej osoby.
Zbiegliśmy prawie w śmiechu do drugiego zbiornika.
Dywan z poziomej niby-trawy prowadził
nad znieruchomiały ołowiano-błękitny brodzik,
źródło życia dla całego obszaru, będącego
oazą otoczoną nagą pustynią.
To wszystko stało się tak nagle z woli niewiasty!
Już trwać li miało odtąd nieprzerwanie?
Miałem pokusę, by nie myśleć, co będzie dalej.
Tu-i-teraz przysłoniło mi rzeczywistość,
choć sądziłem, że skoro trwamy w pełnej Czystości,
nie popełniamy grzechu w tym, co się działo;
nie tak, jak ci zatracający się w przyjemności,
pełni lęku, że zło czynu zniweczy całą radość.
–A– Wiem, że się cieszysz, Danielu. Pamiętaj jednak, że przyjdą także zwyczajne i smutne dni.
— Dziękuję tobie…
–A– Panu Bogu dziękuj. Bez względu na to, co się wydarzy, zawsze pozostajesz dłużnikiem Stwórcy.
— No tak. W każdej chwili może stać się jakieś nieszczęście, a nie staje się. Jakże bym dziękował, gdybym po nagłej utracie wzroku, zaraz go odzyskał! Bardziej, niż gdyby nic się nie wydarzyło. A powinienem być wdzięczny i za to, że nic złego się nie dzieje. A nawet za niepowodzenia, gdyż one nas wychowują. Lecz czy każda radość musi być okupiona smutkiem?
–A– A jak sądzisz? Spytaj o to Alicję. Na pewno sam też znasz odpowiedź. Cierpiąc, upodabniamy się do Chrystusa, który cierpiał za nas. W Niebie wszystko będzie wynagrodzone. Uczucia ziemskie mają nas tam prowadzić.
— A prowadzą…? Nas…?
Nie odpowiedziała na zbyt śmiałe pytania.
Postąpiła kilka kroków ku sadzawce.
Puściwszy mą dłoń, poczęła czesać nią piękne włosy,
zdobiące majestatyczną sylwetkę.
Sposób ich układania się przykuwał uwagę.
Blask od stawu rozjaśniał kontury jej ciała,
które w tym momencie tak bardzo zapałało wdziękiem,
że zdało mi się, iż odchodzi ku niedostępności
dla ziemskich istot o skończonych pragnieniach –
tak bardzo stała się w mych oczach anielska.
Zawstydzony płodnością jej urody,
odwróciłem wzrok ku dalszej drodze.
Ona, odgadując jakoby moje zachowanie,
nie widząc mnie, rzekła parę słów śpiewnym głosem:
–A– Twoja siostra nauczyła mnie empatii. Czy masz teraz z jakiegoś powodu zamknięte oczy…?
— Prawie… Nie mogłem patrzeć przed siebie…
–A– Nie mów dalej. Jest w tobie wiele szacunku. Zawsze mnie intrygowało, czy to prawda. Teraz już wiem, że tak. Oboje z Alicją jesteście niezwykli. Chodźmy dalej.
Kolejne zejście okazało się łagodne,
a znaczył je coraz szerszy potok.
Gdzieniegdzie tkwiły ślady krótkiego odpoczynku.
Usuwał je jeszcze sprzątający robot.
By zburzyć krępującą barierę zachwytu,
rozpoczęliśmy rozmowę o tych rzeczach,
których listę sporządziłem na początku misji.
Choć prowadziliśmy dyskusję w oparciu o schemat,
swoboda prędko wkroczyła w naszą relację,
dzięki czemu ustępowały wcześniejsze mity,
a obecna rzeczywistość okazała się lepsza
niż ta, którą wyobrażałem sobie w marzeniach,
gdyż była dużo głębsza, bogatsza,
realniejsza, a przez to zanurzona w Prawdzie;
ponadto nieustannie mnie zaskakiwała,
gdy tylko coś niespodziewanie się zmieniło.
Natchnione artystycznie wypowiedzi Agaty
konkurowały niejako z moimi.
Wzajemnie się przez to dopełnialiśmy.
Chciałem jak najdłużej wsłuchiwać się
w jej modulowany i rozkoszny głos,
brzmiący prawie jak instrument muzyczny,
dodający melodię do estetyki słów.
Stopniowo osiągnęła coraz wyższe rejestry,
dochodząc co przemiłego sopranu,
a pełen przyjaznego zachwytu uśmiech
na stałe przylgnął do jej delikatnych ust,
informując, że dobrze nam ze sobą…
Choć kamieniste podłoże wymagało uwagi,
nasze oczy co chwila się spotykały,
by podwójne centrum wielce ładnej twarzy
– poruszający brąz błyszczących tęczówek –
pozostało w mej pamięci w formie portretu.
Przy tych ukośnych spotkaniach zwierciadeł dusz
mimika, prócz przychylności, pałała entuzjazmem,
a sympatia, zdradzana przymrużaniem powiek,
dodawała mi poniekąd pewności siebie.
Podniosło się na niebie lawendejskie słońce.
Dolina, naznaczona ostatnim tarasem,
tym razem bez stawu, za to z niewielkim bagnem,
otwierała się ku parowowi o małym spadku,
dłuższemu i węższemu niż przed przełomem.
Tylko jedno urwisko zdobiło swą wklęsłością
coraz bardziej wypukłe czy też obłe ściany,
zamieniane stopniowo w łagodne stoki,
które już na nizinie zrównywały się z dnem.
Coraz głębszy i wolniej płynący potok
coraz słabiej szumiał, pozbawiony wodospadów.
A mimo coraz niższej wysokości
nie spotkaliśmy nic żywego, prócz górskiej trawy.
— Agato… Co sądzisz o tej znajomości?
–A– Żadna ze znajomości nie jest dla mnie bez znaczenia… a niektóre są dla mnie szczególnie ważne. Ale na razie nie poruszajmy takich tematów.
— Dlaczego?
–A– Ach… Jeśli posiada się Nadzieję, wtedy niepotrzebne stają się słowa, które natrętnie domagają się pewności. A zapewnienia mogą zrodzić cierpienie, jeśli nie stanie się to, czego oczekujemy. Czas jest tym, co udoskonala Powołanie i bada Czystość oraz bezinteresowność intencji.
— Ja ze swojej strony mogę jednak zapewnić, że…
Potknąłem się, padając na ziemię.
Przypadła do mnie, czule zatroskana.
Ujrzałem w jej postawie dobre matczyne cechy.
Podniosłem się tylko ze stłuczonym łokciem.
— Nic mi nie jest. Dziękuję za pomoc.
Chwyciła mnie za rękę, tym razem sama z siebie
i w milczeniu przybliżyliśmy się do reszty
ekspedycji, która na nas zaczekała.
Jedno z oczu miała zamglone jakby łzą,
a wyraz twarzy dawał wyrazy satysfakcji.
Zauważyłem wzruszenie o nieznanej genezie.
Jak bardzo chciałbym pojąć ją za żonę…
Razem z nią wychowywać nasze dzieci,
czerpiące z mądrości swoich rodzicieli.
Tworzylibyśmy komórkę rodzinną –
wymarzoną wspólnotę miłujących się osób,
współdziałających ze sobą w każdej sytuacji…
Spełniło się to, że zrodziły się więzy przyjaźni
w tym szczęśliwym spotkaniu z moją ukochaną.
Jak bardzo pragnąłem tego jeszcze na Świętej Ziemi,
tak doczekałem się wreszcie na Lawendzie,
z niewielką namiastką na Hagernewdzie.
Czyż nie taki cel wiązałem z tą wyprawą?
Za to wszystko dziękowałem Panu Bogu.
–A– Danielu, oto czekający na ciebie uczestnicy tej wielkiej wyprawy. Spotkamy się, gdy tylko się uda. Mam do ciebie zaufanie, wiedz o tym.
— Jestem szczęśliwy, Agato. A ty?
–A– Cieszę się, że mogłam uczestniczyć w twoim szczęściu. Oby ludzie zawsze kierowali się współodczuwaniem z innymi – jak twoja wspaniała siostra. I Miłością… bliźniego.
— Bliźniego, hm… Taką tylko masz na myśli?
–A– Spójrz mi głęboko w oczy! Ujrzysz odpowiedź.
Zwątpiwszy w głębi swego ego,
nie spojrzałem.
Zwiesiła wzrok. Zasmuciłem ją –
kochaną Agatę.
|