XIII
— Przepraszam cię za moje zachowanie i za zło, które spotkało ciebie z mojej strony.
–A– Nie żywię do ciebie urazy… Dokonałeś wyboru. Teraz nie może już być tak, jak wcześniej.
— Rozumiem. Czy jednak kiedykolwiek…
–A– Odpowiedzi nie uzyskasz. Wróć teraz do swoich ludzi i poprowadź ich do celu. Potrzebują ciebie – poświęć się dla nich. Nie przejmuj się już tym, co się wydarzyło. Masz z mojej strony przebaczenie, lecz nie dostąpisz mojej przychylności.
— Czy kiedyś to się zmieni?
–A– Nie pytaj mnie o to.
— Dobrze. Dziękuję za przebaczenie. Uczynię, jak powiedziałaś… Agato.
Pustynna równina jakby krańca lądu
roztaczała się w stronę wybrzeża,
mieniąc się odcieniami szarości oraz żółci.
Okalające ją pobliskie łańcuchy,
ośnieżone niedawnym jeszcze opadem,
ścieliły się łagodnymi nachyleniami stoków,
opadających ku granatowej cieczy.
Wszyscyśmy pragnęli ujrzeć już ocean,
aby rozpocząć jego eksplorację…
Nagle nadano ważny komunikat
o odebraniu wiązki radiowej,
która pochodziła podobno spod ziemi.
Nie powtórzyło się to nigdy więcej,
lecz udało się zlokalizować źródło sygnału.
Proszono mnie teraz o podjęcie decyzji.
Poleciłem rozszyfrować znaczenie przekazu,
lecz nikt z naszej ekipy nie zdołał tego uczynić.
Samolot wyniósł mnie wysoko nad grunt.
W pobliżu gór pokrytych lodowcem
spoczywał na nieznacznie nachylonych zboczach
niczym nie wyróżniający się punkt.
To coś znajdowało się dziesięć metrów pod gruntem.
Nieopodal zionęły spękane czeluście;
zapraszały mnie, abym do nich wstąpił.
Postanowiliśmy wpuścić w głąb robota.
Otoczeni bezkresem powszechnej nagości
pozbawionej bujnej roślinności,
choć porośniętej z rzadka kępami pnączy,
podziwialiśmy wielkie lodowe jęzory.
Po chwili jednak, wezwani do pracy,
wpuściliśmy maszynę do otworu w ziemi,
a ja sam zdalnie nią sterowałem.
Obserwując jaskinię w falach podczerwieni,
udałem się ku jedynemu korytarzowi.
Zdawał się być jakby wyrzeźbiony
i raczej równy jak w jakiejś kopalni.
Nie obniżając się, ani nie zwiększając wysokości,
prowadził prosto do pobliskiego rozwidlenia,
z którego wychodziły trzy takie same.
Nie sądziłem, że ma to naturalne pochodzenie.
Na wyczucie błądziłem w wyznaczonym
kierunku, mijając odnogi labiryntu.
Wtem błysło na wizjerze stałocieplne stworzenie.
Tworzył je oblepiający strop bezkształtny śluz,
z wolna zmierzający w stronę urządzenia.
Za sobą zostawiał rozpuszczone skały…
To on mógł żłobić podziemne tunele.
Podobny był do tego, którego napotkaliśmy,
gdy Karol ryzykował życie na górskiej grani.
Niespodziewanie galeretowaty organizm
pokazał na sobie projekcję otoczenia.
Zobaczyłem niewyraźny zarys
naszego automatu. Kolejne zaś „slajdy”
przedstawiały różne miejsca w lawendejskich podziemiach.
Ukazał się też lodowiec nad brzegiem morza
i niezidentyfikowane kształty czegoś tam.
I, tak samo jak na osobniku w górach,
rozmyte projekcje z podwodną florą.
Cykl powtarzał się aż do znudzenia.
Postąpiłem dalej, w stronę radioźródła.
Przede mną stanął prawie identyczny robot.
Wydobył się z mych ust przeraźliwy krzyk,
a strach nieprzyjemnie ścisnął wnętrzności.
Pokazałem innym, co widzę w jaskini.
Rozpoznali na nim hagernejskie symbole.
Mechanizm poprowadził nas do ślepej odnogi,
zasypanej bezładnymi zwaliskami kamienia.
Metalowa rura wystawała z podłoża
i, przebijając strop, biegła ku górze.
Wsiadłem do samolotu z wizjerem przed jednym okiem
i prędko znalazłem się w owym punkcie.
Spoczywała tam maleńka sonda hagernejska,
mocno zniszczona przez setki lat korozji.
Komunikowała się z robotem przez rurę.
— Co o tym myślicie? Przesyłam wam obraz.
–Naukowiec– Trzeba zapytać o zdanie Hagernejczyków. Szkoda, że nie ma z nami Elżbiety, ona by wiedziała, co to za ekspedycja.
— Każę robotowi skopiować dane od swego poprzednika. Te Oponięcia dotarły tu przed nami! Zapewne setki lat wcześniej. Stąd te sygnały radiowe.
–K– Wydaje mi się, że ta sonda nie znalazła się tu bez powodu. Wysłała automat pod ziemię, aby coś odnalazł.
— Może zainteresował ją Śluz? Jak by nie patrzeć, Stworzenie to potrafi projektować obrazy z pamięci.
–K– Nie wiem. Ja bym dokończył, co zaczęli przed nami Hagernejczycy. Ale to ty decydujesz. Moim zdaniem jest tam coś jeszcze.
— Udamy się do nadmorskiego lodowca. Właśnie roboty przekazały sobie dane i widać, że tamten ma zresetowaną pamięć długotrwałą. Potrafi tylko poruszać się po jaskini.
–Naukowiec– Nauczył się tego od zamieszkujących ją stworzeń, skoro mu ją skasowano. Upodobnił się do zwierząt. Oto Hagernejska myśl techniczna. Moim zdaniem to nie on był źródłem sygnałów radiowych. Nie ma śladu zarejestrowania ich wysłania.
— W takim razie co takiego? Skorzystajmy chociaż z wiedzy Śluzu.
Czterdzieści osób w kilku samolotach
zbliżyło się do zanurzonego w wodzie jęzora.
Wszyscy pokładali ufność we mnie, w swym dowódcy.
Liczyli, że powiedzie mi się identycznie
jak na Wielkim Dzwonniku na Oceanicznej.
Oby moje decyzje okazały się trafne!
Znajdowało się tam wiele lodowych rzek,
tworzących się pod tą samą pokrywą.
Z ciemnego zbiornika parowały chmury.
Działo się tak na całej przestrzeni, aż po horyzont.
Jednak tutaj, schłodzone, wracały z powrotem,
odwiedzając ponownie nagrzaną taflę.
Pod spodem kępy skromnej biosfery
porastały skąpo obrzeże firnu,
wynurzając się z powierzchni morza.
Przykuły uwagę jakby wykute w skale rzeźby
i cienie jakichś kształtów, naniesione
na płaskie urwisko prastarego klifu.
Wiły się one, tworząc wszelkie formacje
geometryczne, w niskim stopniu uporządkowane.
Z kolei na powierzchni lodowca
wylegiwały Śluzy, pobłyskując w słońcu,
którego nie przysłaniała mgła nieopodal.
Każde z nich, prócz slajdów najbliższej okolicy,
ukazywało na przemian morskie głębiny…
–Naukowiec– Wykrywam śladowe ilości pierwiastków promieniotwórczych.
Twarz siedzącego obol Karola,
zwrócona na niby-malowidła skalne,
zrobiła się dziwnie i smutnie zamyślona,
zdradzając wewnętrzną rozterkę i walkę.
–K– Teraz rozumiem, dlaczego Elżbieta zachowała wszystko w tajemnicy.
— O czym mówisz? Dlaczego patrzysz na te znaki? Śluzy pokazują nam drogę!
Po ciemnym policzku odważnego bohatera
powoli spłynęła jasna łza wzruszenia.
–K– Ja, Danielu, pojąłem, co tu się wydarzyło. Wszystko bez wyjątku. Niczego nie znajdziecie pod wodą… Ale szukajcie. Kiedyś sam tu przylecę z Elżbietą i poznamy Prawdę…
— Zdradziła tobie swoje sekrety?
–K– Nie musiała. Sam fakt, że Henryk polecił jej ograniczać wypowiedzi na ten temat, dał mi wiele do myślenia. Ale nie powiem tobie, co takiego podejrzewam.
— To ja jestem winien jej odlotu… Nie zasłużyłem na jej przychylność…
–K– Nie to miałem na myśli. Po prostu pozwól, abym sam zajął się dalszymi badaniami po zakończeniu lawendejskiej ekspedycji. Ty zostaniesz teraz zarządcą Akanium i kto wie, kim jeszcze; będziesz miał wiele innych spraw na głowie. Jako kronikarz lepiej rozumiem historię niż pozostali naukowcy. A gdy będę miał już pewność co do tego, co mi się wydaje, podzielę się z tobą moimi wnioskami.
— To zdradź chociaż, co sądzisz o tym, na co patrzymy.
–K– Ślady na ścianach to nie malowidła, lecz naturalne zdjęcie… Robot w jaskini przetrwał to, co uszkodziło sondę, a jemu skasowało pamięć… Lawenda, Wredniak i Śluz to mutacje jeszcze innej istoty… Pustynia tętniła kiedyś życiem… A tunele były nimi rzeczywiście… Pod wodą znajdziecie tylko wspomnienie…
|