XVIII
Jak wspaniały czas nastał po tamtej Odmianie!
Zmieniłem dogłębnie postrzeganie rzeczywistości,
patrząc jeszcze silniej przez pryzmat Boży.
Gorliwiej wypełniałem swoje Powołanie.
Stałem się bardziej refleksyjny we wszystkim, co robię.
W towarzystwie Henryka, Karola i Leonięcia
lecieliśmy nad zamorskim arktycznym lądem,
podziwiając raz już ujrzaną dzicz,
gdy poszukiwałem pojazdu z orbity.
Inwalida Henryk siedział unieruchomiony
w podobnym kokpicie, co Oponię.
Jednak jego twarz zdradzała nieustanny optymizm.
Poruszał dłońmi w połowie sprawnymi,
wydając polecenia komputerowi.
Pytałem go o sekret, który skrywała Lawenda,
lecz nie zdradził jakichkolwiek szczegółów na ten temat.
Pomimo tego, że wiele mu mówiłem
o wyprawie, nie dał się tym przejednać.
Za to opowiadał dużo o tym, co odkrył.
Odwiedzili podobno wiele miejsc
wymienionych na liście z bazy arktycznej.
Znajdowali tam odniesienia do podróży kosmicznych
i statków ukrytych gdzieniegdzie pod powierzchnią
jak ten, którym polecieliśmy na Akanium.
Pozostało im do zbadania kilka obszarów,
mających przechowywać ważniejsze tajemnice.
Sunęły pod nami majestatyczne masywy
od zawsze pokryte zlodowaciałym śniegiem.
Wydawało się, jakbyśmy lecieli nad inną planetą.
Brak śladu nawet rzadkiej roślinności
w krainie urwistych i stromych wzniesień
wzbudzał coraz większy podziw dla Oceanicznej,
tak powszechnie lekceważonej, a tak niezwykłej,
pominąwszy nawet aspekt Kolebki ludzkości.
–K– Pamiętasz moje filozoficzne wywody na Lawendzie?
— Tak… Dobre czasy. Ale teraz są lepsze.
–K– Kiedyś myślałem, że Pan Bóg decydował o realizacji prawdopodobieństw w świecie fizycznym, kierując się prawem wielkich liczb i stąd Wszechświat musiałby być tak wielki, aby Cud Życia znalazł również naturalistyczne wytłumaczenie równolegle do tego duchowego. Ale przecież wszystkie PRAWA poznajemy i tak z obserwacji, więc skoro Bóg Jest i przez Niego wszystko zostało stworzone, to nie ma żadnych sprzeczności w dopuszczeniu wyjątków od dotychczas poznanych praw. Boża ingerencja może być pośrednia, subtelna ale może też być bezpośrednia, ponieważ i tak musiała taka być przy samym stwarzaniu Wszechświata. Dlaczego więc coś tak ważnego, jak życie, nie miałoby być również w podobny sposób wykreowane? Szczególnie życie ludzkie. Każdy z tych trzech stanów: materia, istoty żywe i osoby obdarzone nieśmiertelną duszą mogłyby powstać bezpośrednio i potem podlegać prawom natury. Nic nie wyklucza zatem działania „bezpośredniej” Wszechmocy Bożej. Możemy się tylko cieszyć, że On daje nam poznawać prawa przyrody, abyśmy mogli wykorzystać je dla naszych potrzeb, a przez to uczyć się ufności do Samego Stwórcy, że pozostaną Mocą Jego Woli takie jakimi są, przynajmniej w ogólności.
–H– Trafne są te refleksje filozoficzne. Zapraszasz do nich Pana Boga; nie odrzucasz Go jak większość współczesnych myślicieli spoza Oceanicznej.
–K– Ateiści często wysnuwają bezpodstawne antyreligijne wnioski ze swoich niezgodnych z faktami założeń. Niektórzy nawet konstruują swoje teorie jedynie po to, by jawnie zwalczać Wiarę i siać zamęt pomieszaniem pojęć.
— A zdarzyło się kiedykolwiek, by teorie tych ludzi zrodziły jakieś dobra, nawet jeśli ich twórcy sami zatracali się wraz ze swymi słuchaczami?
–K– Nawet jeśli takowe były, to są o wiele lepsze sposoby działania – bez skutków ubocznych całkowicie niwelujących powstałe dobro. „[…] Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? […]” Każdy może być narzędziem w Planie Bożym, niezależnie od tego, czy zdaje sobie z tego sprawę i czy akceptuje Boga. Każdy z nas pragnie jakichś dóbr, jednak nie każdy przyjmuje i otwiera się na Łaskę poznania Boga a wybiera działanie na własną rękę, błądząc. Poza tym dobro jedynie cząstkowe to także brak Dobra pełnego, czyli poniekąd zło. Kto może dobrze czynić, a nie czyni, ten grzeszy. Od nas zależy, czy postąpimy zgodnie z Przykazaniami, wypełniając Boży Plan, czy też odrzucimy Łaskę. I nie ma tu znaczenia, że Pan potrafi wyprowadzić Dobro nawet ze zła, gdyż nie ma wtedy w tym żadnej naszej zasługi.
— Od nas zależy, czy wybierzemy Miłość.
–H– Kiedyś, gdy było tyle odkryć naukowych i wynalazków, tak wielu odeszło od Prawdy. Dlaczego?
–K– Nastąpiło to głównie po tym okresie. Zwiększył się dobrobyt i ludzie przestali zwracać uwagę na Dobra Nieprzemijające, przywiązani za bardzo do tych doczesnych. Historia Zbawienia wielokrotnie podaje w Starym Testamencie tego typu przykłady. Gdy za dobrze się wiodło Izraelitom, odwracali się od swego Pana, a wzywali Go dopiero w ucisku. Poza tym wielu filozofów dodawało złą interpretację do pożytecznych osiągnięć. Nie służyła ona Prawdzie, lecz szukaniu władzy, usprawiedliwianiu złych czynów oraz pysze autorów, uznających swoje racje za jedyne prawdziwe, a wiemy, że Jedyna Prawda jest tylko Jedna i niesprzeczna. Jak pasożyty, podczepili się pod chwalebne osiągnięcia wynikłe z wielowiekowej pracy ludzi religijnych poprzedzającej wiek wynalazków, która dała podwaliny pod rozwój i kłamliwie twierdzili, że to ich własne teorie dały światu tak zwany postęp. A przy bardziej wnikliwej analizie historycznej widać, iż najczęściej wdrożenie tych teorii w życie kończyło się upadkiem obyczajó1)w, hedonizmem, demoralizacją dzieci, buntami, biedą, zatrzymaniem inicjatywy i wynalazczości, niesprawiedliwością społeczną, rabunkiem, zdzierstwem, marnotrawstwem, totalitaryzmem, walką z rodziną i Kościołem, zniewoleniem, rewolucjami, wojnami i ludobójstwem.
Pole lodowe zakończyło się nagle.
Pojawiła się dolina. Jej dnem płynęła rzeka,
nawadniająca północny bór iglasty.
Nikt tutaj do tej pory nie mieszkał,
tylko niedźwiedzie brunatne i czarne.
Od tysięcy lat to samo działo się w okolicy,
niezależnie od poczynań wszystkich Ziemian.
Rezerwat ów, ulokowany w niepisanej dziczy,
rzewnie się naśmiewał z osiągnięć techniki.
Leonię oznajmiło nam nawet,
że podziwia te nietknięte obszary,
zachowane od zurbanizowania.
Skoro dano nam kolonizować odległe światy
i zamieniać jałowe pustynie
w biosfery tętniące zasadzonym życiem,
znaleźli się tacy, którzy postanowili
zachować pierwotną szatę roślinną,
rezygnując z innego wykorzystania
własności. Odwieczne wysiłki, by chronić dziewiczość
tak bardzo nam się dzisiaj opłaciły…
Pozostał bowiem przyrodniczy skarbiec,
wspierający odległe terraformacje.
Opłaciła się jego właścicielom wstrzemięźliwość.
Przyspieszyłem, by pokonać jeziorne równiny
i w końcu dotrzeć do miejsca, gdzie roślinność tundrowa
porastała starodawne Przejście Północne.
Zwolniłem lot, gdyż każdy chciał wyglądać
przez okna powietrznego pojazdu.
Czasami widoczność spadała na dobre
i jedynie granica morza oraz lądu
dawała się ledwo dostrzec poprzez mgłę.
Innym razem podniosła się zasłona z chmur
i oglądaliśmy rzeźbę arktycznego terenu,
pełnego wielkich wysp i błogiego spokoju.
Czasami jakaś osada Ludzi Północny
pojawiała się ku naszemu zaskoczeniu.
Nie posiadali nawet kilometra drogi:
całe życie trwali w jednym miejscu.
Lecz my mieliśmy odmienne cele,
przysparzające zarazem pięknych przygód i cierpień.
Coraz bardziej pojedyncze kępy
trawy porastały pustynniejące tereny.
Wokół zapadał mrok borealnej nocy.
Projekcje wizjerów „oświetliły” krajobraz.
Złudzenie dnia oszukało oczy.
Tu i ówdzie kończyła się tundra,
ustępując miejsca nagiej ziemi.
Pojawiły się też pierwsze fiordy
bez połysku wody z powodu braku słońca
oraz niewielkie zamknięte zbiorniki wodne,
położone w niewysokich wzgórzach.
Światła przebijały się przez lodowy pancerz,
dając lepszy widok i, mimo zimy,
czuliśmy się jak w miesiącach letnich.
Termometr pokazywał minus kilkanaście.
Podobno przed kilkoma tysiącami lat
występowały tutaj o wiele większe mrozy.
Według map, odnalezionych przez Henryka,
stopniały później dawniejsze lodowce,
lecz przyroda szybko odzyskała równowagę
i Północ stała się względnie przyjaznym światem.
Jednak detektor nie wykrywał wegetacji;
pod nami roztaczała się arktyczna pustynia,
na której czasami pojawiał się niedźwiedź polarny.
Oto ukazał się nam główny kanał,
oddzielający kontynent od Wyspy Konwaliowej.
Samolot zaczął powoli obniżać lot.
Jak pięknie wyglądało to przejście wodne
oddzielające ląd od lądu na skraju świata!
Ile zbłąkanych statków tutaj zawitało,
nim na dobre zapomniano o tej okolicy…
Skaner natychmiast odnalazł starodawną bazę,
obok której wylądowaliśmy.
Położona nad brzegiem niewielkiej zatoki,
wydała się podobna do tej niegdyś odwiedzonej.
Półokrągła kopuła, uwieńczona małą wieżą,
przypominała o obfitej w zdarzenia przeszłości,
jak samotny drogowskaz pośród bezdroży.
W miarę jak zmierzaliśmy do głównej bramy,
coraz więcej widzieliśmy ewidentnych świadectw,
że u podnóża mieściła się mała osada,
której centrum przypadło na kosmiczną bazę.
Ludzie Północy, żyjąc w harmonii z kosmonautami,
choć będąc tak daleko od spraw pozostałych plemion,
prowadzili nie pozbawione przygód życie…
Byli też blisko tej niecodzienności,
jaką wnosili tutaj zdobywcy Wszechświata.
Paradoksalnie uczestniczyli więc w ważniejszych sprawach
niż zabiegani mieszkańcy strefy umiarkowanej.
Ludzie Północy spędzali tu młodość,
odbywali edukację, zawierali Śluby,
poświęcali się pracy, wychowywali potomstwo
i umierali w Komunii z Bogiem,
z daleka od zgorszenia jakie dawał świat.
Teraz my, następcy Konwaliowych bohaterów,
wstąpiliśmy do wciąż sprawnego jeszcze muzeum.
Henryk zostawił tę bazę na sam koniec,
sądził bowiem, że wykorzysta tu wszystkie wskazówki,
jakie uzyskał w pozostałych lokalizacjach
a gdyby zaś najpierw tutaj zawitał,
mógł nie zdołać dokonać pełnego odkrycia.
Gdy tylko przed główny ekran wtoczyło się Leonię,
usłyszeliśmy przez radio powitalne odgłosy,
a wszystkie światła rozjaśniały dwukrotnie.
„Czas hibernacji […] końca. Witamy astronautów […] […] […] […].”
Pod ścianą znajdowała się metalowa „trumna”,
podtrzymywana przez zaawansowany sprzęt.
Mechanizmy zaczęły się poruszać.
Przestawiłem projekcję wizjera na rentgen.
W puszce leżał zamrożony człowiek.
Nagle ujrzeliśmy ruch małego palca u nogi,
potem obudziły się kolejne członki.
Nieznajomy ów trwał w hibernacji,
a teraz akcelerował spowolnione życie.
Czy proces ten rozpoczęło nasze tutaj wejście?
Wtem na ekranie ujrzeliśmy przyczynę:
Hagernewdzię.
|