XII
Rozważałem śpiewnie pięć Tajemnic
Bolesnej Części Modlitwy Różańcowej,
zmierzając wzdłuż strumienia na wielkopiątkowe
nabożeństwo. Wybrałem Diamentową
Katedrę w stolicy Eta-Kasjopei.
Zbawiciel nasz, osamotniony w Ogrodzie,
modlił się w trwodze do Swojego Ojca,
potem pojman został przez żołnierzy,
a z rana sądzony był przez Kapłanów i Piłata,
by po bolesnej kaźni ubiczowania,
wyszydzenia i nałożenia korony cierniowej
udać się na okrutną Drogę Krzyżową
i zostać przybitym do Krzyża jak skazaniec, zbrodniarz.
Łzy płynęły na wspomnienie Męki Chrystusowej,
będącej także konsekwencją moich własnych grzechów.
Rozmyślałem o wzruszającym przebaczeniu łotrowi
i o otwarciu po śmierci boku naszego Pana,
gdy wypłynęły zeń Krew oraz Woda,
o przeogromnym Bożym Miłosierdziu wobec nas,
o tym, że w Eucharystii przyjmuję Samego Boga
i o otrzymanym przez Niego Odkupieniu.
Już w czasie samej uroczystości
odczytywana była Ewangelia.
Rozbrzmiewało Świadectwo o Śmierci Zbawiciela.
Zaraz po wypowiedzeniu: „Wykonało się!”,
momentalnie i spontanicznie upadłem na twarz,
tak bardzo hołd Bogu oddać pragnąłem.
Trwałem nieustannie we łzach przez całe czytanie,
uniesiony boleśnie tym Dziełem Odkupienia;
prosiłem Jezusa raz za razem,
aby – jak na łotra – wspomniał także na mnie.
Oddawałem się Jemu w opiekę, prosząc
o większą ufność do Niego niż dotąd,
o umiejętność dostrzegania wartości płynącej
z ofiary i o Łaskę Pokoju dla świata.
Dostrzegłem, że Pan Bóg zawsze mi pomagał
i czasami niepotrzebnie się lękałem,
a jeśli nawet miałoby dziać się coś złego –
i tak ostatecznie przemienione byłoby w Dobro.
Wysłuchałem fragment o zdjęciu Pana z Krzyża,
próbując utożsamić się wewnętrznie
z tymi, którzy byli najbliższymi świadkami.
Jednak żadna empatia nie przybliżyłaby
katuszy Matki Bożej, ugodzonej mieczem w serce.
Dana nam, a my Jej, jak sam Jan Apostoł,
jakżeby nie miała uciekającym się Doń
przyjść na ratunek Ta, która współdoświadczyła
wraz ze swoim Boskim Synem cierpienia.
Przypomniałem sobie teraz o tym,
że Karol bardzo często się do Niej modli.
I ja oddałem się Jej w Opiekę.
Gdy po jakimś czasie nastała starożytna
pieśń, modlono się w niej za wszystkie stany duchowieństwa,
za wiernych oraz za katechumenów,
za Żydów, powierników Starego Przymierza,
za tych, którzy nie wierzą w Chrystusa
i wreszcie za tych, którzy nie uznają Boga,
aby znaleźli Go dzięki naszemu Świadectwu
oraz obserwacji dzieła Stworzenia.
Wierni z osiedlonej części Wszechświata
wyznali Wiarę na przekór wciąż powszechnemu
ateizmowi oraz mimo zwątpienia,
jakie przyniosła absurdalna i tragiczna wojna.
W samym centrum historii, gdy Bóg umarł,
będąc wcześniej haniebnie wyszydzony,
nie mogło już mieć miejsca gorsze zagubienie,
kiedy sam Apostoł Piotr zaparł się Pana,
ani większe katusze nad Chrystusową Mękę,
ni większe osamotnienie, niż doznał Syn Boży.
Wszystko zło, które działo się obecnie,
nie dało się przyrównać do tego, co wtedy przeżył.
Każdy z nas powinien zatem wierzyć,
iż swe własne troski można złożyć pod Krzyżem.
Szczęśliwy jest czas Świąt Wielkanocnych.
Czas, w którym Syn Boży zwyciężył śmierć.
Wysławiałem w myślach wielką Teofanię,
którą Najwyższy okazał człowiekowi:
tylko On Sam mógł podjąć taką Ofiarę –
niemożliwą dla kogokolwiek innego –
nikt z nas nie zdołałby znieść tak straszliwego
bólu ciała i duszy – w takiej przeogromnej Miłości.
To ona, żywiona do każdego z nas z osobna,
podtrzymana bezwzględnie do samego końca,
zgładziła nasze winy, warte samego Piekła.
Takie jest Najprawdziwsze, Największe Kochanie –
zupełne przeciwieństwo pysznego egoizmu.
Nikt inny nie został Bramą Odkupienia,
tylko Jednorodzony Boży Syn: Jezus Chrystus.
Jedyna Droga do Usprawiedliwienia
urzeczywistniła szacunek Tego, kto nas stworzył
do naszego życia, do naszej Wolnej Woli,
z którą wiązały się konsekwencje,
między innymi to, iż możliwy stał się grzech,
sprowadzający na jego sprawcę śmierć,
a tak odjęta została wieczna kara
dla tych, którzy przyjmą Chrystusa Pana
i wytrwają w Łasce Uświęcającej.
Jedynie kary Czyśćcowe będą miały miejsce.
Przez cały czas wielbiłem Trójjedynego Boga,
dziękczyniąc w sercu, prosząc, modląc się,
zwracając do Jego Świętych, wyznając akt
Miłości i przebaczając w sercu mym winowajcom.
Pocałowałem Krzyż Święty w swojej kolejności
i czekałem, aż Jezus Chrystus we mnie zagości.
I przyszedł. Ten Sam, który wszystkiego dokonał:
narodził się w Ciele z Maryi Dziewicy,
chodził po Świętej Ziemi, uzdrawiał,
głosił Ewangelię i nadejście Królestwa
Bożego, umarł i zmartwychwstał, i wstąpił do Nieba.
I powtórnie przyjdzie w Chwale na Niebieskich Obłokach.
Rzeczywiście, to Jego zanoszono
do Grobu w nawie, trzymając wysoko
monstrancję z Jego Najświętszym Ciałem.
Przeszli obok miejsca, w którym klęczałem.
Pragnąłem, jak w Piśmie, „dotknąć frędzli Jego płaszcza…”
Kontemplowałem wszystkie Święte Księgi,
patrząc z perspektywy całości Objawienia –
wielbiłem Emmanuela, prawdziwie Obecnego,
Najświętszy Sakrament – Największe Dobro –
Nieskończenie a tak bliskie Boże Jestestwo.
Chciałem zawsze w takiej Wierze postrzegać Święty
Sakrament.
Boga, który był z nami rzeczywiście i substancjalnie.
|