XV
Dni Światła - Tom III - Memento - Część Piąta - Rozdział XVI
XVII

     XVI
     
      Jezioro, przesolone minerałami z lodowców,
zieleniło się błyszczącą taflą wody.
Słone łzy wysuszały skórę mojej twarzy.
W oczach na stałe zadomowił się szklany połysk.
Wysokie i przepastne zbocza fiordu
dawały początek ostrym górom naokoło –
teren był tak zawiły i pofałdowany,
że, mimo grozy, poruszał swym urokiem –
jak koleje życia, wielekroć splecione,
choć pełne cierpienia, a jednak często wspaniałe.
Jedynie na Nigorii, na której dorastała
siostra, mogłem pogodzić się z olbrzymim żalem
i bez rozpaczy, choć dużo głębiej, przeżyć żałobę.
      Pasące się, niczego nieświadome owce
przemierzały beztrosko kolejne przestrzenie.
A ja obawiałem się samego siebie;
odsuwałem się przezornie od krawędzi urwisk.
Egoistyczna pokusa rezygnacji z życia,
która de facto nie zmniejszyłaby cierpienia,
gdyż z pewnością po samobójstwie trafiłbym do Piekła,
byłaby wyborem absurdalnej marności.
Pan Bóg w Swej Mądrości wszystkich nas wybrał
do niezaprzeczalnie wspanialszych spraw
niż śmierć i potępienie, wrogowie rozumnej duszy,
wrogowie Prawdy, nieprzyjaciele Miłości.
      Nie żałowałem, że poznałem Alicję Ewę.
      Z przełęczy roztaczały się niezwykłe widoki:
niebieskie oczko wodne wieńczyło spód kotliny
a postrzępione szczyty okalały staw.
Na Nigorii to doliny tworzyły „łańcuchy”,
odwrotnie niż we wszystkich królestwach nizin.
Za nimi – nowe formacje, niezliczone i wielkie;
nie miało się to już wcale zakończyć.
Z każdą dobą inne światło padało od słońca,
gdyż ów piękny glob obracał się w trzech osiach.
Niekończące się możliwości twórczego zwiedzania
wzbudzały osobliwą refleksję,
iż nigdy nie wyczerpie się radość z poznawania.
      Przeraźliwy smutek rzucił mną na kolana.
Odszedł ktoś tak niepomiernie mi bliski!!
Przez całe życie będę tęsknił ponad miarę…!!!
Nie przeminie nigdy moja Miłość do niej.
      Lecz jej dusza jest wieczna, jej życie się nie skończy,
uległo tylko pewnej przemianie.
      Utraciliśmy wszyscy wspaniałą osobę,
której przykład jawnie zmierzał do Świętości.
Któż tak, jak ona, poświęcał się dla innych,
trwając wciąż w radości, płynącej z kochania?
      Po swej lewej stronie znów mijałem oczko wodne,
po prawej wciąż mając podłużne jezioro,
leżące kilometr niżej, u spodu urwiska.
Niewiarygodna była ta wielopoziomowość.
Przede mną wyrastał grzbiet o obustronnym zboczu
i grani, oddzielającej dwie niziny.
Ta po lewej też błyszczała, lecz błękitem zbiornika,
o wiele większego od stawu obok,
lecz mniejszego od seledynowego fiordu.
A królowały tutaj duże wysokości względne.
      Ścisnęło mi wnętrze z kolejnej żałości,
gdy przypomniałem sobie niegdysiejsze chwile.
Ujrzawszy Ewę, zostałem z miejsca poruszony –
w przenośni i dosłownie. W starożytnym mieście
podziwiałem niezwykłą przybyszkę
ze świata spoza Sol Centralis,
mądrą, odpowiedzialną, piękną,
empatyczną, pełną dobrych planów.
     
Okazała się mą bliźniaczką. Wspólnie z rodzicami
mieszkaliśmy na Oceanicznej oraz Akanium,
a ona rozwijała się i wróciła na misje,
dając nam wcześniej tyle radości!
Nie doceniałem jej wielkiej Miłości bliźniego,
a przecież powinienem odwzajemnić ją jej.
Jak człowiek człowieka potrafi najmocniej,
tak ona kochała wszystkich, nawet swych przeciwników.
      Bezdźwięk głuchł ponad wszystkim górami,
a przecież obraz tak dumnie i doniośle krzyczał,
porażając wyeksponowanym wszędzie ogromem,
przemilczany przez inne pozornie wielkie światy.
     
Cicha i pokorna, obecna w tle wydarzeń,
sama aktywnie je współtworzyła,
pracując w jakże ważnej Ambasadzie,
ścigana przez agentów, pilnowana przez strażników,
powszechnie znana szerokiej publiczności
i poważana przez tych, którzy mają władzę,
bardzo sławna antropomodelka
i ta, której słowa naprawdę coś znaczyły.
      Pomogła czynnie w sprawie podróży na Kasjopeję,
a potem przyczyniła się do zakończenia konfliktu,
który zagroził nowopowstałej kolonii;
dzięki jej Świadectwu Hagernejczycy
krócej czekali na uznanie swego człowieczeństwa;
nie uczestniczyła wszak w lawendejskiej wyprawie,
choć trafnie przewidziała fiasko przedsięwzięcia…
Złożyła potem Śluby Czystości
i, bez reszty oddana temu, co Najważniejsze,
przygotowała „arsenał” na okrutne czasy –
samą siebie, udoskonalona wewnętrznie,
gotową do oddania z siebie ofiary.
To ona moje życie uratowała…
i przekonała Thora – tyrana,
by zjednoczył się z nami w obliczu zagłady.
      A następnie…
      Stanąłem pomiędzy obiema wodami
i spojrzałem na grań, którą miałem przemierzać.
      Tu wiatr dmuchał jak poryw słodkiego natchnienia,
podnoszący się w gorącu od parnego dołu,
nie zwrócony ku żadnej z czterech stron świata,
ani ku niewątpliwemu pięknu naokół.
Wraz z nim nadeszło przyjemne uczucie ciepła.
Unosząc się, prowadził wzrok, dokąd ów nie sięgał.
      Do Nieba.
      Alicja zginęła bohatersko.
      Chcąc dać Świadectwo przed Nieprzyjacielem.
      Zataczałem się.
Pijany ze smutku i gniewu na niego.
Lecz czy ona chciała, abym kierował się zemstą?
      „Jako admirał i przyszły Król wyłowię broń,
ukrytą na dnie fiordu w pobliżu biblioteki,
którą odwiedziłem, kiedy po raz pierwszy
przybyłem na Nigorię. Zawierzę się Opatrzności.
Może Pierścienice zaprzestaną niegodziwości?”
      Żywiłem bardzo nieśmiałą Nadzieję,
że Pan Bóg zaingeruje w cudowny sposób.
Fakt, iż mistyka uczyniono admirałem,
oznaczał, iż naprawdę ufano już tylko Bogu.
      Nie na darmo wielu z nas cierpiało ponad miarę.
      Rzuciłem się do jeziora z pełnym rozpędem;
antygraw poniósł mnie dzięki własnościom Fenomenu.
Poszybowałem do miejsca ukrycia sekretu.
      W drodze rozległ się krzyk mego wielkiego płaczu.
Nigoryjskie ogrody i uprawy „inspiracji”,
wychowawcy mej zamordowanej siostry,
usłyszeli, że zdążam zmienić wynik tej wojny.
      Lecz nie z nienawiści do nieprzyjaciół,
a z troski przyszłego władcy o znękanych poddanych.

      „[…][…][…] Fenomen daje potęgę […] zagłady całych planet. […][…] Oto instrukcja jego działania […]… Należy […][…][…][…].”
     
Przerwałem nagle skanowanie dna;
ktoś bowiem dotknął dłonią mego ramienia.
      –Nieznajomy– Pospiesz się lepiej.
     
Kim jesteś???
     
–Nieznajomy– Szpiegowałem cię. Jestem z tego imperium, którego mieszkańcy poszli na układ z Obcymi. Nie zabijaj mnie. Zaprowadziłeś mnie do broni, ale <<one>> już wcześniej ją znały. Będą unicestwiać całe układy. Odbierz im raczej Fenomen; podam ci, gdzie go pozyskują. To jedyna taka fabryka. I wymyśl jakieś antidotum. Te plany, które znalazłeś, też mogą się przydać.
     
????
     
–Nieznajomy– Moi rodacy chcą cię zabić. Nienawidzą wszystkiego, co dobre. Pierścienice są inteligentne i też mają uczucia. Nie wiem jeszcze, kto z nich jest gorszy. Nie zastrzeliłem cię, więc puść mnie wolno.
     
Dlaczego mi pomagasz? Jak masz na imię?
     
–Z– Zaks. Śledziłem cię niegdyś, aby samemu zdobyć Fenomen. Byłeś tu już kiedyś na tym moście z Ewą. Mimo kontrwywiadu Elżbiety, udało mi się zagadnąć ciebie i Ewę w sprawach Wiary, pamiętasz? Na tym właśnie moście. W sumie nawet dwa razy się widzieliśmy. Innym razem miałem wobec niej złe zamiary, ale ona je udaremniła.
     
To ty… pamiętam. Puszczę cię. Nie nawróciłeś się wtedy?
     
–Z– <<One>> chcą zniszczyć Hagernewdę. Potem Akanium. I Oceaniczną. Zabawne jest to, że nawróciłem się mimowolnie i chciałem potem powstrzymać głupców z mojego otoczenia. Nadaremnie. Ciesz się, że to właśnie mnie wyznaczyli do zabicia ciebie.
     
Oceaniczna. Oceaniczna!!!
      — Skąd wiesz, gdzie Obcy wytwarzają Fenomen? Zwerbuję cię jako doradcę, ale będziesz też moim jeńcem. Złóż broń.
     
–Z– Składam. Jedna z Pierścienic przekazała mi tajemnice wojskowe. Wiedziała, że jestem podwójnym zdrajcą, sama mnie nakryła.
     
Dlaczego cię nie zgładziła?
     
–Z– Oznajmiła, że brała udział w mordzie na Bereidzie, lecz wydarzyło się tam coś szczególnego, co mocno <<ją>> zmieniło. W szczególności <<jej>> duszę.
     
Zapłakałem. Bereida. Alicja.
     


            

       
     

XV
Dni Światła - Tom III - Memento - Część Piąta - Rozdział XVI
XVII