XVI
Dni Światła - Tom III - Memento - Część Piąta - Rozdział XVII
XVIII

     XVII
     
     
Indukowane przez Fenomen siły pływowe,
które dotknęły wewnętrzną planetę układu,
wyzwoliły niewiarygodne pokłady energii.
Ciepłem rozgrzanego wnętrza rozerwały powłokę
i przez pękającą skorupę z otworu wulkanu
wystrzeliła magma aż do kosmicznej przestrzeni.
Zachwiana przez Cząstkę równowaga sił,
zwielokrotniona w chaosie łamaniem
symetrii, zniszczyła niezamieszkany obiekt
o rozmiarach połowy średnicy Ziemi.
Teleportowane niszczycielskie urządzenie,
mające kształt wielkiej kosmicznej bazy,
zmierzało teraz ku Hagernewdzie.

     
W porę zebrały się nasze armie.
Obcy szykował się do zagłady
Ojczyzny Oponiąt, naszych krewnych.
Parę z nich przebywało ze mną w pomieszczeniu,
odbierając sygnały ze skanerów.
Ich zmysły, bardziej wrażliwe niźli ludzkie oko,
zdolne, by postrzegać wielowymiarowo,
pomagały rozeznać się w obszarze bitwy.
Umysły, zasadzone na sieciach logicznych,
wyciągały trafne wnioski bez zgadywania.
A od ludzi wymagano teraz intuicji.
      Nie ujrzeliśmy u Wroga konwencjonalnej broni;
ów, ostatnim starciem mocno zaskoczony,
zmienił taktykę, aby nas zmylić.
      Coś niewielkiego zmierzało ku nam
w ilości miliardów, jeśli nie więcej.
Wielka chmara ogłupiła nasze sensory.
Nie znałem remedium na tego typu atak.
Minęła nas, opływając pole siłowe.
Co nie wyparowało, osiadło na korpusach,
lecz zdawało się nie wyrządzać żadnej większej szkody.
      Uruchomiliśmy teraz lasery oraz torpedy,
by zwyciężyć dzięki samej przewadze ogniowej.
Lecz nie spotkało się to ze zrozumieniem.
      Oponię: „Danielu, przerwanie akcji to najlepsze wyjście.”
     
Dlaczego? Poślę tam naszych wojowników. Małe myśliwce i średniej klasy krążowniki. Naukowcy opracowali z Karolem nowe metody walki.
     
Oponię: „Przyjęłom.”
     
Wtem usłyszałem komunikat o dekompresji:
na niektórych jednostkach coś wysysało załogę.
Wykryto, że roje, które nas oblepiły,
zawierały metalożerne pasożyty,
zebrane przez Kosmitów na jednym z wielu globów.
One niepostrzeżenie wywierciły dziury…
Poleciłem uruchomić ratunkowe roboty,
zdolne do nieprzerwanej reperacji pancerzy.
      Na spotkanie naszych zwrotnych kosmolotów
przeciwnik posłał własne, nieuzbrojone.
Rozpoznałem sygnaturę człowieczej konstrukcji.
Znów haniebna walka ludzi z ludźmi…
Krążowniki uruchomiły miotacze jonowe,
wzorowane na pomyśle przechwyconym
od Pierścienic; cząstki z mini-akceleratorów
bombardowały bezkształtne korpusy statków.
Owe banie, inspirowane przez mieszkańców
Hagernewdy, posiadały kształt opony
z kulistym centrum dowodzenia w środku.
      Powoli i systematycznie szkodziły im,
mogłyby jednak zostać od razu zniszczone,
gdyby Pierścienice odpaliły pociski.
      Bezdziałkowe maleństwa naszych zdrajców
przybliżyły się do naszych miotaczy.
Po dwóch z nich na jeden, formowały dziwną wstęgę…
Teleskopy oślepił elektromagnetyczny błysk.
Impuls sparaliżował złożone wynalazki.
      Szeregowi strzelcy rozprawili się z agresorem,
polując na nosicieli broni atomowej.
Teraz wracali do nas, prosząc o interwencję.
     
Hagernejczycy odkryli, że część dział to atrapy,
naśladujące broń w pełnym zakresie fal.
Wybuchły, przeleciawszy siłową osłonę.
Nasi poczęli strzelać do siebie nawzajem
w panice przed kolejnym ryzykiem zmylenia.
     
Gorzej być nie może. Wstrzymać ogień!
     
Kosmiczni bracia skończyli identyfikację.
Trafiło w nas wszystko, co miało w nas trafić.
      — Posiadamy niewidzialność. Zaprzestańcie emisji czegokolwiek, tylko włączcie projekcję tła.
     
Zniknęliśmy prawie zupełnie dla świata.
Moglibyśmy również dla samych siebie,
ale analiza lokalnych zakłóceń fal
grawitacyjnych, dokonywana przez Oponięta,
zdradzała pływowe mikrorelacje,
tak iż poznaliśmy swe względne przemieszczanie.
      Pierścienice również znikły w chłodzie Kosmosu.
Hagernewda mieniła się w swym majestacie.
Tylko coś wielkiego wchodziło na jej orbitę…
Nie dało się temu zaprzeczyć, jak i wieści o tym,
że coś rozgrzało inną planetę bliższą słońcu.
Przeczuwałem, że jest to ze sobą powiązane.
      Ledwo wykrywalne statki Agresorów
zmierzały ku nam, wciąż nieaktywne.
Nie określiliśmy dokładnie ich położenia,
ich trajektorie były rozrzucone bezładnie…
      Nie całkiem.
      Niektóre nabrały dość dużych prędkości,
skrajnie losowo zmieniając trajektorię.
Ich ślad kreślił coś na kształt splecionego kłębka.
Wykorzystały mój własny pomysł z wykorzystaniem
Fenomenu: brak bezwładu i wielką dynamikę.
Czyżby szukające czegoś wahadełka?
      Zderzyły się z pojazdami Ziemian,
atakując samymi sobą na oślep.
      — <<One>> naprawdę pragną zagłady!!!
     
Nie widziały nas, więc atakowały jak najprościej.
      — Niech statki flagowe rozpoczną ostrzał. Możemy już się ujawnić, maskowanie nie ma sensu wobec losowego przeczesywania przestrzeni.
     
Oponię: „Niskie prawdopodobieństwo trafienia przewyższone zostało ruchliwością.”
      One
też ujawniły się, oddalając się
od nas. Zaczęliśmy strzelać zwykłymi działami.
      Ktoś doniósł, że wróg dosłownie porywał nasz statek.
Po uprzednim przyłączeniu zaczął go popychać.
Poza tym wabiki ochraniały obie jednostki.
      — Niech załoga porywanej jednostki dokona abordażu, jeżeli straciła możliwość manewrowania. Nie strzelać w tamtą stronę.
     
Z zapartym tchem śledziliśmy operację.
Pojawili się w próżni astronauci
i, wypaliwszy otwór w materiale,
włamali się do wewnątrz, by nie stracić życia.
Po chwili stanął napęd przyspieszający,
a za ludźmi wyszły z otworu roboty.
To one sterowały jednostką Obcych,
skradzione przed miesiącami przy pierwszym kontakcie.
To te maszyny rozpoczęły wojnę w owym dniu.
Nikt dotąd nie odnalazł tamtejszych niedobitków.
Zidentyfikowano je teraz ponad wszelką
wątpliwość. Zostały przeprogramowane.
      Celem byli Hagernejczycy i Ziemianie.
Pierścienice uśmiercały bez żadnych zahamowań,
chwytając się każdego możliwego sposobu.
      Oceniwszy siłę oraz liczebność
atakującego zajadle Wroga,
doszliśmy do pewnego intrygującego wniosku.
      Oponię: „<<One>> są w tym miejscu mało liczne. Brakuje części Pierścienic. Zastąpiły siebie robotami. To my przeważamy liczebnie.”
     
Tak, ale nie wszyscy żołnierze to Ziemianie, prawda?!
     
Oponię: „Jest statystycznie mniej Pierścienic, niż być powinno. Nie wiemy, dlaczego. <<One>> mają tu ważną bazę, która na 91 procent unicestwiła planetę wewnętrzną, a teraz ma zniszczyć Hagernewdę.”
     
Intuicja mówiła, że Kosmita ma rację.
To flota główna, a nie garnizon!
Czy już teraz miała się rozegrać bitwa o wszystko?
Zaświtała Nadzieja na zwycięską akcję.
A gdyby tak ruszyć druzgocącą szarżą,
kończąc ten konflikt wielką kontrofensywą?
      Zabrakło czasu na dalsze rozważania.
Jak należało się spodziewać, odpowiedziano
nam posunięciem na adekwatną skalę.
Wysłano ku nam maleńkie wahadła
w przerażającej widzialnej postaci i liczbie.
Obcy we własnej enigmatycznej osobie
jawili się przed nami jak przy poprzedniej potyczce.
Teraz, zamiast prażyć nas w molekularnych strumieniach,
na który po części uodporniliśmy się,
dowodzili rojem pomniejszych żyjątek.
Fenomen pozwalał każdemu z nich na „antybezwład”.
      Zawołałem po Zaksa; przyszedł sam mimo kajdan,
które nałożono mu na każdą kończynę.
      — Co to jest? Jak to zwalczyć?
     
–Z– To wynik eksperymentu, który ludzie dokonali pod patronatem Obcych. Twory rzekomo rozumne, połączenia różnych mózgów i maszyn, udające duszę, a bezgranicznie głupie. Żyją krótko po odhibernowaniu i szaleją, sterując sobą chaotycznie za pomocą skafandra na Fenomen.
     
Akima. Ohyda. To chyba najgorsza wojna w historii świata.
     
–Z– Tak. Trwa od dawna. Śmierć zmaga się z życiem. Nie-byt z bytem.
     
Bóg zwyciężył śmierć. Jest tyko Życie. Wygraliśmy już dawno dzięki Chrystusowi. A teraz powiedz, jak zachować także doczesne życie, po to tu jesteś.
     
–Z– Te kreatury posiadają ułomną „inteligencję”, która raczej nie jest rozumna, tak samo jak u małp. Wywołajcie jakiś rezonans, przykujcie ich pseudo-uwagę, a ich ruchy staną się bardziej przewidywalne i wtedy je powystrzelacie.
     
Zarządziłem synchronizację całej obrony
i formowanie szyku w przestrzeni kosmicznej.
Strzelano salwami w neutralne strony;
pojawiły się figury geometryczne.
Przez jakiś czas ponosiliśmy jeszcze pewne straty,
aż rój wykazał pewien stopień organizacji
i gdy hagernejska analiza danych
przewidziała kolejne położenia „obłąkańców”,
wystrzelaliśmy większość z nich.
      Zawołałem: „Cała flota naprzód!”
      Ruszyliśmy zadać klęskę.
      Pociski na ciała samych Obcych
a lasery na ich potężne statki
runęły swym pędem albo wiązkami,
by raz na zawsze zakończyć konflikt.
Z pokładów lotniskowców wyleciały
drobne jednostki, by otoczyć, mieszać i razić,
a główne olbrzymy, wyposażone w silniejszą broń
i matryce, dokańczały, co rozpoczęły mniejsze
jednostki. Poprowadzono wszystkich ku zwycięstwu.
      Bezkształtne siły wroga zareagowały
jak poprzednio, odpowiadając cząsteczkową pożogą,
tym razem spotęgowaną przez maszyny.
Pierścienice, umieszczone w metalowym wnętrzu,
te, które nie były żywymi ulami,
użyły wszelakiej dostępnej techniki,
by przebijać nasze pola siłowe
zwielokrotnioną emisją cząstek elementarnych.
Choć nie miały odporności na światło lasera,
ich potęga okazała się dużo większa –
częściej u obu stron następowały zejścia.
      Wtem ujrzałem wybuchające lotniskowce.
W swych wnętrzach przyjęli rodzime myśliwce,
lecz ich „załoga” nie była już pilotami,
ale czystym ładunkiem broni nuklearnej.
W wirze walki przeprowadzono podstępną zamianę.
      Dowódcy odmawiali przyjmowania pojazdów,
obawiając się kolejnego takiego ataku.
Zewnętrzne wybuchy niewiele bowiem szkodziły,
neutralizowane przez pola defensywne.
      Oponię: „Straciliśmy już 25% floty. Postęp w niszczeniu Przeciwnika jest zbyt niewielki. Szanse się wyrównują.”
     
Skanujcie ładunki myśliwców i przyjmujcie te z żywą załogą.
     
–Dowódcy– Hagernejczycy sądzą, że nie wyrobimy się z czasem. Obawiamy się kolejnej dywersji.
     
W tym momencie pojawiły się liczne punkciki,
wciąż rozdrabniające się w ogromną chmurę.
Na powrót oślepione zostały czujniki,
a lasery rozpraszały się okrutnie.
      — Zaks, co to znaczy? Jest tego więcej niż na początku.
     
–Z– Testują na nas swoje wynalazki. Walka się spowolni. Zależy <<im>> na czasie.
     
Na czasie… A co z Hagernewdą? Nic nie widać. To minie?
     
–Z– Dowódco, puścisz mnie wolno? Znam <<ich>> urządzenie, polecę tam pod eskortą, nim minie to zamieszanie.
     
Spojrzałem na niego z milczącym zaskoczeniem.
Wystawił na próbę mą inteligencję.
Rozum nie potrafił oszacować szansy.
W intuicji przeczuwałem możliwość zdrady.
      Nie należało jednak zwlekać z decyzją.
Wybrałem trzecią opcję, podejmując ryzyko.
      — Polecimy razem. Teleportujemy się Fenomenem. Zniszczymy fabrykę Fenomenu i niszczyciela planet. Hagernejczycy nas poprą, by ratować Ojczyznę.
     
–Z– Jesteś admirałem, ty musisz dowodzić. Mój pseudonim agenta to „Łowca” – jak sama nazwa wskazuje, jestem wyszkolony do tego typu rzeczy.
     
Właśnie to robię, ale na swój sposób. Wstrzymać atak!! Wszyscy niech słuchają odtąd Hagernejczyków, są lepsi w dowodzeniu ode mnie. Nie protestujcie. Ratujmy ich świat. Oddaję na razie dowodzenie braciom Kosmitom. Niedługo będę rządził wami jako przyszły władca, jeśli poddacie się mojej woli. Pierścienice mówią, że nie mamy już dużych szans w tej bitwie. Przejdźmy do defensywy, by zachować siły na kolejne starcie o wolność Ligi Wolnych Układów. I pozostałych państw i federacji. To nie jest patetyczna przemowa. To rozkaz.
     
Zrezygnowałem jednak z kaprysów kwantowych,
gdyż zbyt blisko znajdowała się orbita planety.
Fenomen łagodził gigantyczny bezwład.
      Nikt nie protestował. Usłyszałem komendy
Oponiąt, pełne chłodnej kalkulacji szans.
Opuściłem obłok pylastej materii.
Oto wyleciały zeń jednostki
i uformowały szyk eskortujący.
      Ściągnąłem na siebie niewielką uwagę.
Większość pojazdów tkwiła w pylastych odmętach.
Mijały minuty, a nawet kwadranse.
Uzyskaliśmy wreszcie dane wizualne,
gdy wyłoniła się zza krzywizny dysku sferyczna
jak żyroskop, pusta w środku konstrukcja.
      Kontrolowana zdalnie Czarna Dziura.
Niewielka jej masa mocno promieniowała.
Czekała na finalną komendę kwantową.
Dawno przyzwyczaiłem się do wykorzystywania
nowopoznanych praw fizyki mikroświata.
Szkielet konstrukcji wcale się doń nie zapadał.
Nigoryjski opis broni bez przeszkód to wyjaśnił.
Chcieli przenieść Osobliwość na planetę Oponiąt,
by rozerwały ją od wewnątrz siły pływowe.
      Przy okazji karmienia Horyzontu Zdarzeń
w mikro-wirze powstawały egzemplarze
Fenomenu. Potem zaś kosmiczni Najeźdźcy
przywracali Dziurze pierwotną pozycję,
łamiąc przy okazji niektóre symetrie fizyczne.
Myśmy inaczej go produkowali –
klonowaliśmy egzemplarz z kopalń Oceanicznej.
      Pierścienice pierwsze wytworzyły tę cząstkę!!!
Lecz odnaleźli ją niegdyś nasi astronauci.
Nie zmieniało to faktu, że i tak była Darem.
Otrzymaliśmy ją wszak z pierwszej ręki.
Powstała bowiem w wyniku naturalnych procesów,
które Stwórca przeprowadził specjalnie dla nas.
      Po co więc atakowały wcześniej Deuterium???
Może chciały łatwiej ją pozyskać?
Może pragnęły zobaczyć, jak się ją replikuje?
Lepiej tak niż w pobliżu jeszcze gęstszych reliktów gwiazd.
Skąd miały wiedzieć, że robi się to w Sol Centralis?
Militarnie była to mądra decyzja.
Człowiek sam wpadł na ich pomysł, szukając jej obok
Czarnej Dziury, a one próbowały ukraść nasz.
      Mgła przerzedziła się, wznowiły się strzały.
Podobno jakieś „pół-inteligentne” mazie,
podobne do Śluzów rodem z Lawendy,
okryły działa miotające torpedy.
Podobna dysfunkcja przytrafiła się laserom.
Zablokowano naszą zdolność zaczepną;
Oponięta rozważały nawet wycofanie.
      Wtem Hagernejczycy na naszym pokładzie
wyczuły grawitacyjne modulacje…
A więc przemieszczano Osobliwość!
A baza była już całkiem blisko.
Czy Fenomen zapewni ochronę przed rozerwaniem?
Teraz mogłem jedynie się modlić.
      Uczyniłem to wraz z towarzyszami.
      Otworzyła się pustka na naszym ekranie;
sensory zupełnie powariowały;
ich wyniki nie zmieściły się w skali.
Nie mogliśmy ujrzeć Dziury w przestrzeni i historii.
      –Dowódcy– Nasze pancerze stały się podatne na fale elekromagnetyczne! Ta breja skorodowała osłonę. Hagernejczycy określają prawdopodobieństwo przetrwania na 47 procent. Każą się wycofać. Posłuchać ich? Jest szansa na wygraną. Pół na pół.
     
Brakuje trzech procent… Zresztą co za różnica. Posłuchajcie Kosmitów. My spróbujemy zniszczyć reaktor Pierścienic. <<Im>> chodzi o eksterminację, a nie o dominację militarną. Walczymy o nasze życie a nie o <<ich>> śmierć. Opóźnijmy <<ich>> tempo zagłady, a konfrontację odłóżmy na potem. Dopóki wykonuję misję, trwajcie jeszcze na pozycjach, ściągając na siebie ogień. Jeśli nam się uda, zobaczymy, co dalej. Jeśli nie, wycofajcie się i słuchajcie rozkazów komandorów.
     
Udało się.
      Znaleźliśmy się wewnątrz gigantycznej sfery.
Dziura już dotykała prawie powierzchni planety,
wywołując pęknięcie, przez które lawa
wywołała na dnie morza wielkie tsunami.
      Zaatakowały nas wielokrotne
strumienie wycentrowane wprost na nas
jak w ognisku gigantycznej soczewki.
Lecz piloci myśliwców ostrzelali
działa. My też odpalaliśmy rakiety…
      Konstrukcja połamała się gdzieniegdzie.
Oponięta ostrzegły, by jak najprędzej
uaktywnić Cząstkę, by uzyskać pełną ochronę.
Nie posiadaliśmy jednak remedium
na przeciwdziałanie hipergrawitacji.
      –Z– Ja wiem, co zrobić.
     
Czarna Dziura wracała w naszą stronę!!!
      –Z– Ubierzcie skafandry i przejdźmy do reaktora. Otoczmy tę cząstkę. Parę metrów wystarczy.
     
I co się stanie??! Co sugerujesz dalej?
     
–Z– Czekać. Piloci nas uratują.
     
Pobiegliśmy jednym z niewielu korytarzy,
za nami poturlały się Bieżnikowate.
Po drodze przywdzialiśmy ciężkie skafandry,
wyposażone w lunety oraz radio.
Kuzyni Kosmici nałożyli kulisty pancerz.
Po drodze dochodziły do nas komunikaty,
że Pierścienice wniknęły do naszych szeregów
i przeprowadziły udane abordaże,
a niektórzy ze strachu oddali się pod ich władzę.
      W sferycznym pomieszczeniu zobaczyliśmy reaktor.
Wyłączyliśmy napęd i wróciła nieważkość.
      Czekaliśmy na przyszłość w zupełnym zawieszeniu.
      Wszystko zniknęło.
      Pojawiło się TO.
      Czas w polu widzenia znacznie przyspieszył.
      Być może Fenomen okrążał Tuleję,
osłaniając nas przed bliskością Horyzontu Zdarzeń.
      Me postrzeganie skurczyło się do wycinka sfery.
      Przez lunetę obserwowałem hagernejski glob.
Gdzieniegdzie pojawiły się maleńkie błyski.
      Nuklearne grzyby.
Obcy kontynuowali eksterminację.
      Nie było już naszego statku. Ni ich bazy.
      Jedynie tuż obok znajdowała się Osobliwość,
okiełznana przez rotujący Element.
Nie mógł bowiem Fenomen wlecieć w Wir,
a jedynie „wskoczyć” nagle do samego środka.
My sami, choć teoretycznie powinniśmy
znaleźć się w zasięgu jej oddziaływania,
nadal przebywaliśmy w warunkach neutralnych.
      Bombardowanie planety zakończyło się dość szybko.
Wiele Oponiąt poddano ciężkiemu doświadczeniu…
Okaleczone, napromieniowane, zgładzone…
Przez brak wzroku nawet nie widziały powodzi światła…
Lecz drżeniem mogły rozpoznać wybuchy – i to jak!
Wielu z nich jednak się udało się przeżyć.
      Wtem znikła i Dziura, i Fenomen!!!
      Cząstka okazała się formą antyenergii:
gdy tylko skoczyła kwantowo do centrum,
zderzyła się z energią i obie zniknęły.
Fenomen ostatecznym złamaniem był symetrii.
      Nadlatujące statki zapewniły nam ochronę.
Obcy wycofali się.
Ocalono wiele istnień.

       
     

XVI
Dni Światła - Tom III - Memento - Część Piąta - Rozdział XVII
XVIII