CZĘŚĆ SZÓSTA
Dni Światła - Tom III - Memento - Część Szósta - Rozdział II
III

     II
     
      Tam w dole, pośrodku bezkresnej dżungli,
ukochana moja przebywała w przybytkach
pałacu, czekając ze zniecierpliwieniem,
aż narzeczony jej odwiedzi ją kolejny raz.
Wysłuchaliśmy wspólnie przedślubne nauki.
Mówiono o tym, by wpajać dzieciom bojaźń synowską
do Stwórcy. Pragnęliśmy dawać im dobry przykład,
by – jak rodzice – same chciały słuchać Ojca w Niebie,
a tam gdzie nie wykażą posłuszeństwa,
karcić, by cierpienie teraz przyniosło później Radość.
Uczono nas ponadto,
aby nie przestawać walczyć o Miłość,
cokolwiek by się nie wydarzyło.
Choć dwa różne światy – męski i kobiecy –
spotykały się nagle, powodując szok,
pomagać nam miało wzajemne poznawanie różnic
a przede wszystkim przewodnictwo mężczyzny,
który miał rozstrzygać te konflikty,
w których nie doszłoby do porozumienia,
aby brak zgody nie rozbijał jedności.
Żadna z osób nie musiała być ideałem,
miała jednak nieustannie dążyć do Dobrego.
      Refleksje, któreśmy ze sobą wymieniali,
wprawiały nas w radosne wyczekiwanie.
Nie mogłem z powodu energii pozbierać myśli,
więc wyciszyłem się przy lekturze Pisma Świętego.
Zawierzyłem to wszystko Zbawicielowi.
On prowadził nas ku ostatecznemu Spełnieniu.
      Jak piękny był ten czas narzeczeństwa,
gdyśmy się nieustannie poznawali,
zachowując Czystość, dającą tyle Szczęścia:
wielką i obiecującą Nadzieję,
gdy będziemy już po Ślubie do siebie należeć,
ponadto satysfakcję z wytrwania bez grzechu,
Świadectwo opamiętania oraz wierności
i możliwość głębszego poznawania siebie w Prawdzie.
Wszystko, co ofiarowały nam narzeczeńskie czasy,
chłonęliśmy w pełni w dozwolonych granicach.
      Ujrzałem budowle uczynione z wielkim kunsztem,
wzniesione przez wieloma tysiącami lat.
Gdy wylądowałem, Agata przywitała mnie
uśmiechem. Od razu chwyciliśmy się za dłonie,
by po chwili sunąć już powolnym krokiem
do wieży z widokiem na całą puszczę.
      Ubrana w barwną suknię i skórzane sandały,
rozpuściwszy ciemne włosy na opaloną twarz,
wyglądała jak pierwotni mieszkańcy tego rejonu.
Niesamowitość dodała jej tylko uroku,
łącząc dostojeństwo z tym, co naturalne.
Prawdziwa Królowa, warta swoich „włości”.
Kłaniały jej się łacińskie ludy Świętej Ziemi
i wiele narodów z całego Kosmosu,
a ona, bardziej jak symbol niźli wyrocznia,
stawała się dlań symbolem Piękna.
Ona sama, nadal aktywna w swojej twórczości,
obdarowała nią swoich poddanych.
      Dotarliśmy do komnaty pozbawionej szkieł w oknach,
wyposażonej w samogrające instrumenty,
gdzie czekały na nas dwa wielkie fotele,
zwrócone zarazem ku światu i sobie nawzajem.
Na ich zetknięciu trzymałem ją za rękę.
      Przyjaźń, jaka zdążyła połączyć nasze serca,
zrekompensowała mi utratę rodzonej siostry,
a skoro miała być nam dana taka wspólnota,
dla której rozstaje się nawet z najbliższą rodziną,
by wespół z małżonkiem utworzyć nowy dom,
otworzyłem się na to nowe zadanie.
i gotowość przyjęcia kochanego potomstwa.
      Dzieliliśmy się wzajemnie doświadczeniem,
a nawet pełnym spokoju milczeniem,
gdy silnie dawało o sobie znać zakochanie.
      Patrzyłem na dziewczynę z odmiennej perspektywy,
zwracając uwagę na coś innego niż „wabiki”.
Jak stwierdziła niegdyś sama Alicja,
Agata ufała i wierzyła Bogu
i od mej siostry brała przykład Miłości.
Nie chciała czynić zła cielesnej pseudoczułości,
pomagając mi przezwyciężyć niepokój.
Słuchała cierpliwie, co sam opowiadałem,
choć sama o wiele więcej mówiła,
gdy przyszła na nią kolej, dając upust swej mądrości.
Jej cechy urody, odpowiednio niewieście,
pociągały mnie – lecz już nie jak do posągu –
lecz do przyszłej matki naszych dzieci.
Wciąż jednak podziwiałem to, co było subtelne.
      Spod kolorowej szaty wyzierał zarys kolana,
tak ładnego, że bardzo zmieszałem się w wypowiedzi,
a łagodne kołysanie jej stopą ku mnie
przypominało mi, że całą ją kiedyś dostanę…
      Gdy zaczęliśmy rozmawiać o sztuce,
poczuliśmy się znacznie swobodniej,
choć nie żałowaliśmy wcale wcześniejszej powagi.
Pokazała mi perfumy, które skomponowała
z kwiatów, zebranych z najbliższej leśnej okolicy.
Po chwili wspólnie eksperymentowaliśmy
z zapachami; okazało się, żem lepszy jest od niej,
czym mocno jej zaimponowałem.
Nowa dla nas dziedzina uczyła nas współpracy,
choć w wielu innych się dopełnialiśmy,
rozdzielając między siebie zadania,
właściwe kompetencji danej płci.
      Bliskie chwile zmierzchu poświęcone zostały
na obserwację przyrody tonącej w czerwieni.
Łączyliśmy się w podziwie dla natury,
którą Stwórca zasiał na południowej półkuli.
Opowiedziała mi historię ludzi,
którzy, wiodąc z wyboru skromne życie,
oddawali Bogu hołd w Wierze chrześcijańskiej,
darząc wielkim szacunkiem Jego Dzieła,
wolne od terraformacji przez człowieka.
Gdy osiągnięto już postęp w astronautyce,
pozostawiono nietknięte dziewicze obszary,
by przypominały pierwotną szatę.
Albowiem wartość turystyczna tych rejonów
stała się większa niż zyski z pozyskania surowców,
gdyż te bardzo mocno potaniały,
gdy tylko zaczęto eksploatację innych planet.
Ta ochrona też była czynieniem ziemi poddanej –
wszak człowiek potrzebował rekreacji.
      Mignęli nam przed oczyma jej dozorcy, Indianie.
Spojrzałem na ich bliską kuzynkę,
a ta nagle zaśpiewała mi pieśń swojej babci,
podobnie – jak mój dziadek – odhibernowanej.
Połączenie rodów już wtedy było aranżowane,
lecz ostatecznie przypadło to właśnie nam.
Słysząc tak bogatą i głęboką muzykę,
upiększoną przez prawidła narodów Północy,
wpadłem w taki zachwyt, iż zmrużyłem
oczy. Dźwięk zbliżył się, rozkoszując me uszy,
ściszył się przy tym, by mnie nie zagłuszyć.
Na wpół łacińskie – na wpół tubylcze słowa
głosiły niechybnie o tęsknocie i podziwie,
czy to dla krajobrazu, czy dla duchowości,
czy dla samego życia, czy dla kosmicznych spraw,
czy wreszcie dla szczerej, oblubieńczej więzi.
      Wstałem. Ona też. Oboje byliśmy zwróceni
ku puszczy, lecz ona oparła o mnie swoje plecy…
Trwała tak; z jej ust wyszła melodia –
wiekowy przekaz nut i sentencji,
upiększających istnienie. Patrząc przez jej włosy,
pragnąłem wyruszyć, by ten świat uzdrowić,
poczynając od pogłębienia naszej relacji,
a skończywszy na umocnieniu królewskiej władzy,
mającej dać poddanym ład, pokój i wolność.

      Z entuzjazmem zawitaliśmy do kościoła,
by odbyć generalną spowiedź z całej młodości.
Zrobiło się ciemno, kiedy kończyłem.
      Usłyszawszy: „Ja tobie przebaczam”, bardzo się wzruszyłem;
tym silniej wzmógł się żal za moje niewierności,
który towarzyszył mi od rachunku sumienia.
Jak dużą żywiłem wdzięczność do Ojca Miłosierdzia!
      Podczas Mszy Świętej tutejszy zakonnik
trzymał się ściśle tradycyjnego obrzędu,
a ten wzbudził w nas ogromny szacunek do Pana.
Pradawny Ryt najlepiej oddawał Chwałę Bogu.
      Patrząc z wielką czcią na Eucharystię
– Prawdziwe Ciało Syna Bożego –
postrzegałem dzięki Wierze Jego Obecność.
Wzajemna życzliwość przy Znaku Pokoju
przybliżyła mocno serca oblubieńców,
wymazując pamięć o dawnych urazach.
      Przyjęliśmy Go do serc, a pochyliwszy głowy,
dziękowaliśmy za to, że do nas przybył
w Realnej Postaci, rzeczywiście i substancjalnie.
      Wyczekiwaliśmy teraz zawarcia Małżeństwa.
To wielkie Dobro miało być naszym udziałem.
Zawierzyłem się Matce Bożej w tych intencjach.
      Jakąż Wspaniałość dawały Łaski Sakramentalne!
Pokuta, oczyszczająca nas z winy,
Komunia Święta, w której Chrystus do nas przychodzi,
Małżeństwo i Kapłaństwo, działające w jej służbie,
Dary Ducha Świętego w Bierzmowaniu,
Chrzest, włączający w kościelną wspólnotę wierzących
i Namaszczenie, uzdrawiające ciało oraz duszę.

      Narzeczona została na noc w pałacu,
a ja zamieszkałem w osadzie u Pierwotnych.
      Na Sakramentalną Noc czekałem w Czystości.

       

     

CZĘŚĆ SZÓSTA
Dni Światła - Tom III - Memento - Część Szósta - Rozdział II
III