III
Jechałem z ukochaną odnowionym pociągiem.
Wapienne skały bieliły się w wąwozie.
Na gruzach Akimy, zniszczonej podczas wojny,
budowano na powrót nowe osiedla,
w których każdy mógł zamieszkać za odpowiednie pieniądze.
Ruiny pokazywały potomnym,
że należy pamiętać, że doczesność się kończy.
Niezmienne głazy tkwiły tu mimo czasu,
odporne na pomyślność i klęski mieszkańców.
Nienaruszona zaś potęga Bożego Stworzenia,
co prawda i tak zmieniającego się,
choć dużo wolniej niż ludzkie budowle,
kierowała umysły ku Nieskończoności,
by nie zapominano o Wieczności,
do której prowadzi nasze życie.
W przedziale siedzieli przeróżni artyści,
pragnący w te strony wnieść więcej piękna.
Ogromnym uznaniem darzyli swego Monarchę,
z szacunkiem patrząc na jego oblicze.
To na tym globie cierpiałem sponiewieranie,
a teraz doczekałem się rekompensaty.
Mieszkańcy większości podległych mi
układów wyzbyli się uprzedzenia
do mojego kontemplatywnego usposobienia,
akceptując również mą naturę odkrywcy,
podróżnika oraz wynalazcy.
Za oknem wzrastały coraz wyższe formacje,
tworzące gdzieniegdzie wymyślne labirynty.
Z czasem i pojedyncze ostańce,
przypominające gigantyczne grzyby,
pojawiały się na pofałdowanym obszarze.
Gdzie nie wznosiło się pionowe urwisko,
zalegało podmyte i grząskie torfowisko,
urozmaicające topografię okolicy.
Jedynie kikuty spalonych drzew oszpecały
to miejsce, które już za kilkanaście lat
odzyskać miało swą nadwątloną krasę.
Zaproszony przez modelarzy VR do gry,
po krótkim wahaniu przyłączyłem się do nich,
by bawić się w wirtualną terraformację.
Ukazała się naszym oczom powierzchnia
o wiele bardziej pustynna niż ta obok mnie.
Stosując się do skomplikowanych logicznych zasad,
rywalizowaliśmy o najsprawniejszą kolonię.
Wspólne wysiłki już w niedługim czasie,
okupionym rozwiązywaniem logistycznych zadań,
tworzeniem koncepcyjnej architektury
i wymianą handlową materiałów,
pozwoliły nam zdobyć pewne doświadczenie
i dały przyjemnie spędzić parę godzin.
Dlaczego z dziedziny gier wycofali się ci „dobrzy”,
zostawiając VR na pastwę erotomanów,
okultystów, czcicieli ułudy oraz przemocy,
pozwalając, by całe tłumy szły na zatracenie?
Nie zaakceptowali ci od „wyższej kultury”
szybko następujących audiowizualnych odkryć
i nowych metod wyrażania artystycznej myśli,
koncentrując się raczej na odtwórczości
zamierzchłych dzieł, powstałych w czasach większego ładu.
Skupili się na krytyce tego, co docierało
do mniej wyrafinowanych gustów większości,
a przecież można było postąpić dużo lepiej,
integrując jedno z drugim, by dzięki natchnieniu
mistrzów wytworzyć nowożytne arcydzieła,
nie rezygnując z większych ambicji.
To złudne oddawanie sztuki pod opiekę rządów,
skutkujące zanikiem dbałości o odbiorcę
oraz ustanawianie monopoli
autorskich, stawiających na ilość a nie na jakość
i ograniczających dostępność do dóbr,
których koszt powielania był znikomy,
odpowiedzialne było za upadek.
W jednym rejonie, nie poddanym zniszczeniu,
ostała się samotna cytadela,
połączona krótkim szlakiem ze starym klasztorem.
Wysiedliśmy na stacji pod potężnym gmachem,
stylizowanym na niegdysiejsze ziemskie zamki,
nie pozbawionym jednak wszelakich
inżynieryjnych udoskonaleń,
dzięki którym postawiono go na nierównym gruncie.
Nie przedstawiał podczas walk wartości militarnej,
opuszczony z nieznanych przyczyn przez załogę.
Olbrzymi kompleks obrony orbitalnej
nie stanowił jakoś zagrożenia dla Najeźdźców,
więc zostawili w spokoju ten obiekt.
Za otworem w metalowym murze
mieścił się bardzo rozległy dziedziniec.
Wielki ekran, zamówiony w związku z naszym przybyciem,
służyć miał na potrzeby sztuki wizualnej
autorstwa niektórych z przybyłych tu reżyserów.
Obejrzeliśmy pozbawione ciemnych stron dzieło,
obrazujące radosną historię.
W tej uroczej idylli każdy znalazł coś dla siebie,
czego sam świadomie pożądałby.
Miłość i piękno, harmonia i pędzenie
w dal, gdzie wyłaniało się coś jeszcze wspanialszego.
Druga sztuka, dramat, ukazała cierpienie,
widziane oczami kogoś pokrzywdzonego.
Nie zagłębiano się w uczucia sprawców,
lecz w pełne mądrości oraz odwagi
refleksje tego, który doskonalił się przez mękę.
Ogarniało nas wzruszenie, dając tę przyjemność,
która towarzyszy procesowi stawania się
coraz bardziej kochającym wbrew wszelkim przeciwnościom.
A pomyślność, która nastała pod koniec,
wynagrodziła mu adekwatną radością trud.
Każdy z nas zapragnął tego całym sobą.
I jeszcze bardziej wraz z ocalałym człowiekiem
cieszyliśmy się szczęściem i Pokojem.
W obu filmach zatryumfowało Dobro,
a w żadnym nie miała miejsca fascynacja złem.
Posłuchaliśmy arcykrótkiego wykładu.
–Artysta– Najlepsze wydarzenia z życia rzadko mają coś wspólnego ze złem – jeżeli już, to dzięki temu, że walka ze złem uszlachetnia. Jeżeli literatura i film wzbudzają przez grzech zachwyt u odbiorcy, to albo sam odbiorca jest przywiązany do zła, albo opowieść jest nieprawdziwa i przez to zmanipulowana, aby nas molestować moralnie. W rzeczywistości jest inaczej. Bóg widzi w nas wszystko i brzydzi się nieprawością. To jest ta Prawda, którą powinno się ukazywać. Jeśli pragniemy emocji, czyńmy ziemię poddaną i znośmy wszelkie trudy, a nie mordujmy się nawzajem i nie utrwalajmy przemocy przeciwko sobie. A niewyczerpane bogactwo Miłości i Piękna w Niebie, obrazowane w nikłym stopniu już na tym świecie, zapewni nam i z nawiązką zastąpi przemijającą ekscytację związaną z doświadczaniem zła i walką. Jedno i drugie przedstawiajmy w sztuce: Morał i Kunszt. Pierwsze dla ukazania Prawdy o doczesności, drugie dla ukazania namiastki Wieczności.
Agata ożywiła się po tej przemowie,
wiedząc, że teraz nastała jej kolej.
Będąc razem pośród innych, skupiliśmy się
nie na sobie, lecz na otoczeniu,
otwarci w naszej relacji na świat zewnętrzny.
Narzeczona miała wykonać utwory muzyczne,
jedne z wielu ostatnio przez siebie skomponowanych.
Ja zaś miałem zagrać akompaniującą melodię,
wykorzystując kontrapunkt i inne techniki.
Używając wykonanego przeze mnie sprzętu,
wydobywała zeń przeróżne dźwięki,
układające się na różnych płaszczyznach,
całość zaś posiadała tematy wiodące.
Jeden z nich, akcentowany miejscami
z odpowiednią częstością, znalazł się w centrum puenty,
gdy dopełniły się wszystkie motywy.
Jakże wielkie były te muzyczne przeżycia!
Jak wspaniale, że dano nam tę sztukę,
byśmy czerpali z niej bez większych przeszkód.
Emocje, jakże głębokie, przez nią niesione
nie musiały nawet zawierać słów.
Gdy przy doniosłym i tajemniczym zakończeniu
reminiscencja wątków wpadała w słuch,
począłem tęsknić za czymś niewiadomym,
co występowało w pewnym odległym źródle.
Wzbudzone zostało niezaspokojone łaknienie,
które, sam tworząc dźwięki, chciałem napoić.
Zająłem teraz miejsce obok wirtuozki.
Me pomysły, zbierane przez program komputerowy,
była w stanie niepomiernie ubogacić,
rozumiejąc moje muzyczne intencje
dzięki dobrej ze mną komunikacji.
Rozległy się wesołe nuty introdukcji,
z czasem opatrzone akompaniamentem,
by nagle nastał czas improwizacji,
naśladującej starożytne madrygały.
Nawet temu nadała polifonię, póty
znów nie ogarnęło mnie wewnętrzne poruszenie,
skutkujące modalnymi sekwencjami.
Wypowiedź ta wprawiła słuchaczy w osłupienie,
a gdy artystka wplotła w to przejmujące solo,
doświadczyli niemalże euforii.
Całość uspokoiła się, dając ujście
kontemplatywnym frazom w baśniowej oprawie.
Widziałem oczami wyobraźni rycerza,
który przemierza zielone pustkowie.
Aura słodyczy, wtrącona przez Agatę,
budowała napięcie przed końcową
walką, podczas której ważyły się jego losy.
Minęło i to, aż po kulminacyjnym punkcie
wykonaliśmy patetyczną codę,
zamykającą tę muzyczną zabawę.
Ile tematów czekało jeszcze do poruszenia…?
Dziękowałem w duchu rodzicom za wychowanie,
w którym kładli nacisk na rozwój twórczych zdolności.
I choć technika dawała dużo więcej
bezpośrednich owoców, to dzięki mej lubej
zgłębiłem dodatkowo tajniki improwizacji,
kompozycji oraz artystycznej współpracy,
dające również pożytek potomnym.
Na koniec zebrało się bardziej ode mnie
doświadczone grono, by wykonać dawną toccatę.
Reżyserka dźwięku modulowała brzmienie,
by to, co nowe, ulepszyło stare.
Rozległo się płynne pulsowanie
akordów, na tle których drabinowe złączenia
eksploatowały dorycką tonację.
Byliśmy w posiadaniu dziedzictwa,
które liczyło już sobie wiele tysięcy lat
i wciąż na nowo dawało się podziwiać.
Jednak i to nie zaspokoiłoby człowieka,
który wciąż szukał i znajdował nowe złożoności.
Komputer nie umiał tworzyć natchnionych kompozycji,
dawne zaś reguły były rozwijane,
by, wędrując przez otchłań wszystkich
kombinacji pod kierownictwem wolnej woli,
odnajdywano coraz głębsze subtelności.
Jak w przyrodzie, jak w matematyce – nieskończenie.
By u Boga ujrzeć definitywną Pełnię.
–Artysta– Artyści są powołani, aby obdarowywać świat estetyką i pouczeniem. Każda godziwa profesja jest potrzebna. Niech nigdy nie zabraknie duchownych poświęconych Bogu, rodziców wychowujących dzieci i tych, którzy nie wstąpili w związek małżeński, by tym gorliwiej pomagać innym i w pełni wykorzystać dane im talenty. W każdej grupie znajdą się nam podobni. Większą korzyść dają ludziom te dobra, które są bardziej wysublimowane, a przez to wymagają więcej pracy dla ich osiągnięcia. Oczywiście te mniej złożone też są istotne. Najlepiej, gdy oba ich rodzaje się dopełniają. Te bardziej rozwijają, tamte mniej, ale bez tamtych „mniej” nie dałoby się korzystać z tych „bardziej”. Brakuje nam tych „bardziej”. Pracujmy nad tym. Po wojnie nadeszła na to pora. Jeden wybitny artysta tak wiele może dać, gdy już coś stworzy, gdyż łatwo skopiować jego dzieło dla pożytku ogółu! A pozostali, mniej zdolni, dostarczają coś na potrzeby lokalne, eksplorując węższy zakres inspiracji, choć czasami nawet głębiej od klasycznie ukierunkowanych mistrzów. Dzięki temu zaspokajany jest głód zróżnicowanych oczekiwań…
Adoracja u mnichów w pobliskim monasterze
pozwoliła mi odnaleźć wewnętrzne wyciszenie.
Modliłem się do Pana ustalonymi słowami,
starając się unikać czczej paplaniny.
Prędko przerodziło się to w wielbienie
i kontemplację Boga i Jego Świętych.
Tym razem nie odzywały się we mnie Języki.
Nie za każdym razem musiały dziać się Cuda…
Wpatrywanie w Sakrament dodało mi Wiary.
Całkowita świadomość patrzenia na Chrystusa…
Niezakłócone, żywe przekonanie…
Mówiłem Doń pokutnie, dziękczynnie i błagalnie,
uznając swoje słabości, w tym brak odpowiedzi
na Bożą Miłość. A chciałem kochać z całego serca,
z całej duszy, ze wszystkich sił swego Zbawiciela,
nie tylko w tej bezpośredniej Adoracji,
ale i we wszystkich czynnościach życia.
Prawdziwą Miłością było spełnianie Przykazań.
Wtem poczułem, że muszę coś zrobić,
do czego chwilowo zostałem wezwany.
Wyszedłszy, mijałem prędko wielkie wodospady,
które opadały z urwisk tam, gdzie stała twierdza,
zasilając bogate w kwiaty okoliczne bagna.
Ta jedyna ścieżka jeszcze raz wzbudziła podziw,
aż chciało się na niej na dłużej zatrzymać…
Zostawiłem za sobą ocalały rezerwat,
wykonawszy zdjęcia, wykorzystując słynny wizjer.
W pewnym momencie wbiegłem na pusty dziedziniec.
Już miałem skierować się do obronnego działa,
gdy wtem ujrzałem coś, co mnie zaniepokoiło.
Zobaczyłem na dnie moczarów ludzkie szczątki.
Przed śmiercią zaciekle się przed czymś bronili.
Wiele krwi wchłonęło w siebie to trzęsawisko,
nim polegli, pozostawiając działo bez załogi.
Obraz w całym zakresie fal elektromagnetycznych
odsłonił historię tamtej strasznej chwili.
Musieli tu przybyć ci zdrajcy wojenni,
którzy walczyli u boku Pierścienic.
Ich wpływy skazały Akimę na zagładę.
A na dziele widniały złowrogie napisy,
szyderczo i nienawistnie skierowane na mnie.
„Zwyciężymy was. Nawet, gdy przegramy wojnę. Udowodnimy w naszym eksperymencie, że boga nie ma. Jeśli jeszcze Hagernewda, Akanium i Oceaniczna istnieją, zniewolimy je na powrót. Lud będzie nas słuchał, gdyż władza nie pochodzi od jakiegoś boga, a od oświeconych ludzi. Wasi fanatycy już dawno go skompromitowali, przegrywając wojnę z ateistami. Teraz mamy ich broń, Fenomen i te głupie Pierścienice. Nie przyjęły ateizmu z tym swoim „Memento Mori”, choć wyznają ideologię śmierci. Kimkolwiek jesteś, bój się, wyznawco fałszu, czyli religii, odkrywco pseudodziedzictwa tobie podobnych. Pokonamy ciebie oraz twój świat i zapanuje zupełny ateizm. Unicestwimy twoją planetę jak kiedyś Lawendę. To my jesteśmy Panami historii…”
— To wy, którzy przeszliście na stronę Pierścienic, skompromitowaliście się zupełnie. Nie jesteście panami historii. Władza pochodzi od Pana Boga. A On nie pozwoli, by jacyś samozwańcy próbowali zająć Jego miejsce.
Poznałem w tym momencie me królewskie Powołanie.
|