III
Dni Światła - Tom III - Memento - Część Szósta - Rozdział IV
V

     IV
     
      Hagernejski step, uratowany przed zgubą,
wzruszał mnie do głębi swoją zawartością.
Oto liczne jeziora i morza wewnętrzne
nie potrafiły konkurować z górami i puszczą,
lecz właśnie tutaj znalazło się tak wielu wiernych,
którzy w wielkiej liczbie przyjęli Chrześcijaństwo.
Społeczeństwo, choć niepodobne z zewnątrz do ziemskiego
i nie znające w pełni Miłości oblubieńczej,
potrafiło czynić Dobro i kochać bliźniego.
      Ja sam żyłem już przyszłą uroczystością –
tak niewiele dzieliło mnie już od Ślubu z Agatą;
trwałem bezustannie w pełnej radości Nadziei.
Miałem doświadczyć oszałamiającej zmiany;
nie było chwili, w której nie dumałbym nad przyszłością.
      Obok mnie, jak w transie, stał Tomasz, jeden z hibernantów,
ten, którego znaleźliśmy na jednej z wysp arktycznych
i podziwiał „ponownie” odkryty układ gwiezdny.
Mówił, iż już niegdyś wpadli na trop Oponiąt,
lecz wojna nie dała nawiązać z nimi kontaktu.
      Powoli oswajał się z naszymi czasami,
nie wspominając zbyt wiele o swojej przeszłości,
gdy został na tysiące lat zahibernowany.
Także przebudzeni hibernanci z Akimy
odwiedzali równolegle z nami tę ziemię.
      W pierwszym mieście, tym nadmorskim –
w którym pierwszy raz modlili się Hagernejczycy,
a duchowni uznali, iż posiadają
one duszę, gdyż mają rozum oraz wolną wolę
a ich rodowód da się wytłumaczyć monogenezą
– czekało na mnie Leonię i Karol, bez Marty.
      W zabytkowej dzielnicy w starej części miejscowości
uczyniono dla mnie namiot i wygodny tron.
Arachnoidalne zwierzę rozpostarło się,
bym na niego wsiadł i zatonął w żywej masie.
Zaprosiłem Karola i odnoga chwyciła go.
Pochylił się przede mną.
Tomasz zaś udał się na zwiedzanie.
      — Wygłupiasz się.
     
–K– Oddaję ci honor, który straciłem. To ze wstydu, nie z uniżenia.
     
Gdzie jest Marta? Dawno nie widziałem was razem. Od samej wojny. Jak twoja teoria matematyczna?
     
–K– Nowy zbiór liczbowy przenika dziedzinę zespoloną. Szukam sposobu, by go okiełznać i zunifikować, by dało się automatycznie badać w nieskończoność kolejne iteracje działań rekurencyjnych. Danielu…
     
Gratuluję. Czy Marta będzie na moim Ślubie z Agatą? Coś się stało?
     
–K– Złamałem obietnicę Czystości, którą złożyłem równolegle do ciebie na wydmie akanejskiej.
     
Odejdź.
     
Zwierzę postawiło go z powrotem na gruncie.
Zapłonąłem gniewem. Mój przyjaciel zawiódł mnie!
      — Dlaczego postąpiłeś tak, jak ateiści i poganie? Jaki dajesz przykład, o pierwszy wśród naukowców?!
     
–K– Krytykowałem ciebie kiedyś za to, że nie masz pewności siebie. Lecz moja własna pewność zamieniła się w pychę. Ty panowałeś nad sobą i osiągnąłeś szczęście Prawdziwej Miłości, cierpiąc dużo trudu, który przyniósł tobie ogromny pożytek i uchronił cię przed wielkim złem.
     
Tak bardzo wam się układało! Tak niewiele potrzeba było do Pełni, czyli Małżeństwa. Nie poznaję ciebie.
     
–K– Spójrz na mnie. Nie brakuje mi niczego. Mając tak wiele, zacząłem sam stanowić, co dobre i co złe, i zbłądziłem w swoim zadufaniu. Myśląc, że panuję nad sobą, za bardzo wystawiałem nas oboje – mnie oraz Martę – na pokuszenie. Chciałem tylko sprawiać jej przyjemność, a samemu mieć satysfakcję z tego, że jestem mężczyzną i potrafię zadowolić kobietę…
      — Ciesz się, że Oponięta tego nie słuchają. Nie mów więcej. Wciąż pamiętam, że uratowałeś mi życie i to powstrzymuje moją urazę do ciebie. Szkoda Marty.
     
–K– Wiedz tylko, że nie złączyłem się z nią cieleśnie.
      — Mimo to razi mnie twoje niemoralne z nią postępowanie. Powiedz mi teraz, jak ocaliłeś mnie na Świętej Ziemi.
     
–K– Byłem na orbicie, gdy ciebie katowali. Modliłem się do Matki Bożej. Nagle zdarzyło się coś cudownego, o szczegółach czego nie mogę mówić bez zgody Biskupa. W każdym bądź razie natychmiast po tym wydarzeniu przyszedłem tobie na ratunek. Cudem cię znalazłem. Cudem spotkałem obce ludzkie istoty, które uzdrowiły twój wzrok i ciało. Podejrzewam, że pochodzą z samej Lawendy.
     
Wybierz się tam i zbadaj je. Mnie się nie udało. Elżbieta mogła o nich wiedzieć, ale ją wypłoszyłem. Podziękuj im ode mnie.
     
–K– Po to przybyłem na Hagernewdę, by jeszcze raz pójść śladem owej legendy. Wykonam, co powiedziałeś. A jutro będziemy celebrować Święto Wniebowzięcia Maryi.
     
Skontaktuj się z Elżbietą. A teraz poproś Leonię, by ci towarzyszyło. Hagernewda to dobre miejsce na to Święto.
     
Karol usiadł w rogu, na prowizorycznym krześle.
Wtoczyło się po posadzce Hagernewdzię,
uruchamiając transmisję drgań podłoża,
by inne słyszały, co przyniesie nasza rozmowa.
      Od razu przeszedłem do samego sedna,
wydając królewskie rozporządzenia.
Oznajmiłem, że werbuję swoich wasali,
którzy będą rządzić w moich gwiezdnych państwach.
Ich zadaniem byłoby optymalizować władzę
i czuwać na straży przestrzegania prawa.
One powinny dobrze sobie z tym poradzić,
bardziej od Ziemian odporne na korupcję, prywatę
oraz na bunty przeciwko zwierzchniej woli.
A gdybym sam błędnie ingerował w ich dobrą pracę,
natychmiast oznajmiliby, w czym się mylę.
Gdybym jednak upierał się, uległyby mi,
gdyż dzięki umiłowaniu logiki
wyznawały bardzo mądrą zasadę,
że musi istnieć najwyższy autorytet.
      Poleciłem, by tropili przejawy konspiracji
i wszystkich tych, którzy czyhali na moje życie.
Pragnąłem, by znaleźli odstępcze rządy,
które zaatakowały ich planetę,
a wcześniej niewoliły przez wieki Świętą Ziemię.
      Tam gdzie ludzie nie potrafiliby się pogodzić
z tym, że rządziłby nimi dziwaczny kosmiczny kuzyn,
obiecałem, że Agata wybierze zarządcę,
gdy już oba królestwa połączą się
dzięki Małżeństwu ich dwojga władców.
Ona sama werbowała ludzi
spośród członków zasłużonych organizacji,
między innymi ze zrzeszenia aeronautów.
      Gdy skończyła się moja przemowa, Leonię
wyłączyło transmiter, by podzielić się
ze mną na osobności swoimi wspomnieniami
z obrony Akanium, z której uszło z życiem.
      „Henryk przed śmiercią dał mi tekst. Powtarzam go:
      <<Leonię, ratuj się. Akanium i Wszechświat potrzebują ciebie. Podziękuj Danielowi i Wojciechowi, że nawrócili mnie na Wiarę. Uwierzyłem w Boga i pokochałem Go. Kiedyś byłem zainteresowany ideami, sprawami politycznymi i rycerskością. Teraz kocham Tego, który Jest i to On wszystkiemu nadaje Sens. Niech On rządzi, do Niego należy historia i te sprawy. Niech żyje Jego Namiestnik, Papież, i docześni Boży władcy, Królowie Daniel i Agata. Giniemy już. Leonię, zdradzę tobie tajemnicę. Na wulkanicznej planecie, którą odwiedziłem z Danielem, odkryliśmy Pierścienice. On stracił wtedy przytomność, a <<ona>> porozumiała się ze mną. Poznałem, że są potężne i karne, a zarazem bezwzględne i brutalne w swoich czynach. Zachwyciła mnie <<ona>> i przeraziła. Nie była istotą złą, lecz agresywną, w przeciwieństwie do Hagernejczyków. Gdyby walczyła, to do samego końca. Gdyby się broniła, to aż do śmierci. Żaden kosmonauta <<ich>> wcześniej nie spotkał. Jako drudzy wylądowali tam po nas ateiści i usłyszeli „Memento Mori”. Źli ludzie rozsierdzili Obcych swoją pychą i głupotą, posyłając do <<nich>> cyników, a potem sami przystali do szeregów Najeźdźców. Może ktoś nawróci tych Kosmitów. Jeśli uwierzą, będą trwali w Wierze i jej bronili, gdyż są wyjątkowo konsekwentne. Wtedy niech Daniel przebaczy <<ich>> zbrodnie.>>
      A teraz wiadomość od Zaksa:
      <<Ufam, iż Pan Bóg przyjmie mnie do Siebie i odpuści mi moje winy, gdyż żałuję z Miłości do Niego. Henryk uczynił już to w stosunku do mnie. Daniel również. Niech ten, śledzony przeze mnie, wie, że powinien rozprawić się z moimi byłymi wspólnikami i ich sektą. Zatruli harmonię dawnych dni i nie zaprzestaną dalszej walki przeciwko Prawdzie. Oślepia ich pycha tego żywota jak ateistów. A są gorsi od nich. Przecież czynnie walczą z Bogiem i Jego Ładem. A ja liczę na Zbawienie i oddaję życie dla Niego, przyjmując Chrzest Krwi.>>
      Potem powiedzieli ostatnie słowa i zostali zgładzeni, a ja uciekłom.”
     
Leonię… kochane jesteś.
     
Po policzkach poczęły płynąć mi łzy.
      Henryk i Zaks mogli zginąć zbawieni.

     


     

III
Dni Światła - Tom III - Memento - Część Szósta - Rozdział IV
V