VIII
W pięknym akanejskim parku, otaczającym
nasz dom, na polanie, na której jakiś czas temu
słuchałem melodii, którą skomponowała
ukochana, spędzaliśmy czas zaraz po weselu.
Cudowne domostwo dla mnie i dla mej małżonki,
przystrojone teraz jak ziemski pałac,
służyło nam odtąd w naszej codzienności.
Tak blisko mieliśmy być przy sobie,
choć zmieniając co jakiś czas planetę pobytu,
że nie potrafiłem wyjść z pierwszego zachwytu
nad komunią dwojga osób, którzy przed Bogiem
związali się obietnicą dozgonnej Miłości.
Szliśmy, obejmując się mocno rękoma;
moja dłoń ściskała jej okrągłe biodra,
którymi w rytm marszu powabnie kołysała.
Otaczała nas świeżość, bijąca od przyrody,
choć jej brak wcale by nam nie przeszkadzał.
To, co można było gdziekolwiek zwiedzać,
wydało się mniej piękne niż sama kobieta.
Patrzenie na nią i rozmyślanie o niej
okazało się wspanialsze od czegokolwiek,
co pozostało do ujrzenia w ogromie Wszechświata.
Pogłębiało to Miłość i więź międzyludzką.
Jak dobrze, że Pan złączył nas w Sakramencie Małżeństwa.
Lecz dopiero w Niebie ujrzę Pełnię Szczęścia,
gdy upragnione Widzenie Trójcy Przenajświętszej
zaspokoi wszelkie moje pragnienia.
Zatrzymałem się i pocałowałem mą lubą.
Jej pełne usta poddały się mym własnym
i przyjmowały tę formę kochania.
Przymknięte w błogostanie oczy dziewczyny
wyrażały radość z nas obojga i tej relacji.
Gdyby na zawsze świat taki miał być
jak w tym obfitującym w Dobro okresie!
Gdyby zawsze można było wracać do czekającej
żony po dniu pełnym służby dla pożytku bliźnich!
Takie właśnie odnajdywałem ukojenie,
witany przez powabną, rozkoszną kobietę.
Rozdzielaliśmy czas pomiędzy pracę
a wzajemne ze sobą przebywanie.
Kochanie się i okazywanie czułości
pogłębiały nową i jakże silną więź,
bogatszą niż wcześniej, gotową do wielkiej ofiary,
wierną i wspomaganą przez Święty Sakrament.
Inaczej niż w narzeczeństwie, gdyśmy się poznawali.
Obecność miłującej mnie dozgonnie Agaty,
emanującej wewnętrznym bogactwem,
szanującej mnie i poddającej się mej woli,
obdarzonej bogactwem niepomiernej urody,
która z czasem stawała się coraz bardziej „bliska”,
by sprawiała mi radość tylko dlatego, że jest jej,
gdyż z czasem będzie obiektywnie przemijać
– to wszystko dawało mi ogromna satysfakcję.
Niewiasta zmieniała dotychczasowe me życie,
niczego zeń nie ujmując, a wypełniając je.
Czyniliśmy Dobro w tym najbliższym gronie,
stając się chrześcijańskim Znakiem Nadziei,
by, będąc obserwowani poza nim,
ewangelizować innych przykładem Miłości.
Jak ogromne nastało bezpieczeństwo!
Przysięga dawała nam gwarancję,
że nigdy, poza śmiercią, się nie rozstaniemy,
bez względu na wszelkie napotkane trudy.
Utworzyła się między nami najsilniejsza więź,
jaka mogła mieć miejsce pomiędzy ludźmi.
Powoli wracaliśmy już ku domowi.
W tym momencie uśmiechnęła się i nagle pobiegła.
Ruszyłem prędko, aby ją dogonić.
Wielokrotnie robiła unik na boki,
lecz w końcu dała się wtulić w moje objęcia.
Śmiech ogarnął nas oboje, rzuciłem się na trawę,
pociągając ze sobą zaskoczoną matronę.
Pękła ostateczna bariera sztywności.
Robot przykrył półprzepuszczalnym kloszem świat nad nami.
Zażądałem, by przyniósł nam godziwe posłanie.
Agata faktycznie okazała się
dla mnie wspaniała. Nie byłem nią rozczarowany,
gdyż dobrowolnie pojąłem ją za żonę
a wcześniej dość dobrze ją poznałem.
Okazało się nawet, że miała więcej przymiotów,
niż wydawało mi się na samym początku.
Dzięki niej mijał również smutek po śmierci siostry.
— Agato, jakie to niezwykłe… ta komunia, jednomyślność i empatia w Małżeństwie…
–A– Danielu… my mocno na to pracowaliśmy… to nie przyszło samo… ach… …
— Tak… Czystość przedmałżeńska… Wzajemne poznanie w narzeczeństwie… Wystawienie moich uczuć i determinacji na próbę… gdy zabiegałem o ciebie… Nasze doskonalenie się jako ludzi… Modlitwa… Wyrozumiałość…
–A– Sakrament to przypieczętował… Pan Bóg pobłogosławił nam wielokrotnie bardziej…
— Współpracowaliśmy z Łaską… Małżeństwo jest w służbie Komunii Świętej… Bóg ukazuje w nas Swą Miłość w Duchu Świętym… Prowadzi nas do Siebie…
–A– Pójdźmy wieczorem na Mszę Świętą… Zanieśmy intencje o wzajemną Miłość… …
— Tak… … …
… … … …
… … … …! … …! …!! …!!!! … … … …
|