IX
Dni Światła - Tom III - Memento - Część Szósta - Rozdział X
XI

     X
     
      Obopólna tęsknota z powodu rozstania
wprowadziła smutek w moje serce.
Przybyłem na Gantorię, ogromne ciało niebieskie,
które zamieszkiwało prawie bilion obywateli.
Niska gęstość, skorupa z lodu i system jaskiń
stwarzały nietrudne warunki do terraformacji.
Pomagała w tym podobna do ziemskiej grawitacja.
A kobiety bez przeszkód mogły rodzić dzieci,
nie obawiając się, iż zbyt niskie przyciąganie
w niewłaściwy sposób wykształci szkielet niemowląt.
Panowała tu od niedawna gospodarcza wolność,
a od zawsze jedna osoba sprawowała władzę.
Kto tylko pragnął, mógł się tu osiedlić.
Działał tu także od zawsze Kościół Powszechny,
choć procentowo niewiele osób było ochrzczonych.
Choć i tak liczebnie było więcej wiernych
niż na o wiele mniej ludnej Świętej Ziemi!
Alicja opowiedziała mi kiedyś o tym.
      Wspominałem niedawne chwile, spędzone z żoną,
mój zachwyt dla tej najbliższej mi osoby,
jej rozkoszne, piękne i przyjazne oczy,
nasze gesty i słowa, obopólną akceptację,
Miłość i jej zewnętrzne wyrażanie
poprzez stawanie się jednym ciałem…
      „Ja ciebie też […] cieszę się […] szczęśliwi […]… … …! […] będę przy tobie […] wzruszenie […] jak pięknie! […] razem ze mną…”
     
Ostatni raz przed moim spotkaniem
z chrześcijańską wspólnotą znaną kiedyś Alicji,
skomunikowała się ze mną żona,
a ja jeszcze raz posłuchałem jej śpiewnego głosu.
      Potem uczestniczyłem w Eucharystii;
Kapłan mówił o etapach poznawania Boga:
na początku Wiara w Niego, potem Wiara Jemu,
później w Chrystusa, następnie Chrystusowi,
potem w Kościół, w którym Jest Duch Święty,
a w końcu i Samemu Kościołowi.
      Lokalne zgromadzenie kilkudziesięciu osób
odczuwało silne zjednoczenie w Prawdzie,
które pozwalało im przez te wszystkie wieki
przetrwać pośród pluralizmu fałszywych koncepcji.
Nikt z lokalnej władzy nie stwarzał przeszkód
w sprawowaniu kultu, choćby i publicznego,
lecz agencje, w tym te działające legalnie,
skutecznie zagłuszały przez ośrodki medialne
orędzie ewangelizacyjne.
Chaos pogłębiał brak kontaktu z Oceaniczną,
poza niezwykle rzadką transmisją
z samego Pałacu Apostolskiego,
otrzymywaną tajnie – jak na innych planetach.
      –Kapłan– Jedna jest Wiara, gdyż jedna jest Prawda.
     
Skończyło się kazanie, wyznaliśmy Wiarę.
Czekałem na spotkanie z wcielonym Zbawicielem.
W końcu przy piosence religijnej
o nieuleganiu zmysłowemu złudzeniu,
gdy przyjmuje się Chrystusa pod Postacią Chleba,
spożyłem Jego Ciało oraz Krew,
wierząc w rzeczywistą i substancjalną Obecność.
      Po Mszy Świętej zebraliśmy się na przyjęciu.
Tutejszy zarządca nie uznał mojej władzy zwierzchniej,
toteż obyło się bez honorów, całkiem swobodnie.
Próbowałem jednak zachowywać się dostojnie,
a niektórzy szli za moim przykładem.
Gubernator, wybrany spośród oligarchii,
nie legitymował się królewskim pochodzeniem
ani nie był namaszczony przez Ojca Świętego.
      Gantorianom brakowało Religii i Tradycji.
      Duchowni opiekowali się zebranymi
i wykorzystywali każdą okazję,
aby głosić nauki chrystusowe.
Sami świeccy dzielili się za ich przyzwoleniem
Prawdą z tymi, którzy przyszli tutaj z zewnątrz.
      Zwracała mą uwagę jasnowłosa niewiasta,
która kogoś mi przypominała.
      Lecz oprócz niej zauważyłem obecną tu Martę.
Zaskoczony, czym prędzej do niej poszedłem.
Smutny wyraz jej twarzy zdradzał wewnętrzne cierpienie.
      –M– Życie na Gantorii pełne jest pokus. Mamy tu wszystko i obecnie jest tu najlepiej poza Oceaniczną i Akanium.
      — I kilkoma innymi ciałami niebieskimi. Dlatego właśnie osiedliłaś się właśnie tutaj?
     
–M– Chciałam być najdalej od Oceanicznej, Akanium i Lawendy, to oczywiste.
     
Uciekałaś? To nie ma sensu.
     
–M– Wpadłam w sidła, pewnie już wiesz, jakie, i chciałam o tym zapomnieć. To nie była Prawdziwa Miłość, choć sama czułam właśnie coś takiego. Nie była, bo zaraz potem znalazłam innego. I jeszcze innego. Moje ciało okłamywało mnie silnym uczuciem. Mężczyźni odchodzili, a ja miałam wyrzuty sumienia. Dopiero tutaj pomogła mi wspólnota. Zupełnie odmienna od tej lawendejskiej. Bardziej praktyczna. Pokusy i rozpacz nadal mnie nękają, ale już słabiej. Jestem z dala od tych „szlachetnych” układów – jak Eta-Kasjopeja.
     
Smutna jest twoja historia.
     
–M– Przypominasz mi Karola. Nie użalaj się nade mną.
     
Chcę ci tylko pomóc. Na szczęście Wiara jest Jedna, bez względu na „szlachetność” miejsca, w którym się żyje, choć czasem pomaga ona w jej praktykowaniu.
     
–M– Nie zaprzeczam. Nie mogę tylko odnaleźć swojej roli w świecie.
      — Wróć na Ziemię i nie poddawaj się. Dzięki pokojowi odległości w Kosmosie mocno zmalały. Nadal pozostaniesz przecież w łączności z Gantorią. Jesteś dobrą osobą. Nie żyj tylko wspomnieniem krzywdy i własnego upadku. W pobliżu miejscowości, w której spędziłem dzieciństwo na Oceanicznej znajduje się wieś, gdzie żyją ludzie izolujący się w pewien sposób od innych. Albo na odwrót. Mniejsza z tym. Tam właśnie się wyciszysz, pogłębisz pobożność i być może odnajdziesz wiernego męża.
     
–M– Dziękuję za radę. Zobaczę, jak tam jest, skoro nawet Król mi to proponuje.
     
Możesz pomagać potem w szerzeniu poznanej tam Tradycji, będąc na przykład ambasadorką Oceanicznej na Gantorii. Może spotkasz tam pewnego poczciwego mieszkańca, który również uczestniczył w wyprawie Lawendejskiej. Oczywiście nie chodzi mi o Karola… Ten ktoś jest na tyle autentyczny, że również nadawałby się do tej roli, o ile miałby asystę ze strony kogoś lepiej obeznanego w kontaktach z ludźmi.
     
–M– Lepiej mi już. Król mówi, więc tak uczynię. Ale tym razem będę się miała na baczności…
     
Nie spodziewałem się, że tak niewiele pomoże.
A więc nie na darmo tutaj przybyłem.
Odszedłem, ciesząc się, że spełniłem dobry uczynek.
Pomyślałem sobie, że każdy ma obowiązek
pocieszać wątpiących, by nie odstąpili
od Wiary we Wszechmogącego Boga.
      „Zrozpaczonemu potrzeba pomocy od bliźnich,
                    bo porzuci on cześć Wszechmocnego.”
     
Uśmiechnąłem się, przypomniawszy sobie cytat z Hioba,
po czym skierowałem ku Matce Bożej swe serce.
Dziękowałem za wrażliwość i za miłosierdzie.
Chciałem nadal z Jej pomocą pomagać bliźnim.
Rozum przestrzegł mnie, bym nie popadł w pychę.
      Wtem przyłapałem się, że patrzę na ową blondynkę.
Sama podeszła do mnie po chwili.
      Rozmawialiśmy na tematy religijne.
Z entuzjazmem głosiłem jej Dobrą Nowinę,
wcielając się w niegdysiejsza rolę mej siostry,
działającej w tym samym miejscu i w ten sam sposób.
A ta dziewczyna sama przypominała Alicję,
przede wszystkim z wyglądu.
      Kładłem nacisk, by nie polegała na uczuciach,
a dziewczynie spodobała się celna wskazówka.
      Zadowolony, że przysłużyłem się pomocą,
opuściłem salę, by sobie odpocząć.
Lecz znów ujrzałem znajome jasne włosy…
      –Nieznajoma– Nie odchodź. Czy mogę z tobą rozmawiać?
      — Hm…
     
–Nieznajoma– Mam na imię Alicja.
      — Tak jak moja świętej pamięci siostra…
     
–Alicja– Przykro mi. Ale pewnie poszła do Nieba.
      — Też tak sądzę. Może Kościół potwierdzi to kiedyś oficjalnie. Muszę już iść.
     
–Alicja– Nie chcesz ze mną mówić? Pozwól mi chociaż raz z tobą zatańczyć.
      — Ja jestem przecież…
     
Nie dokończyłem.
      –Alicja– Czekam na parkiecie, Danielu.
     
Coś mi mówiło, abym się nie wahał…
      Nagle zadzwoniła Agata.
      Lecz Alicja gantoriańska znów była przy mnie.
Coś mnie kusiło, żeby z nią przebywać…
Nie odbierałem przez dłuższy czas.
W końcu przemogłem się i to uczyniłem.
      — Tak, tu… Daniel. Słucham.
     
–A– To ja, twoja kochana żona. Nie poznajesz mnie?
      — A… tak. Poznaję.
     
–A– Wszystko w porządku? Łączę się nie w porę?
     
–Alicja– Danielu, już idę; nie przeszkadzam.
     
–A– Kto to? Niech zostanie. Chcę pozdrowić Gantorian jako Królowa.
     
Milczałem.
W głowie panował zamęt.
      –A– Danielu?
      — To… nikt taki. Już sobie poszedł.
     
–A– Acha…
     
Teraz ona sama nic nie mówiła.
      Minęło wiele chwil… a we mnie zwyciężył strach.
      –A– …Nie chcesz, bym miała wpływ na Gantorię? Dobrze, niech dzieje się wola twoja, mój mężu.
     
Pragnąłem ciszy.
Przemyśleń.
      –A– Pamiętaj, że tęsknię za tobą. I martwię się. Trochę mi przykro, że tak wygląda nasza rozmowa.
      — Jest… dobrze. Ja też… tęsknię.
     
–Alicja– Da-nie-lu!!
     
Natychmiast zgasiłem komunikator, by Agata
nie usłyszała kobiecego wołania.
      Zebrani czekali na mnie. Coś postanowili.
Przeprosiłem ich i wyszedłem poza budynek.
      Pomny na historię opowiedzianą przez Martę,
zacząłem modlić się w duszy… do Maryi.
Najczystsza Dziewica słyszała moje prośby
o ochronę przed złem i przetrwanie tego kuszenia.
      Modliłem się także do innych Świętych.
Cieszyłem się z Patronatu Domowników Nieba
i łączności z nimi przez Świętych Obcowanie.
      Odmawiałem Różaniec, odeszły złe myśli.
Minęło szaleństwo, prowadzące do zdrady.
Tak trywialnie nastał Pokój Boży.
Opatrzność zadziałała; grzech mnie nie zwyciężył.
      „Dziękuję.”
     
A może po prostu nawróciło się me serce.
Matka przenajświętsza miała mnie w Swej Opiece.
      Chciałem skontaktować się z oszukaną żoną,
lecz utraciłem w tym momencie łączność.
      Pragnąłem nie poddawać się, tylko walczyć.
Byliśmy złączeni Miłością oraz Obietnicą,
a obie z nich są aktami woli.
Pozwalały przezwyciężać trudności w relacji.
      Nagle Marta wyszła razem z Alicją
i patrzyły, jak walczyłem z działaniem urządzenia.
Usilnie modyfikowałem jego ustawienia,
nie zważając na mieszkańców Gantorii,
gromadzących się przy mnie w coraz większej ilości.
     
— Agato… Agato… Agato…
     
–A– Danielu! Coś nas rozłączyło.
      — Ja sam. Przepraszam. Nie gniewaj się na mnie.
     
–A– Miałeś wobec mnie tajemnice i nawet nie powiedziałeś o tym wprost.
      — Było mi bardzo źle po tym, co uczyniłem. Wołała mnie pewna Gantorianka, która chciała ze mną zatańczyć.
     
–A– Cenię szczerość. Mam nadzieję, że nic się złego nie wydarzyło?
      — Nic. Ona przypominała mi moją siostrę, Alicję.
     
–A– Nie zasłaniaj się tym. Rozumiem twój ból z powodu utraty siostry, ale nie może on wpływać negatywnie na nasz związek. Uważaj na inne kobiety, mój mężu. Jestem niezadowolona, że byłeś skryty i że nie potrafisz panować nad sobą. Jak kiedyś z Elżbietą. Poza tym co to za tęsknota za siostrą, która może prowadzić do nieczystości? Nie sądzę jednak, że tu o nią chodziło; ona była tylko pretekstem, choć trącącym kazirodztwem.
      — Nie, nie, nie… Moja Miłość do siostry była zawsze czysta! Ale masz rację. Działo się ze mną coś niedobrego. Będę uważał na pokusy. Wyjedźmy razem na wyprawę, powróci radość. Odnowi to naszą relację.
     
–A– W Małżeństwie czerpie się nie tylko z radosnych chwil wzajemnej obecności, lecz także z trosk i smutków, aby Miłość i więź były pełniejsze. Nie stwarzajmy więcej okazji do grzechu. Nie rozstawaj się ze mną, jeżeli masz trudności w opanowywaniu niechcianych emocji. Poza tym jako Monarcha powinieneś zachowywać się godnie i nie uczestniczyć w imprezach tanecznych, na które nie zaproszono cię oficjalnie jako honorowego gościa. Nie jesteś już zwyczajnym obywatelem jak dawniej. Pozdrów ode mnie mieszkańców Gantorii.
      — Agato, pozdrowię Gantorian od ciebie. Gantorianie, pozdrawia was Królowa Agata, moja żona!
     
–Oni– My też, niech żyją Daniel i Agata!!
      — Zabiegajcie o Agatę jako Królową!
     
–A– Dziękuję, Danielu.
     
Wtem Alicja padła na kolana.
Po kolei pozostali poszli w jej ślady.
Jedynie duchownym nie wypadało,
gdyż ci podlegali innej władzy niż monarsza.
      Stałem z komunikatorem w ręku, oniemiały.
Agata spytała, co takiego się działo.
Ku memu zaskoczeniu odpowiedziała jej Marta
– przyszła ambasadorka – wziąwszy mój komunikator.
      –M– Nasza Królowa poleci z Danielem na wyprawę, tak? […] Tak, droga Agato […] Tak, droga Królowo […] Zostaniesz władczynią Gantorii? […] Namówić gubernatora? […] Sądzę, że się zgodzi […] wierzący mieszkańcy są za […] Pozostali dadzą się przekonać. Zostanę ambasadorką… […] Pomogę tobie […]
     


       

       

     

IX
Dni Światła - Tom III - Memento - Część Szósta - Rozdział X
XI