XXI
Dni Światła - Tom III - Memento - Część Szósta - Rozdział XXII
CÓRKA ŚWIATŁA

      XXII
     
      Piękne dziecię o imieniu Joanna
cieszyło od kilku lat wzrok ojca i matki.
Ciemnowłosa dziewczynka, zdobiona odcieniami
blond i rudości, mocno z sobą przeplecionymi
a gdzieniegdzie nawet w pośrednią barwę zlanymi,
przypominała swego ojca, matkę oraz ciocię.
Oliwkowa skóra, opalona słońcem,
przedstawiana na wielu królewskich obrazach,
łączyła w sobie cechy Południa i Północy.
Duma Daniela, owoc łona Agaty,
wzrastała w mądrości w stopniu niebywałym,
a wszyscy w jej otoczeniu bardzo się jej dziwili.
      Kochali ją prawie tak, jak siebie nawzajem.
Czuli wielki zapał do jej wychowywania.
Kładli nacisk na Tradycję i Świętą Wiarę.
Dawali jej odpowiedni przykład
przez swą Dobroć i wzajemną Miłość.
Wiedzieli, iż Zły pragnie zniewalać młodych ludzi,
że kusi ich poprzez wszelki hedonizm,
by wybierały przyjemność zamiast pracy.
Chcieli wykształcić u swojej córki
pragnienie kochania i poświęcania się dla innych.
Nie wiedzieli jeszcze, do czego jest powołane.
      A dziewczę już teraz interesowało się światem,
jakby przeczuwało przyszłą swoją powinność.
Miało mieć bowiem w przyszłości olbrzymie znaczenie.
Za jej życia nastąpić miało dalsze zjednoczenie
oraz kontynuacja eksploratorskiej misji.
Ileż to istnień ludzkich czekało jeszcze na Prawdę?
Czyż nie miały nadejść całkiem nowe problemy
po tym, jak rozwiązanoby wszystkie stare?
      Oto nawracały się dotąd niewierne kraje,
nie nękane już propagandą kłamstwa i zemsty.
Znikły skutki zgubnego podziału na Świętą Ziemię
oraz ateistyczne układy zewnętrzne.
Ambasadorzy Marta wraz z małżonkiem
aktywnie działali, utrwalając więzy
kulturalne z Kolebką ludzkości.
Planety, okupowane po wojnie,
poddały się w pełni namiestniczej władzy,
a dotychczasowa oligarchia
przekształciła się w rządy arystokracji.
      Królestwo objęło pół znanego Wszechświata,
licząc w ilości zamieszkałych planet.
Pozostała część trwała w niezależności.
Składała się z nielicznych państw, które istniały dawniej,
nowych ziem, dopiero co zasiedlonych
i układów rządzonych przez nowych kosmicznych braci.
Tylko sojusz wojskowy spajał wszystko w jedną całość.
Roztropni zarządcy wprowadzali wolność
zarówno osobistą, jak i gospodarczą,
bardzo ograniczali centralizację,
by poddani sami troszczyli się o swe sprawy.
Monarcha zaś miał czuwać nad zachowaniem
ładu oraz umacniać praworządność.
Agata przekazała władzę mężowi,
sama skupiając się na roli pani domu.
Z radością wypełniali swoje role,
bez lęku, że przytłoczy ich nadmiar obowiązków.
      Agata i Daniel wciąż zachwycali się sobą,
choć obojgu niewątpliwie przybyło lat.
Lecz ona wyglądała jeszcze bardziej dostojnie,
on zdobył doświadczenie i zmężniał mocno.
Kochali się namiętnie; chcieli mieć dużo dzieci.
W swoim bogactwie nie zapomnieli o śmierci
ani o następującym po niej Życiu Wiecznym.
      Przebywali zwykle w jednym z dwóch zamków-rezydencji,
odwiedzając czasem Akanium lub Nigorię;
nie zapomnieli też o innych globach,
szczególnie o Lawendzie oraz Hagernewdzie,
Nihilium oraz tych, które widzieli
już jako nowo pobrani małżonkowie.
      Dzięki temu pielgrzymi nie pchali się na Ziemię,
podążając śladami Królów gdzie indziej.
A Futrzakom zagwarantowano spokój,
by mogły kontynuować długotrwały rozród
i upodabniać się do pierwotnej ziemskiej postaci
wraz z pozostałymi Kosmitami,
by przywrócić biologiczną jedność w ludzkiej rodzinie.
      Usunięto bezpośrednie zniszczenia wojenne
tam, gdzie Pierścienice dokonały inwazji.
<<One>> same, nawróciwszy się, tak strzegły Wiary,
że nawet Futrzaki <<je>> w tym podziwiały.
Leonię było prawą ręką Monarchy,
piastując urząd jedynego ministra.
      Pośród nas pojawiły się też nowe gwiezdne rasy,
stopniowo odkrywane w niezmierzonej otchłani.
Gdzie tylko się dało, stawiano bramy tachionowe,
choć nadal obficie wykorzystywano Fenomen.
Zbyt często bowiem wybuchały gwiazdy
wskutek wzbudzonych Dziwadełkiem załamań symetrii.
Obliczywszy jednak skalę ryzyka,
nie zrezygnowano z użycia tańszej cząsteczki
aż do czasu, gdyby udało się wykorzystać
darmowy naturalny system transportowy
związany z emisją wiązek magnetarowych.
      Nowopoznani kosmiczni krewni
zostali przez hierarchię dopuszczeni
do Jedynego Powszechnego Kościoła.
Stwierdzono bowiem wysokie prawdopodobieństwo
ich monogenicznego pochodzenia
od pierwszych ludzi. Ponadto posiadali
rozum i wolną wolę, co pośrednio
świadczyło właściwie o tym samym.
      Duch Święty wybrał na Papieża właśnie Wojciecha.
Nowe jego imię dotąd kłopotało Daniela.
Ojciec Święty pragnął nawracać pogan
i odszukiwać kolejne zaginione owce.
Sam wcześniej był przecież Biskupem
planet zamieszkanych przez kuzynów Ziemian.
     

      Na ten dzień obudzono hibernantów z Lawendy:
uśpionych parę lat wcześniej Karola i Elżbietę.
Stawili się w Stolicy Apostolskiej.
Ceremonię transmitowano do innych planet.
Siedziałem z żoną na samym przedzie.
Powstrzymywałem łzy, patrząc na trumnę.
Cała ze szkła, tak, jak gdy ujrzałem ją po raz pierwszy.
Żona ściskała mi rękę, gdym patrzył na bliźniaczkę.
      Na jej ciało wciąż nienaruszone rozkładem.
      Więc naprawdę była Błogosławiona! Czułem ulgę…
      Rozpoczęła się beatyfikacyjna Msza Święta.
      Słowo Apokalipsy rozbrzmiało donośnie.
Czytanie to wywołało tęsknotę,
by, dzięki wytrwaniu w Łasce, dojść do Nieba.
      „Oto przybytek Boga z ludźmi:
      i zamieszka wraz z nimi,
      i będą oni Jego ludem,
      a On będzie <<BOGIEM Z NIMI>>
      I otrze z ich oczu wszelką łżę,
      a śmierci już nie będzie.
      Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu
      już nie będzie,
      bo pierwsze rzeczy przeminęły.”
     
Słowo działało na moje wnętrze;
w uczuciach mych zapanowało wzruszenie.
Pragnąłem przyjść do Chrystusa, idąc właściwą Drogą,
pozostając z Nim w Komunii trwale i niezmiennie.
I wytrwać do końca w Świętym, Powszechnym Kościele.
      Skupienie zakłóciła mi obecność Olafa,
którego ujrzałem w towarzystwie ochroniarza.
Lecz ten pierwszy padł nagle na twarz i nie dał się podnieść,
zapewne celowo i dobrowolnie.
Czyżby i on uwierzył w Bożą Dobroć?
Uśmiechnąłem się na myśl, że jestem świadkiem „cudów”.
Joasia, ma córeczka, uśmiechnęła się.
Już w tym wieku rozumiała, co się dzieje?
      Po Psalmach i Nowym Testamencie
i uroczystej Aklamacji przy wtórze chóru,
odczytano Świętą Ewangelię.
Wybrano na ten dzień fragment Chrystusowej Męki:
jak Jezus z Krzyża dał nam Swoją Matkę.
      „Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: <<Niewiasto, oto syn Twój>>. Następnie rzekł do ucznia: <<Oto Matka twoja>>. […]”
     
Ewangelia ta podsumowała rolę Niewiasty:
wszyscy staliśmy się Jej synami.
Wszyscyśmy doznawali Jej matczynej Opieki.
      A przede mną leżało ciało Jej służebnicy…

      Kamera rejestrowała atak na Bereidę.
Umieszczona na szczycie wieży kościelnej,
na jednym z nielicznych obiektów sakralnych,
nagrywała szerokokątny obraz,
bardzo powoli się obracając.
      Pierścienice atakowały miasto.
Domy waliły się od ognia i płomieni;
ludzie na ulicach powoli się palili.
Kogo nie dosięgła trawiąca pożoga,
roztapiał się żywcem od temperatury.
W tej okolicy umierały całe tłumy,
zlewając się w jedną bezkształtną masę.
      Osoba osłaniająca się peleryną
wstąpiła samotnie na plac przed budynkiem.
Patrzyła ku górze, słaniając się z gorąca;
czekała, aż ktoś zwróci na nią uwagę.
      Nagle gęsty szron całkowicie pokrył szkło.
Nagranie przewinęło się kilka godzin naprzód.
      Kościół był teraz pozbawiony dachu;
ukazało się jego rozwalone wnętrze.
Ciemności gęstniały od pyłu w atmosferze,
choć w środku paliły się olejowe świece.
Wielkopiątkowy Krzyż leżał pod Ołtarzem.
Tabernakulum było otwarte,
Monstrancja zaś z Chrystusem mieściła się
w Grobie Pańskim, przeniesiona wcześniej z Ciemnicy.
Ktoś pospieszył się o dwadzieścia cztery godziny.
      Podeszła tam rudowłosa blondynka
i oddała pokłon Jedynemu Bogu.
      Odnalazła gwoździe oraz płaski metal.
Rzeźbiła na nim przekaz dla przyszłych wizytatorów.
     
List: „Mój Pan sprawił niedawno moje nawrócenie. Ja, niegodna, dobrowolnie przybyłam na Bereidę, by uczestniczyć w Dziele Ewangelizacji. Byłam pewna, że zostaniemy zaatakowani, dlatego prosiłam Wojciecha, by pozostał na orbicie.”
      Wstała i podeszła do leżącego Krzyża.
Pocałowała z szacunkiem Drzewo,
na którym zawisło Zbawienie świata.
      Wtem coś niewielkiego spadło z góry.
Uderzało w dziewczynę, skacząc na jej plecy.
Nie łamało jej kości ni nie rozdzierało skóry,
choć znęcało się nad nią bez opamiętania.
Ona początkowo uciekała przed tym,
potem jednak stanęła dumnie wyprostowana.
      Zarejestrowany został błysk podczerwieni.
Wiła się z bólu, smagana niewidzialnym biczem,
podgrzewającym sadystycznie tkanki jej ciała.
To coś, mały Robal, strzelało weń nieustannie,
aż kamera obróciła się poza budynek.
      Przelatywał w jego stronę ogromny statek.
Zatrzymał się nad murami miejsca kaźni.
Na zewnątrz dogasły ostatnie pożary.
Zastygłe „potoki” zwłok pokrywał szron.
Oszczędzono przed bombą wodorową
te jedyne na całej planecie miasto,
a całą okolicę sztucznie schłodzono.
      Kolejny obrót, skierowany do wewnątrz,
ukazał ściany lśniące na zielono.
Poświata oświetlała postać bohaterki,
modlącej się gorliwie pod Grobem Pańskim,
w którym spoczywała Monstrancja z Ciałem Chrystusa.
      Twarz jej, czerwona od napromieniowania,
wyrażała żal i smutek z powodu tego,
że już nie uniknie straszliwej popromiennej śmierci.
Nie pył to spowodował, lecz bezpośrednie skażenie.
Nie ujrzano już Robala; ewakuował się.
      Diamenty, zdobiące ziemskie Miejsce Przebywania
Najwyższego, dostojnie błyszczały.
Patrzyła z pokorą na swojego Pana.
Okrywały ją podarte od szarpania łachmany.
Jasna, choć sparzona skóra ukazywała
najprawdziwszą Królową Północy.
Choć pobita i potraktowana toksycznym światłem,
majaczyła iście męczeńskim pięknem.
      Widok ten istotnie przetrwał, zapamiętany;
scena ta ozdobiła poświęcony obraz,
mający wisieć w kościołach na Bereidzie.
Ze wszystkich sił lśniła czerwień na jej włosach,
aż nikt nie wierzył, póki nie ujrzał filmu na oczy.
      Samo Boże Ciało, zakryte pod zasłoną Chleba,
błyszczało niezależnie od kąta patrzenia.
      Alicja napisała gwoździem kolejny akapit.
     
List: „Wskazałam Pierścienicom Samego Chrystusa. Wiem, że patrzyły na mnie, gdy Go adorowałam. Pan mój nie tylko moim oczom ukazał coś na kształt Cudu. Pragnę nauczyć <<je>> o Nim. Nie pozostało mi dużo czasu…”
      Padła wyczerpana. Leżała długo, śpiąc.
Nim obiektyw uciekł, obudziła się.
Dało się dostrzec, iż zwijała się z bólu.
Z trudem poruszała uszkodzonym ciałem;
zapewne zniszczone zostało DNA
wszystkich organów. Pełzała do wejścia.
Czekało ją wielkie cierpienie i różnorodne
przykrości związane z okrutną biegunką krwotoczną.
      Znikła. Minęło wiele długich godzin.
Raz po raz pojawiała się na moment
poza obrębem kościelnych murów.
Kąt ustawienia szkieł oszczędzał widzom szczegółów…
Uszanowane zostały i moje oczy.
     
List: „Z trudem wychodzę i wracam. Straciłam dużo wody i krwi. Moja skóra jest blada i brzydka. Ból i choroba napawają mnie strachem. Nie byłam przygotowana na tak wiele i zgrozą mnie to napełnia. Mimo to nie zrezygnuję. Wykorzystam dany mi czas i postaram się osiągnąć Cel, z jakim tu przybyłam. Niech widzą moją determinację.”
      Następna odsłona nigoryjskiej Ewy
przedstawiała ją czytającą Pismo Święte.
Wybrała jedynie te jego fragmenty,
które zachowały się od zniszczenia.
Wielkosobotnia recytacja Psalmów
wymownie pasowała do otoczenia.
Mikrofon nagrywał zniekształcony
głos. Znikł wdzięk w wymowie, z gardła dobiegało charczenie,
lecz dla Kosmitów nie miało to znaczenia,
gdyż korzystali z translatorskiego automatu.
      Niewielka sonda przybyła w okolicę Ołtarza,
zniknąwszy misjonarce z pola widzenia.
Tak upłynął pogrążony w mroku poranek.
      Po południu nadal rozlegała się lamentacja
Psalmisty, a zarejestrowany kamerą film,
potwierdzał tylko, że cierpienie było i jest
składową życia na tym padole łez.
Choroby, głód, płacz, groza, zmęczenie, śmierć, przemijanie…
      Ale, jak na horyzoncie przebijało się słońce,
odwiedzając swymi promieniami powierzchnię,
tak dziękczynne i chwalebne modlitwy
ukazywały Radość oraz Nadzieję.
      W pewnym momencie umilkło czytanie.
      Leżała bez ruchu. Podniosła się dopiero wieczorem.
Nie miała już w ogóle sił, by wyjść,
aby zaspokoić fizjologiczne potrzeby.
Przejrzała się w kałuży własnej krwi.
Zapłakała resztką łez, zobaczywszy, jak wygląda.
Sięgnęła do „notesu”, by ryć dalej na blasze.
      Na fundamentach katedry wylądował pojazd.
     
List: „Nie chcę już pisać o tym, że odebrali mi prawie wszystko to, doczesne. Mam nadzieję, że słuchali, gdy <<im>> czytałam. Powoli tracę władzę nad sobą, ale spróbuję doczekać Wielkiej Nocy…”
      Na metal spadła krew z ust męczennicy.
Mimo to ta zaśmiała się, nie mając już nic.
     
List: „Nadal cieszy mnie wszystko, co daje mi Pan Bóg, szczególnie zaś Jego Miłość. Jestem prawie naga, a czuję się wręcz przyozdobiona. Poprosiłam o Dar Męstwa. Przeczytam <<im>> z Pisma Świętego to, co się jeszcze da. Szalony Dorian uczynił mnie rękami Wojciecha Szafarką nadzwyczajną jak te swoje kosmiczne owce.
      Wojciechu, kocham cię. Wiem, że współcierpisz ze mną. Ty za cały świat, jak pragnąłeś. Ja za Daniela, ukochanego brata, którego spotkanie na Bereidzie bardzo mnie wsparło, za Agatę, która zostanie moją bratową, za Elżbietę, Paulę, Urszulę, Norberta, Izabelę i innych mych przyjaciół. Cierpię również w intencji zmarłych z mej rodziny i z tej planety, za Karola, Martę, Henryka, za Ojca Świętego… Za Oponięta, Robale-Pierścienice i te owce Doriana, które miałam okazję choć przez chwilę zobaczyć. I za ciebie, Dorianie. Ty to przetłumacz.”
      Jakiś czas pojękiwała we względnym milczeniu,
po czym jęła czytać Pisma Starego Testamentu,
opowiadające o Bożym Stworzeniu człowieka,
o grzechu, o upadku Pierwszych Rodziców,
o wyzwoleniu Narodu Wybranego
i o proroctwach, mówiących, iż przyjdzie Mesjasz.
Wyjaśniła <<im>>, że już przyszedł, a był Nim Chrystus.
Zachęcała, by Pierścienice przyjęły Chrzest
i zostały przyłączone do Kościoła Świętego
– Jednego i Powszechnego –
o ile duchowni upewnią się
co do <<ich>> ludzkiego pochodzenia
oraz autentycznej woli nawrócenia.
      Kamera zacięła się, zatrzymując na Ewie,
patrzącej do góry, w stronę obserwatorów.
<<One>> same skryły się nad podwoziem gwiazdolotu.
Lecz stamtąd, od Pierścienic, świeciły na nią promienie
laserów, nękając ją subtelnie, ale boleśnie.
     
–*– Za nawrócenie bliźnich, którymi jesteście,
abyście dali się zbawić
Panu Bogu, który Jest Nieskończenie Dobry, Miłosierny, Mądry, Sprawiedliwy,
który także dla <<was>> poniósł Największą Ofiarę
– oddaję własne życie,
jak On oddał Swoje także dla <<waszego>> Zbawienia i Życia Wiecznego w Niebie,
w którym <<was>> oczekuje, by dać <<wam>> Szczęście Niepojęte!
Przyjmijcie ten Dar od Niego, Oprawcy!
On <<wam>> przebaczy, jeśli się nawrócicie.
     
Miłuję <<was>>!
                Miłu   –   ję     <<was>>
                           łu    –   ję     <<was>>
                                           ję     <<was>>
                                                       <<was>>
                                                             

      Rozległo się wołanie echem między ścianami,
na co laser to wzmagał się, to nikł.
      Coś stało się tam na górze. Stało się!
Pozbyto się jednego Pancerza–Pierścienia;
wyrzucono go i unicestwiono.
Bezbronna Glista spadała z góry do budowli…
Wtem zestrzelono <<ją>> promieniem lasera.
      Kosmiczny pojazd poderwał się i odleciał.
      Alicja Ewa ze Świętej Ziemi cała drżała.
Rzęziła cierpiętniczo, słaniając się ze zgrozy.
Wyczuwała całą sobą, że nadchodzi koniec.
      Chwyciła gwóźdź i, wciąż walcząc z nadchodzącą agonią,
rzeźbiła w Liście pożegnalne zdania.
     
List: „Wierzę, że niektórzy… się nawrócili… Teraz spokojnie… skonam… Wojna… pochłonęła i mnie…
      Za chwilę Święto Zmartwychwstania…
      Przemawiam do was…
      Wy, letni… którzy nie kochacie, trwając… w ignorancji i pysze…
      Duch Święty… prowadzi was do… poznania i przyjęcia Chrystusa… Nie lekceważcie Go… Wy, którzyście przyjęli Go na Chrzcie Świętym i Bierzmowaniu…
      Przyjmijcie Pana Jezusa w Eucharystii… On na was czeka… Bez Niego nie ma Zbawienia…
      W drodze do Boga Ojca… który stworzył pierwszych ludzi…
      Niech Maryja Dziewica… Ta, która swoim przykładem… nauczyła mnie Miłości… modli się za was… Pamiętajcie, że… nie jesteście sami…
      Alleluja, Chrystus zmartwychwstał… … …”
      Czołgała się do Grobu, śpiewając
doniosły Hymn przeznaczony na Wielkanoc.
      Nagle zawaliły się mury kościoła.
Jedynie słup z kamerą wciąż stał, nietknięty.
      Gdy kurz opadł, ona wciąż jeszcze żyła.
Wyjęła kartkę papieru, która się ocaliła.
Pół-przytomna, pisała jeszcze jeden list.
Ten sam, którego treść jej brat recytował
na szczycie Diamentowej Katedry,
a który odczytał po zwycięstwie wraz z Karolem.
      Jej oczy, okryte pyłem, coś widziały.
Śmiech Szczęścia pojawił się na jej twarzy.
      Świetlista poświata okryła piękną głowę.
      Uzdrowione ciało spoczęło w Pokoju.
      Alicja Ewa spotkała się z Bogiem.
     

      W Bazylice zapanowało wielkie poruszenie.
Ojciec Święty ogłosił wszystkim obecnym,
że Błogosławiona Alicja cieszy się Niebem
i wstawia się za nami u naszego Zbawcy.
      W swym wnętrzu tonąłem w szczęśliwości;
Agata również nie hamowała radości.
Rozlewała się ona na wszystkich wokół.
      Niegdysiejsi adresaci jej męczeńskiej krucjaty
w ramach podziękowania pozdejmowali Pierścienie,
ukazując się jako mniejsze od Jeży Robaczki.
      Wkrótce rozpoczęła się Liturgia Ofiary.
      Podczas konsekracji chleba i wina,
dokonanej przez chrystusowego następcę,
usłyszeliśmy, jakby Sam Jezus przezeń przemawiał.
Prawie nikt z nas nie miał przez chwilę żadnych wątpliwości,
że naprawdę Bóg ofiarował się za nas,
że oglądamy Prawdziwe Ciało i Krew.
      A przecież przychodził podczas każdej jednej
Mszy Świętej – sprawowanej w dowolny dzień.
      Miłość, wzruszenie i świadomość Bożej Obecności
przebijały wymownie z oblicza Papieża.
Jednoczył się on z Chrystusem w tym momencie,
odczuwając największe biskupie Spełnienie.
Z jego rąk po raz ostatni krwawiły Stygmaty.
      Pod Ołtarzem, zdało się, zaświeciła poświata,
bijąca od głowy Błogosławionej. Zapewne
za lat paręnaście odbędzie się kanonizacja…
      Zebrani przyjęli do siebie Odkupiciela.
Na zakończenie Ojciec Święty zacytował
fragmenty Apokalipsy Świętego Jana:
      „[…]kto odczuwa pragnienie, niech przyjdzie,
      kto chce, niech wody życia darmo zaczerpnie.
      […]
      Mówi Ten, który o tym zaświadcza:
      <<Zaiste, przyjdę niebawem>>.
      Amen. Przyjdź, Panie Jezu!
      Łaska Pana Jezusa ze wszystkimi!”
     
Otrzymaliśmy Błogosławieństwo,
pouczeni, by z czystym sercem czekać
na Powtórne Przyjście Syna Bożego,
co do którego nikt nie wie, kiedy nastąpi.
Każdy z nas miał nigdy nie ustawać w czujności.
      Wychodzili wierni z Bazyliki do świeckiego
świata, gotowi świadczyć o zaznanej Łasce…
Ku dobrym czasom, które obecnie miały miejsce.
      Zamknęła się Kronika. Została Retrospekcja.
      Po raz ostatni spojrzałem na osobę,
którą niezmiernie mocno kochałem.
Jej oblicze promieniało w przezroczystej trumnie…
      …trumnie…
      …diamentowej…
      …pod Ołtarzem…
      …dostojnie piękne…
      …zwycięskie i dumne…
      …nieskalane rozkładem…
      …połyskujące promienistą aureolą…
      …taką jak na ikonie leżącej obok…
      …przeznaczoną do użytku…
      …na Akanium, Nigorii…
      …Bereidzie i Nihilium…
      Błogosławionej Alicji, naszej siostry.
      Zapragnąłem i ja dołączyć do grona Zbawionych.
      Dziękczyniłem w sercu Najświętszej Maryi Pannie
za to, że dawała nam Swoim przykładem
tak wspaniałą i potężną inspirację.



XXI
Dni Światła - Tom III - Memento - Część Szósta - Rozdział XXII
CÓRKA ŚWIATŁA