II
Dni Światła - Tom IV - Córka Światła - Część Siódma - Rozdział III
IV

     III
     
      Pociąg wspinał się po jednym z najbardziej stromych
podjazdów na planecie, by osiągnąć płaskowyż.
Choć technika siliła się, by pokonać przyrodę,
na niewiele jej się to zdało, gdyż dziewczyna
nie zwracała uwagi na kolej.
Jechała, aby spotkać się z Kochającym Bogiem.
Inaczej niż dotąd postrzegała tę relację:
dużo głębiej i bardziej osobiście.
      Naprzeciw siedziała milcząca Paula.
Jej nastawienie, bardziej introwertyczne,
pozwalało Ewie spokojnie rozmyślać
o sprawach bieżących, przeszłych oraz przyszłych.
      (*) Nieustannie wracam do tego, co działo się
wtedy, gdy otworzyłam się na poznanie Jana.
Zastanawiam się – jaki on jest naprawdę?
Czy będzie potrafił zadbać o nas oboje?
Czy będzie wzorem przyzwoitości?
Czy jest odpowiedzialny i pracowity?
      Przyjemnie się czułam, gdy mnie oprowadzał
i wciąż zwracał uwagę na mą osobę.
Boję się tylko tej zbytniej śmiałości,
a jednocześnie pociąga mnie to…
      Nagle w mym życiu zaczęły dziać się
rzeczy powszechnie występujące u ludzi.
Zawierzyć to muszę Wszechmocnemu w modlitwie.
Chcę należeć do Boga, Jemu służyć.
I przyjąć wszystko, cokolwiek postawi na mej Drodze.(*)
      Paula wyjrzała przez szybę na zewnątrz.
Pod kamieniami pojawił się pierwszy śnieg.
Znaleźli się już wysoko ponad taflą morza.
Drzewa skarlały, pojawiły się pola,
na których rosły sztucznie hodowane zboża.
Pola siłowe stwarzały mikroklimat,
który sprawiał, iż nie było przymrozków.
      Na Nigorii istniało coś w rodzaju pór roku,
choć w zupełnie innym znaczeniu niż zazwyczaj.
Okresowe zmiany temperatury wiązały się
z dość elipsoidalną orbitą
oraz okrążaniem aż dwóch różnych słońc.
A ruch globu w trzech osiach powodował,
że wyrównywała się dystrybucja ciepła,
więc nie występowały żadne strefy klimatyczne.
Jan nie tak łatwo sporządził swój kompas,
biorąc pod uwagę szczątkowe pole magnetyczne,
ledwo ochraniające przed promieniowaniem.
Okres orbitalny wynosił dwieście dwadzieścia
dni. Chłodna pora roku, trwająca dosyć krótko,
niedługo miała już dobiec końca.
      Zatrzymał się bolid pod niewielką górą.
      Dziewczyny wyszły zeń, idąc dalej szlakiem.
Teren, porośnięty krzaczastą roślinnością,
produkował rozległe i urocze widoki.
Ścieżka, raczej często uczęszczana,
nie sprawiała problemu dla ostrożnych niewiast.
      Paula, zachwycona, rozglądała się wkoło.
Ewa wiedziała, że jej też niewiele wystarcza,
by czuła radość życia w samotności.
      Lecz sama miewała wątpliwości.
Mocno pragnęła kochać oraz być kochana.
      –P– Chciałabym dotrzeć do odległych krain, by poznać zamieszkujących je bliźnich, ujrzeć, jak żyją oraz dzielić z nimi radości i smutki, pomagając im w ich pracy i życiu.
     
–*– Szlachetna myśl. A ja bym chciała jeszcze czegoś.
     
–P– Wpadłaś Janowi w oko. Podobasz mu się.
     
–*– Pociągam go… cieleśnie. Ja… potrzebuję kogoś. Tak sądzę. Tylko… tylko… …on jest szybki.
     
–P– Czy naprawdę chcesz tego rodzaju przeżyć?
     
–*– A ty nie? Wiem… Ty nie.
     
–P– Uważaj, byś nie skalała swojej niewinności. Zostawię cię samą; przemyśl to wszystko przed Mszą Świętą.
     
(*) Paula przyspiesza, zostawia mnie w tyle,
lecz nie odchodzi zbyt daleko. Wciąż się rozgląda.
Wkoło kwiaty ładniejsze niż w parku przy naszej
willi, zaś klimat tak dobry, że nic, tylko tu zostać.
Ale nie samej… przecież tak niewiele więcej
trzeba, by dzielić się z kimś doświadczeniem…
I podziwiać odważnego zdobywcę,

jak radzi sobie w bezludnej dziczy,
ochrania mnie i wyznacza trasę.
      Patrzę tam, gdzie spogląda Paula. Widzę okolicę,
a w niej miasta i miejsca, w których króluje rozrywka.
Tam wielu korzysta z uroków życia,
łapczywie czerpiąc zeń pełnymi garściami.
Beztrosko konsumują, co my wytworzymy,
nie bacząc na wartości, nie pracując zbyt wiele,
nie przejmując się zbytnio swoimi bliźnimi.
      Czy nie dołączyć do tamtych, opuszczając dom,
zamiast szukać trudnych dróg Sprawiedliwości i Prawdy?
Trzeba wyjść do świata. Lecz czy wtopić się weń?
Czy też przemieniać na lepsze całą swoją mocą?
      Bóg natchnął mnie, bym poszła roztropnie za Nim.
I mam taką wolę… ale coś wewnątrz mnie
ciągnie mnie do tego, co słodkie i przyjemne.
Niech przyjaciółka osiąga sukcesy duchowe.
A ja, czy zdołam dotrzymać jej kroku? W tym wszystkim
pełno jest trudu, cierpienia i wyrzeczeń.
      Czyż nie pójść już teraz, tam, dokąd tak mnie kusi
i nie szukać odtąd wyłącznie własnych korzyści?
Zawrócić i nie zdobywać nierównej góry,
cieszyć oczy horyzontem, ciało bliskością kogoś
i trwać w dumnej pysze ponad moralnością?
      Idę w bok, rzucam się w szczelinę pośród zarośli
i biegnę, szalona, porwana przez namiętność.
Słyszę z oddali, jak woła mnie Paula.
A ja jeszcze nie zadecydowałam.
Nieczystość atakuje mnie, obłędnie mnie zwodzi.
      Wtem nie czuję gruntu pod nogami!
      Ześlizgnęły się na skraj dużej przepaści.
      Jak niewiele brakowało do śmierci!
Tak łatwo umrzeć. Łatwo też zepsuć sobie Wieczność.
Życie na tym świecie kończy się kiedyś. Naprawdę!
      Kto zejdzie z trudnego szlaku prawości –
ten i tak dojdzie kiedyś do kresu,
ale trwając w ciężkim, śmiertelnym grzechu.
Zresztą w każdej chwili można opuścić świat doczesny.
A więc to wszystko jest na poważnie.
      Jaka jestem wdzięczna, że Bóg mnie wybawił!
I w ogóle, że trwam, że mnie kiedyś poczęto.
Życie me należy do Boga, On nim włada.
Niech włada w pełni, ja się Mu poddaję.
      Dokąd, Panie mój, mnie zaprowadzisz…?
Odczuwam przed czymś lęk… Doczesność kiedyś się skończy…
Wiem już, że może to nastąpić w każdym momencie.(*)
      Odnalazła zatroskaną przyjaciółkę
i razem dotarły do kaplicy górskiej.
Ewa postanowiła mieć czyste serce,
a Paula ochoczo jej zawtórowała.
Teraz obie modliły się przed nabożeństwem.
      Nigorianie, którzy przybyli tutaj z daleka,
wypełniali świątynię na całą szerokość.
Co miesiąc przybywało nowych wiernych.
Budynek wzniesiono dawno temu z drewna.
Ozdoby, ukazujące różnych Świętych,
przedstawiały też Błogosławionych kosmonautów
oraz żyjących dawno temu pobożnych władców,
których głowy często ozdobiono koroną.
      (*) Dobrze, że pozwolono tutaj Chrześcijanom na kult.
W innych systemach tak mało jest Miłości wobec nas.
Czy pochodzę stamtąd, czy też z Nigorii?
Nasz elitarny dom jest „między-układowy”.
Skupia sieroty z różnych gwiezdnych państw.
Przez to tak bardzo różnimy się wyglądem zewnętrznym.(*)
      Skorzystała z nadzwyczajnej możliwości Spowiedzi.
Wyszła z niej pogodna. Otrzymała pouczenie,
aby starać się modlić, gdy jest się kuszonym.
Ważne też, by nie ustawać w wewnętrznej walce
i dać Bogu przemieniać serce, które targane jest

namiętnościami, mogącymi prowadzić do zła.
      (*) Wybieram Drogę do Zbawienia, pragnę nią kroczyć,
nie chcę zatracenia w złu. Pan wie, co dla nas Najlepsze.
Zależy mi na rzeczywistej Wolności
w Chrystusie. Nie z przymusu ani z niewoli,
a z tęsknoty za Dobrem, które jest z nią związane.
Zostawiam „starą” siebie, „umarłą” nad urwiskiem
i daję odrodzić w sobie nową Bożę Łaskę.
      Prawda, Miłość, Piękno, Dobroć, Mądrość, Wierność, Świętość
są odpowiedzią na wszystkie pokusy świata.(*)
      Zobaczyła w szklanym witrażu własne odbicie.
Była tam bardzo piękna niewiasta…
Z jej twarzy pałało promienne ciepło,
a z sylwetki heroizm i gotowość poświęcenia.
      Zachciała, by Bóg zawsze ją taką postrzegał:
empatyczną, wytrwałą, niewinną wobec Niego.

       
     

II
Dni Światła - Tom IV - Córka Światła - Część Siódma - Rozdział III
IV