VI
Dni Światła - Tom IV - Córka Światła - Część Siódma - Rozdział VII
VIII

     VII
     

      Krótki czas bez słońca sprawił, że okolica
skrywała się w półmroku granatu nieba.
Śmiało przechodzili największą ulicą,
przebywając we troje w wielkiej metropolii.
Przechodniów, których tutaj napotykali,
spowijała nieukrywana bezduszność.
Nie szczędzono przybyłym oznak pogardy w spojrzeniach,
zapewne ze względu na to, jak wyglądali.
      Norbert niósł Krzyżyk na szyi, eksponowany,
Elżbieta owinęła głowę chustą,
zapewne po to, by nikt nie poznał jej z daleka,
Ewa uczesała się, uwypuklając kolory
swoich włosów. Chociaż wśród mieszkańców tego miasta,
posiadającego port kosmiczny, zdarzali się
jeszcze bardziej ekstrawagancko prezentujący się
ludzie, to właśnie na przybyszach z prowincji
dziwnie skupiała się cała uwaga.
W końcu Norbert postanowił ukryć Symbol Wiary.
      (*) Dlaczego to uczynił? Nie wiem. Ale gapie
pożerają nas wzrokiem – bezczelnie i złośliwie.
Okazują bardzo mało przyjaźni i innych
dobrych uczuć. Może to kontakt z przyjezdnymi z portu
przemienia ich tak, że zachowują się nagannie.
Jakże więc musi być na zewnątrz, na innych ziemiach?
Oni wszyscy potrzebują duchowej pomocy.
Na Elżbietę z Norbertem nie zwracają już uwagi,
za to zerkają na mnie podejrzliwie.
Czy stale nad tą rudością w bieli będą się głowić?
A zatem krajobraz majestatycznych fiordów
nie wzbudził w nich wrażliwości na przebłyski piękna.(*)
      –Ludzie– Patrzcie, jaki dziwoląg. To może nawet ta, która oszalała na pewnym zad[…]u w lesie.
     
–Inni– No, mówi się, że coś tam kogoś nawiedziło.
     
–Inni– Jakąś szwaczkę. To ona? Się ufarbowała!
     
–Inni– Dużo się gada o tych Chrześcijanach. To chyba ona. Zrobiła sensację na ich spotkaniu. Poza Ligą zakazują tego wszystkiego. Mogliby u nas. Zbyt dużo ich tutaj.
     
(*) Jak niesprawiedliwie mnie obmawiają!
Dobrze, że nie jestem bezbronna, że mam „obstawę”.
      Musiałam wtedy mocno zwrócić na siebie uwagę,
skoro tak daleko o tym rozpowiadają.(*)
      –E– Ewo, przysięgam, że to nie moja sprawka. Nikt nad tym nie ma kontroli, wierz mi.
     
–*– Wierzę. Pewnie wszystkich się tu tak obgaduje. Nie ukrywaj się tak przed ludźmi. Dlaczego schowałaś włosy? Czy chodzi tylko o unikanie wzbudzania pożądliwości u młodzieńców?
     
–N– No właśnie, te włosy są takie atrakcyjne. Lubię ją w nich.
     
–E– Och, Norbercie…! A ty, Ewo, skąd wiesz, że się ukrywam? Co do plotek, nikt ostentacyjnie nie obmawia Chrześcijan. Są raczej przemilczani. Ty naprawdę jesteś mocno kojarzona przez ludzi.
     
Rozmowę przerwała prowokacyjna parada,
w której brali udział agresywni młodzieńcy.
Ustępowali im z drogi wszyscy słabsi.
Tamci obrzucali ich wyzwiskami,
a wszystkie z nich cechowała głęboka pogarda
dla tego, co choć trochę uduchowione
albo nawet zwyczajnie głębokie.
Narcystycznie afirmujący się postawą mięśni,
nawoływali do wojny z tym, co szlachetne.
Zapewne nie pochodzili ze spokojnej Nigorii.
      (*) To już nawet nie oziębłość ani ignorancja.
Pociągam za sobą moich towarzyszy,
by ukryć wszystkich w zaułku prostopadłym do drogi.
Elżbieta okazuje głębsze zaniepokojenie.
Skręcili!
Ktoś z nich postanowił zboczyć tam, gdzie my.(*)
      –Oni– Patrzcie jakie […]! Jak się wystroiły, jakby nie z tej epoki. Na co im to, lepsze są rozebrane!
     
–Oni– A ten chłoptaś ma je obie. Jak branki na wojnie. Popieprzeni Liganie, jak ci z Oceanicznej. Ale ja mam dużo więcej.
     
Norbert odwrócił się i zatrzymał.
Choć bał się, wyciągnął z kieszeni Krzyżyk.
      (*) Obroni nas? Odważny jest. Zrobi to dla Elżbiety.
Ale ona próbuje go powstrzymać.
Wysyła wiadomość przez komunikator.
Zdejmuje chustę, zwraca głowę wzwyż.
Czuję, że liczy na coś… O co chodzi?
      Te gbury są już coraz bliżej. Dogonią nas.
Ona mi mówi, żebym uciekała.
Mam wstąpić do pobliskiego budynku, pod dach.
Zrobiłam, co chciała. Dlaczego Elżbieta tu rządzi?
A Norbert? On nie daje za wygraną.
Atmosfera robi się coraz bardziej nerwowa.
      Po co wraz z nimi przyjechałam?
Wszyscy ściągnęliśmy na siebie kłopoty.
      Słyszę dźwięki: jednostajne, miarowe.
Za drzwiami odbywa się jakaś zabawa.
Otwieram je, jest strażnik, może nam pomoże.
Chętnie podchodzi, wpatrzony w moją sylwetkę.
Pokazuję na napastników, on wyciąga
podręczną broń. Elżbieta nagrywa ich na kamerze.
Nie patrzy w to miejsce, w którym stoję.
Z jakiegoś powodu unika tej strony,
starając się jakby ignorować moją osobę.
Tamci też wyjmują jakąś broń, lecz cofają się.
Norbert występuje przed Elżbietę.
Po chwili ona mocno go ściska.
Zasłużył na jej szacunek. Mnie on też pociąga…
Długo nie chce opuścić jej objęć.
      Ochroniarz zaczyna się do mnie przymilać.
Mówi, że mamy przepustkę do lokalu w podziemiach.(*)
      Pozbierali się i wstąpili do wnętrza.
Choć mieli pojawić się gdzie indziej,
skorzystali z tego zaproszenia.
      Muzyka, która wprawiała w lekki trans,
zachęcała, by zapomnieć o codzienności.
Wielu dało się jej porwać, bez żadnych ograniczeń.
Na jedną kobietę przypadał jeden mężczyzna.
Żaden jeden nie konkurował tutaj z drugim.
Każdy młodzieniec dostał tu, czego oczekiwał;
dziewczyny nie miały nic przeciwko,
gdy ocierano się o nie pożądliwie,
gdy śmiały dotyk wędrował w te okolice,
które obojgu dostarczały przyjemności.
      Smutno się Ewie zrobiło na tę pseudomiłość –
w pożądliwej, egoistycznej postawie
redukowano bogactwo osobowe ludzi.
      (*) Nie wiecie, ile tracicie, o niewiasty!
Nie doświadczacie głębszej satysfakcji
z bezpieczeństwa, dobroci, wierności i przyjaźni.
Ja przeżywałam to jedno moje spotkanie,
żyjąc nim i czerpiąc zeń przez całe dwa dni,
kilka zmierzchów i świtów,
w pracy i w odpoczynku…
a tu bez tego spoufalają się tak prędko.
      Co widzę! Norbert znów obejmuje Elżbietę,
trwają tak obok mnie bardzo blisko siebie.
Ona rusza bujną czupryną – kokietuje go,
on wtula nos w platynowe piękno.
Obronił ją… przynajmniej próbował.
Wykorzystuje ten fakt, by podbić jej serce.
      Nie, poczekaj, nie toń jeszcze w swych zmysłach.
Rozumiem, że nie potrafisz się im oprzeć, wytrwać,
ale jeszcze niedawno śpiewałeś pieśń,
opiewającą Czystość w relacji narzeczeńskiej…
A teraz dajesz się ponieść namiętnościom.
A tobie, zagubionej, naprawdę się to podoba…?
      Ojej, ktoś położył rękę na mym biodrze.
To ten ochroniarz przyszedł właśnie do mnie.
Na co on liczy!? Konsumuje mnie jego wzrok.
Tak przyjemnie jest podobać się po tylu obelgach,
jakie usłyszałam, idąc do tego miejsca…
Próbuje delikatniej ująć mnie silnym ramieniem.
Odwracam się i bronię pomimo przyjemnych doznań.
Cofam się do Elżbiety i Norberta.(*)
      –*– Uszanuj mnie. Przecież powinno tobie bardziej zależeć na mnie niż na własnej żądzy…
     
–On– Ochroniłem cię dzisiaj. Dziwnie się zachowujesz. Inaczej niż zwykłe dziewczyny.
     
–*– Kieruję się tym, co duchowe, nie tym, co wyłącznie zmysłowe. I jestem wymagająca. Zostaw mnie w spokoju, proszę.
     
–On– Niech ci będzie. Szkoda. Patrz, śmieją się z ciebie. Różnisz się od innych. To mnie intryguje. Polecam tobie spróbować tego, co oni. O, twoi przyjaciele właśnie to zrobili.
     
Ewę przeszło zgorszenie, gdy jej oczy ujrzały
Norberta całującego tańczącą z nim
Elżbietę, nie reagującego
na to, co działo się tuż obok niego.
Ochroniarz już sobie poszedł, głęboko zamyślony.
Z daleka obserwował samotniczkę szlachetną,
która zrozumiała, kto tak naprawdę jest samotny.
Ci wszyscy, którzy nie nawiązali relacji
opartej na Prawie Bożym, na Miłości,
na Prawdzie, na wzajemnym zaufaniu,
nie idącym w parze z bezwstydem śmiałości,
która przyzwala na to, na co nie jest się gotowym,
by dać czerpać nie-w-pełni z tego, co ma być pełne.
Tylko Małżeństwo ma tyle, ile potrzebne
ku temu, by dwoje oddało się sobie wzajemnie.
      (*) Bez Boga nie można niczego dobrego uczynić,
bez Niego tak naprawdę pozostaje jedynie grzech,
który mami tym, co rzekomo pożyteczne,
a tak naprawdę szkodliwe. Zwodzące w zakłamaniu.
Ci niewierzący, którzy nawet czasem
zdobywają się na ograniczenie zła,
i tak działają z Bożej inicjatywy,
która wyryła w sercach Prawo Naturalne.
Szkoda, że są też i tacy na tyle zatwardziali,
że nieustannie zagłuszają ów głos sumienia.
      Co się dzieje? Do Elżbiety podchodzą jacyś ludzie;
ona udaje, że przypadkowo zna Norberta!
Znów ostentacyjnie mnie ignoruje.
Musi mieć w tym jakiś cel, ta… agentka.
      Jeśli to czyni dla mego bezpieczeństwa…
tym bardziej wydaje mi się to podejrzane.
Nie wiadomo, w co ją uwikłali.
      Zostawię cię z nimi, błądząca panno w czerwieni.
I tak, jeśli zechcesz, znów ujrzymy cię we wspólnocie.
Norbercie, pójdź ze mną, nie opuszczaj Korzeni,
które nie zdążyły w tobie na dobre wykiełkować.
      Ostatni raz daję znać jasnowłosej,
że wybaczam jej nieszczere zachowanie.
Odpowiada ukradkiem – przeprasza mnie w swych oczach.
      Wraz z Norbertem zmierzamy spokojnie do wyjścia.(*)

      Norbert wsiadł do pociągu. Całą drogę szlochał.

       
     

VI
Dni Światła - Tom IV - Córka Światła - Część Siódma - Rozdział VII
VIII