XVI
Para dwojga przechadzała się bulwarem
wyżłobionym w lodzie pośród kopców śniegu.
Choć chłodny powiew smagał ich twarze,
obydwoje mieli odkryte głowy.
Z atrakcyjności Ewy nie znikł żaden szczegół.
A Michał nie wahał się patrzeć nań z upodobaniem,
nie dając się jednocześnie pochłonąć tym zajęciem.
Ona odnajdywała się w tej naturalności,
będąc ufna, że jest opanowany.
Żaden dyskomfort ani lęk nie zajmowały
jej umysłu. Czuła się dobrze w jego obecności.
Mówił cały czas. Lecz gdy tylko czynił spostrzeżenie,
że ona nie nadąża za jego wypowiedzą,
pytał ją, czy nie przerwać monologu.
Gdy sama dzieliła się swoim życiorysem,
on słuchał uważnie, na ile potrafił,
jak dziewczyna otwiera przed nim swoją przeszłość.
Wiedziała, że niekoniecznie go to ciekawi
i że nie pojmie wszystkiego z jej kobiecości.
Niedługo mówili już naprzemiennie.
Taka forma najbardziej odpowiadała obojgu.
Przy tym wiele żartowali, marzyli
oraz przeżywali wspólnie spędzone chwile.
Nie ominęli oczywiście tematu Wiary.
Opowiadała mu o Nigorii i o wspólnocie,
o paradoksalnie względnie dużej liczbie kościołów
w porównaniu do gantoriańskiej duchowej pustyni.
On wspomniał, że tutaj tak wiele jest ochrzczonych,
że policzyć ich wszystkich naprawdę nie sposób.
Całe miliardy, ale mocno rozproszone –
niezauważalny odsetek populacji.
Ucieszył się, że ponad trzydzieści procent
na Nigorii jest ochrzczonych – a tu aż sto razy mniej.
Nie przekonywały Ewy liczby.
Nie myślała wcale tymi kategoriami,
choć potrafiła docenić to u innych.
Nie zawiódł się jej niechęcią do nauk ścisłych,
wierząc, że w inny sposób pojmie ona tę samą treść.
Wyznali wspólnie, że Bóg jest nad tym wszystkim
i każdego posyła według Swojej Woli,
wyposażając w sposób odmienny obie płci –
stosowne do właściwych im powinności.
(*) Jak on mnie szanuje! Czuję się przy nim pełniejsza.
Odmienność moja wcale nas nie rozdziela,
tylko tym bardziej pociąga… Jakie to piękne.
Nareszcie czuję, że komuś na mnie zależy,
i to wyjątkowo. Niech ten stan trwa i trwa, i trwa.
Nie rozstawajmy się nigdy w przyszłości.
Mam nadzieję, że Opatrzność tak chce.
Nie bez powodu zeszły się nasze Drogi.
Masz dla nas, Panie, jakiś szczególny Plan?
Z lubością oczekuję tego, by go poznać.
Przyjmę wszystko. Nawet cierpienie. Zdaję się na Ciebie.(*)
Dotarli nad wielką lodową szczelinę.
Stanęli na moście, który wznosił się ponad otchłań.
Rozmawiali, oparci o balustradę.
Śmiałe słowa odbijały się tu echem,
aż zaczęli przyglądać im się inni Gantorianie.
Rozprawiali o poznawaniu Chrystusa w Prawdzie,
o Zbawieniu, o tym, że Życie nie przeminie,
o tym, że Michał przeczytał całą Biblię,
o tym, jak zrozumiał w pełni rolę Kościoła,
który jest Święty i o tym, że Sam Bóg
Obecny Jest w Sakramentach, dających Zbawienie.
Wtem podszedł do nich jeden z okolicznych słuchaczy
i zapytał o egzemplarz Słowa Bożego.
Bez namysłu spełnił Michał jego prośbę i dał mu
to, czego szukał, a ten był pod wrażeniem.
(*) W tej chwili staję się naocznym świadkiem
postępującego pochodu Ewangelii.
Jakaś Łaska zstąpiła na obecnych,
gdyśmy publicznie wyznawali Wiarę.
To tak pośród ludzi rozszerza się
Boża Miłość i poznanie Prawdy.
Jakie to wspaniałe, gdy działamy w Panu
i przez nas inni ludzie otrzymują Świadectwo.
Dobrze, gdy z Miłości bliźniego wypływają Łaski.
Właśnie teraz powiem Michałowi o tym,
co nurtuje mą duszę od jakiegoś czasu.(*)
Poczekała, aż odeszli świadkowie rozmowy.
–*– Chciałabym zmieniać ten świat. Aby był po Bożemu. To, co przed chwilą się wydarzyło, gdy ten człowiek odnalazł Drogę do Zbawienia, było tym, czego najbardziej pragnie moja dusza. Miłości. Miłości uczynnej.
–Mi– Ja też uważam, że zostałem posłany.
–*– Chcę, byśmy czynili to razem.
–Mi– Ja… bardzo pragnę, byś nie rozstawała się ze mną. Potrzebuję… ciebie. Muszę ci wyznać, że podobasz mi się niezmiernie i przez to z trudem przychodzi mi prosić cię o to.
–*– Dziękuję, Michale. Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci moja osoba?
–Mi– Nie… tylko, widzisz, na tym świecie są także uczucia. W tej sytuacji nawet wyjątkowo silne. Choć może sobie z tym jakoś poradzę z Bożą pomocą…
–*– Nie gaś w sobie tego, co najpiękniejsze. Kontroluj tylko emocje, by nie popełnić żadnego błędu.
–Mi– Przebywanie razem może być niebezpieczne…
–*– Niech Bóg nas prowadzi… przyjacielu. Ja jako sierota nie otrzymałam odpowiedniego wychowania; może ty pokieruj tą znajomością. Póki co, traktuj mnie jak siostrę.
–Mi– Niech ci będzie. Mam dosyć tego zepsucia w świecie. Czas na zmiany. Rozproszeni Chrześcijanie stali się bardziej aktywni. Ja sam dołączyłem do ich dzieła misyjnego.
–*– Pomogę tobie. Ja sama również podjęłam taką decyzję.
Potężne budowle piętrzyły się nad śniegiem.
Zarastały jednym murem prawie całą powierzchnię.
Tysiące tysięcy tysięcy tysięcy bliźnich
oczekiwało na przebudzenie z ateizmu.
Nad nimi garść rządzących walczyła z wierzącymi,
lecz powszechne łaknienie wolności
rzucało wyzwanie wobec totalitaryzmu.
Coś musiało kiedyś przetasować elity
i wymienić na przyjazne Bożemu Porządkowi.
Ewa nie zapomniała w tym czasie o Elżbiecie.
Do jej głowy zaświtał niemal szalony pomysł.
Sekretnie odwiedzi znajomego Proroka…
A potem Paulę i innych znajomych.
Wybiegała marzeniami w Czas Wielkanocny.
A potem… Bierzmowanie? …Odwiedzi Świętą Ziemię???
Znienacka Michał otworzył przed Ewą wielkie wrota
skarbnicy upragnionej wiedzy: opisywał
– jak tylko najlepiej potrafił – Oceaniczną.
Im dłużej słuchała, tym bardziej się dziwiła,
że jest jakieś miejsce wspanialsze od Nigorii.
Wyobrażała sobie, że tam się urodziła…
Cieszyła się, że będzie wspólnie pracować,
gdyż najbardziej potrzebna była jej Miłość…
–Mi– Miłuję cię, Ewo.
–*– Miłość zmienia ten świat… i nas samych.
Uśmiechnęła się doń kochana rudoblondwłosa.
|