XVIII
Ewa siedziała w kościele obok Michała.
Byli wraz z Paulą na Nabożeństwie Wielkopiątkowym,
prowadzonym przez przyjezdnych Kapłanów,
wśród których nie zabrakło i Gustawa.
Budynek z trudem mieścił okolicznych mieszkańców.
Na Nigorii zaczęło się już narzekanie
na skromną, ciasną i niską zabudowę,
gdyż od niedawna przybyło wierzących.
Słuchali uroczyście Męki Pańskiej.
Wydarzenia spod Krzyża zapadały w pamięć,
angażując serce oraz intelekt. Nawet Norbert,
obecny tam – jak i inni ze wspólnoty –
przeżywał dogłębnie wspomnienie Śmierci Zbawiciela.
Poruszenie cierpieniem Chrystusa sprawiało,
że łzy same wstępowały na oczy.
Nie zabrakło tu także i Jana.
A więc grono przyjaciół znów się spotkało,
tym razem celebrując zbawienną Mękę Mesjasza.
Nieobecna była jedynie Elżbieta.
Po Świętach mieli się jednak rozstać.
Wraz z Michałem przyjaciółki z dzieciństwa
leciały na podbój Wszechświata, na Gantorię.
Jan chciał zostać ze swoimi na Nigorii.
Także jego dziewczyna, którą niegdyś poznał,
nie planowała niczego szukać we Wszechświecie.
Norbert zaś rozważał, czym będzie się zajmował.
Ksiądz Gustaw wygłaszał kazanie o męczeństwie.
Poruszeni byli tym tematem na Wielki Piątek,
bowiem odnosił się jakoś do Chrystusowych Ran,
które Ten poniósł, by nas wykupić z niewoli
grzechów. Ewa ze słodyczą słuchała zachęty,
by samej być gotową na opuszczenie
świata doczesnego, gdy Bóg wezwie
do tej Łaski – do zostania Świętym.
Nawet jeżeli wydaje się, że jest bezpiecznie,
zawsze przecież mogą nadejść prześladowania.
Równocześnie Ewa i Michał spojrzeli na siebie.
Wyraziło to więcej niż długa rozmowa.
Przypomniała sobie o tamtej niebezpiecznej przepaści,
gdy znalazła się tak blisko śmiertelnego upadku.
Ich dusze należały najpierw do Boga,
dopiero potem miały znaczenie ich własne plany.
Po tym geście woleli milczeć aż do końca dnia.
I dziękować Opatrzności, że się jednak poznali.
(E) Gdzie jesteś, Ewo? Ja właśnie przygotowuję się
do Sakramentu Chrześcijańskiej Inicjacji.
W zupełnym ukryciu tak ciężko jest przeżyć,
nie mam już dostępu do licznym kontaktów.
Nie potrafię czegokolwiek dokonać,
gdyż, namierzana przez szpiegów, panicznie się boję.
Czuję się bardzo osamotniona.
O, właśnie nadchodzi wiadomość z audiowizji.
Zaszyfrował ją Ryszard w programie publicznym.
Wyłapuję ze słów pojedyncze litery.
Czytam… On to zrobił! Zrobił to!! Uległ mej namowie!
„Załatwiłem […] antropomodelce […] […] Oceanicznej. […] […] […] ochroną. Tylko […] w kościele […] spokojnym kraju z dala od […] ich niejakiego Papieża. […] żadnych rozmów. […] […] turystycznym. […] […] […] Poza tym wiemy coś o niej… […] Obawiamy się tego. Więcej dla ciebie nie […] […]. Sama odnajdziesz prawdę o niej. […] Lepiej szukasz źródeł niż ja. Nie wychylaj już nosa. […] […] […] […] sobie sama i żyj cicho, agentko. […] Mam już kogoś innego, niezła… […].”
Dobre i to. Jak ja ją powiadomię?
Może pomodlę się o boską interwencję.
Przecież są Święta. Co ja mówię! Ach… Nadal wątpię.
Dziękuję, Ryszardzie. Choć raz nie byłeś podły.
A tobie, Ewo, tak bardzo gratuluję.
Przełamiesz „tabu”, choć tylko troszeczkę –
jako pierwsza „turystka” spoza Oceanicznej.
Czy Sol Centralis mają odwiedzać tylko „dozorcy”?
Coś się dzieje… Za oknem parafii coś ląduje.
Roztapiają lód. Nie wiedzą o nim ci ludzie??
Już chyba po mnie. Nigdzie się nie uchronię.
Jest tuż za oknem!!! Coś wybija szybę.
Spoglądam mimowolnie na ścienne lustro.
Zgwałcą mnie i uwiężą – żegnaj, mój wyglądzie…
Jaśnieję w półmroku śnieżnobiałą skórą.
Ryszardzie, kłamałeś… Wcale mnie nie wyzwoliłeś.
Zostały chwile. Nie doczekam Chrztu Świętego.
Biegnę do Kapłana. Nie uda się. Agent mnie dorwie.
Obracam się. Na dziwnym kwiatku mknie coś ciemnego.
Tracę przytomność… Czarne… futerko… tuli się… do… mnie…(E)
|