V
(Do) Zachęcasz swą postawą do działania:
oto, gdy Michał przekonał się co do posiadania
rodziny, ty odkładasz plany osobiste,
by działać uczynniej na rzecz innych ludzi.
Nie zdajesz sobie sprawy o wielkim skarbie,
który to, ukryty, czeka na ciebie,
skoro podjęłaś tę szlachetną decyzję.
I to jest właśnie najważniejszym wydarzeniem,
nie jakieś tam mające nadejść doczesne sensacje.
To, co sam przeżyłem, wyczerpało już wszystko.
W tobie jest nowość, w tobie jest przyszłość.(Do)
Spotkali się w gronie najbliższych znajomych.
Ewa, Paula i Urszula z dziećmi – z jednej strony,
a z drugiej – Michał, mający im przewodzić.
Przygotowali niewielkie broszury,
w których zawarli najistotniejsze wskazówki,
co czynić, gdy dana osoba się nawróci.
Jego pomysł, stawiający na organizację,
miał umożliwić im bardziej skuteczne działanie.
Nie chcieli pozostawiać ludzi osamotnionych
w nieprzychylnym świecie ich otaczającym,
lecz każdemu dać tyle wsparcia, ile można było
a niektórych zachęcić nawet do współdziałania.
W ten sposób mieli wywołać reakcję łańcuchową
i mocniej wpłynąć na zastaną rzeczywistość.
Seledynoonoka mimowolnie odwracała
uwagę Michała, patrzącego na narzeczoną.
Lecz ona nie chciała mu przeszkadzać,
próbowała więc zachować stosowną powagę.
Bez żadnej intuicji dostrzegał w niej odmianę.
Gdy poznawał Ewę, mniej dojrzałą się zdawała.
Prędkość jej niedawnej metamorfozy
wprawiła go w zdumienie oraz podziw.
(E) Dowiaduję się dużo nowych rzeczy.
Obecna jesteś w mediach, często cię tam widuję.
Co się takiego stało z twoim studiem?
Zmieniło adres… Tak długo go poszukiwałam!
Konkurencja już wysłała mnóstwo przedstawicieli;
próbują cię przejąć jako współpracownika.
Doprawdy, już jesteś bardziej sławna niż ja.
Z wyemitowanych obrazów aż tryska Dobro
i dzięki waszym występom staje się popularne.
Wraz z tą ciemnowłosą matką posiałaś zamęt.
Tu i tam upubliczniają się za tobą
kolejni, dotychczas ukrywający swą Wiarę.
Aż dziw bierze, że odbyło się to tak prosto.(E)
(*) Jeżdżę od stacji do stacji miejską koleją.
Rozmawiamy z losowo wybranymi podróżnymi.
Michał mówi, że dotrzemy do większej „ilości grup”.
Pewnie się nie myli, ale takie to suche.
Czy znaczenie mają tylko coraz to większe liczby?
Ci bezosobowi wybrani – tak lekko
rozmawia się z nimi, ale ciałem, nie duchem.
Traktują nas jak zwykłych sekciarzy,
jak przedstawicieli handlowych, jak lobbystów,
jak kogoś, kto zachęca ich wprawdzie do czegoś,
ale czyni to z powinności, a nie z głębi serca
i nie dość mocno nawet się poświęca.
Mówisz mi, kochany, że to też ma sens,
że nawet w ten sposób trzeba postępować,
ażeby sprawnie wykorzystać cenny czas nam dany.
A tam gdzieś stoi nie wybrana przez nas osoba.
Ktoś odziany jak koledzy po fachu Elżbiety.
Tak, to jemu dam Pomoc, podzielę się Ewangelią,
zapierając się siebie i poskramiając lęk.
Rozpoznajesz mnie… Znasz mnie. Śledziłeś mnie nawet!
Panie mój, chroń mnie przed przedwczesną śmiercią,
która może mnie spotkać z jego ręki.(*)
–Agent– Czego chcesz ode mnie, wywrotowy elemencie? Twoje dni są już…
–*– Przybyłam do ciebie.
–Agent– W naturze jesteś nawet ładniejsza niż na tych pokazach.
–*– Oglądałeś wtedy to, co teraz przekażę tobie osobiście.
–Agent– Hej, a nie jest was przypadkiem za dużo, wy religijni reakcjoniści? To już nie jest jakiś tam folklor. Macie przestać! Ostrzegam cię, antropomodelko. Dowiadujemy się właśnie, kim jesteś i skąd pochodzisz… Tylko po co ja to mówię?!
–*– Szczerość to skarb. A ja wiem, że w głębi serca chcesz być dobrym człowiekiem. Podoba ci się to, co głoszę. Czuję… że bardzo chciałeś właśnie po to mnie szpiegować, by mnie spotkać i z bliska doświadczyć tego, co czuję wobec was, zagubionych.
–Agent– I co ty możesz ze swoją pogardą dla ateizmu i z nienawiścią do nas?
–*– Niewiarę traktuję jako problem, który trzeba przezwyciężyć. A was chcę miłować, a nie nienawidzić. Ciebie też.
–Agent– Rozbrajasz mnie. Jesteś naprawdę niesamowita. Odgadujesz myśli, jak nikt inny. Jeśli jednak zgadniesz, czego pragnę, to zostawię cię w spokoju, a jak nie, to…
–*– Weź ode mnie ten folder.
–Agent– Dajesz to mnie, tajniakowi!?
–*– Pokaż tylko tym, którzy też pragną poznać Prawdę, jak ty.
(E) No, nareszcie udało się założyć ten podsłuch.
Wielu informatorów chętnie ze mną współpracuje.
Pociąga biedaczyska mój nowy wizerunek.
Nie macie na co liczyć. Ja teraz służę Bogu.
Choć w sercu znów pojawia się wiele nieczystych pokus…
Lepiej niech nie kieruję się zepsutym otoczeniem,
niech nie patrzę na nie, na to, co niedoskonałe,
niech zostanę prawdziwą Chrześcijanką, przecież chcę.
Co my tam mamy? Ewa rozdaje ulotki!
Czy już zdobyli jej egzemplarz? Udało się im?
Czy ona wie, na co się porywa?
Muszę ją odnaleźć. Jeszcze dzisiaj. Jeszcze dzisiaj!!(E)
Paula zaaranżowała wieczorne spotkanie.
Zaprosiła tych, którzy zapragnęli przekonać się,
czym jest Prawdziwa Miłość. Miało się odbyć
w hangarze obok portu kosmicznego.
Pomieszczenie mogło pomieścić bardzo dużo chętnych.
Wystąpili na podwyższeniu całą ósemką.
Zebrało się więcej gości, niż myśleli.
Czworo dorosłych oraz czwórka dzieci,
a w dole zupełnie wymieszany przekrój
najprzeróżniejszych ludzkich charakterów.
Także przedstawiciele firm reklamowych,
badacze antropologiczni i dziennikarze
znaleźli się tam, zapewne z powodu Ewy.
I jeszcze jakieś grupy osób niezaproszonych
o nieznanej nikomu intencji przybycia.
Aby zwrócić na siebie uwagę,
głośno krzyczeli, aż dopuszczono kogoś na podium.
Ów wyraził swoje nie-konserwatywne poglądy.
Miłość oznaczała dlań „swobodę seksualną”.
Wypowiedź wywołała głośny wiwat,
zupełnie nie po myśli organizatorów.
(E) O, jesteś, Norbercie! Skąd się tu wziąłeś?
Nie poznajesz mnie? Kiedyś się we mnie kochałeś.
Opuściłeś bezpieczną Nigorię.
Czyżbyś pragnął dać wsparcie misjonarzom?
Masz broń. Pamiętam, jak nas ratowałeś…
Wychodzisz z lądownika i zmierzasz ku zgromadzonym.
No, wreszcie. Ze zdumienia przecierasz oczy.
To ja sama mam objąć ciebie na powitanie?
Mówisz, że Prawda również dotarła do ciebie.
Będziesz pomagać przyjaciołom. Ja też, wiedz o tym.
Idziemy prędko; mówisz, że zaraz coś się stanie.
Usłyszałeś przy lądowaniu „o niebezpieczeństwie”.
Jacyś wojskowi zmierzają w tę samą stronę, co my.
Ja z Norbertem wejdę od przodu a oni od tyłu.
Co za niespotykany zbieg okoliczności!(E)
(*) Boże, ratuj, stało się coś złego.
Zebrani słuchają zagubionych hedonistów.
Wszyscy wrzeszczą donośnie, że miłość to synonim „seksu”.
Nie poznali jeszcze wspaniałej Cnoty Boskiej.
Michał napomina o przywrócenie porządku.
Paula próbuje mówić o naszych wartościach.
Urszula tłumaczy, w czym tkwi sedno ich błędu.
Pokazuje dzieci jako owoc twórczej Miłości.
Widzę go, to on, to ten z kamerą.
On to podjudza zebranych przeciwko nam.
Nawołuje do zła, tryska agresją.
Przestrzega wszystkich przed „wpadaniem w dewocję”.
To on musiał zaprosić tu tych wywrotowców.
Nie udało się – każdy wybiera własną drogę.
Urszula mówi, że Bóg dopuszcza czasem porażki.
Tym bardziej będziemy polegać na Nim,
przekonani o własnej słabości.
Ogarnia mnie tak straszne zgorszenie,
gdy patrzę na powszechniejące zepsucie, perwersję.
Obnażają się, całują i dotykają
bez cienia wstydu, bez wierności małżonkom.
Część prawych prędko wychodzi. Hedoniści ich gonią.
Mówię Michałowi, że sami musimy uciekać;
niech dzieci Urszuli tego nie oglądają.
Przyłączają się do nas ludzie dobrej woli.
A pośród nich… Norbert i Elżbieta!(*)
–E– Norbert oglądał ciebie w audiowizji. Zdobywał informacje o was. Odkrył podstęp ze strony waszego kamerzysty, który występował publicznie, mówiąc o tobie złe rzeczy i nawoływał do buntu przeciwko wam.
–*– Myślałam, że zdradził mnie agent, z którym dziś rozmawiałam.
–E– Nie, to nie on. To ten, o którym mówię. On też okazał się agentem.
Zgromadzenie otoczyła policja.
Elżbieta poprowadziła uciekających
na spotkanie ze swoim informatorem.
Zdumiała się Ewa, przyjrzawszy mu się z bliska.
To był ten sam, z którym jechała pociągiem…
Pomógł im przedostać się przez kordon przeciwników.
Szesnaścioro uratowało się od aresztu.
W tym powołani właśnie misjonarze w liczbie sześciu…
Rejsowy statek zawiózł ich na Nigorię.
Potroiła się liczba pracowników
najpopularniejszej świeckiej misji w Kosmosie.
|