XXI
(*) Jak cudowne było spotkanie z Ojcem Świętym!
On sam bardzo cieszył się z naszego przybycia.
Ujrzałam Następcę Chrystusa, Pasterza,
który prowadzi cały Kościół Powszechny.
Mówił, że dość już tego ukrycia
w kierowaniu wiernymi w krajach ateistycznych.
Odtąd jawnie miał mianować członków duchowieństwa,
nie musząc obawiać się wrogich reakcji władzy.
Piękne wspomnienie, zapadające w pamięć…
Lecz, mając już za sobą to wydarzenie,
myślę teraz o czymś zupełnie innym.
Moja rodzina jest gdzieś na tej planecie,
lecz poza terytorium Państwa Kościelnego.
Puszczałam oko prosto w kamerę,
gdy na audiencji kręcili nagranie.
Niech ktoś dostrzeże rysy mojej twarzy;
może rozpozna we mnie swoją krewną.
Poproszę też, by przeszukano metryki.
Musiałam przecież zostać przez kogoś ochrzczona.
Ryszard nie spuszcza ze mnie podejrzliwego oka.
Przejął w Ambasadzie funkcje „ochroniarskie”.
Jego ludzie ukrywają mnie w ścisłym kordonie.
Nie będę się wcale bała tych agentów,
choć nie pozwalają mi swobodnie zwiedzać.
Podwójną grę uprawia ten chełpliwy człowiek,
pracując dla nas i dla szpiegów z zewnątrz.
Dostrzegam, że w duchu zachwycają się Świętą Ziemią.
Rozprawiam z miejscowym Kapłanem na temat
Ewangelii. Chcę, aby moi opiekunowie
mimowolnie wsłuchiwali się w Słowo Boże.
Zdają sobie pewnie sprawę z mego podstępu,
ale udają twardych i nieprzejednanych.
Dziś mają do nas przybyć świeccy reprezentanci
tego szczególnego prastarego globu.
Wybrańcy – jak ci, których werbowano wraz ze mną.
W Wiecznym Mieście jest bardzo ślicznie!
Ludzie z temperamentem, w tle mury pełne powagi;
turyści i pielgrzymi gubią się wśród atrakcji.
Przetrwały one tyle wieków historii!
Inaczej niż na Lucidium – tu wszystko pełne Wiary.
Większość rzeczy, które powstało, poświęcono Bogu.
Zaprowadzić nas chcę do najcenniejszej pamiątki,
stale jeszcze gdzieś przechowywanej.
Przeniesiono ją niegdyś, ratując przed konfliktem
i sprowadzono do Stolicy Apostolskiej.
Kapłan, odgadując, po co toczę z nimi rozmowę,
porozumiewawczo mruga okiem.
Niedaleko stąd w wojskowej budowli
odnajdujemy wspomnianą Relikwię.
Choć jest tu tłoczno, Ryszard wyprasza zwiedzających.
Pomieszczenie oświetlone jest przez czerwoną lampę.
Szklany pojemnik stoi w jego centrum,
a w nim tkanina z ledwo widocznym obrazem.
–Kapłan– To Całun. Jest na nim odbicie Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. Leżał owinięty weń, gdy złożono Go do grobu, zanim zmartwychwstał.
Patrzę na największą znaną Relikwię we Wszechświecie,
na prawie wyblakłe „zdjęcie” Zbawiciela.
Na głowie widoczne wciąż ogromne cierpienie,
a wszędzie odbicia Krwi, w której mamy Odkupienie.
Nie mogę powstrzymać płaczu. Tyle bólu grzech mój
zadał Tobie, gdy wisiałeś za mnie na Krzyżu!
O Jezu Kochany, chcę do Ciebie przyjść jako Święta!
I ujrzeć Twoje Chwalebne Oblicze!
Już po dokonaniu doczesnego życia
od razu pragnę zobaczyć Ciebie!
Ochraniarze, a szczególnie Ryszard,
proszą nas, byśmy zostali tu jeszcze.
Nie uchodzi mej uwadze, jak – działając w ukryciu –
jakimś urządzeniem skanują Całun.
Niektórzy z nich wydają głuchy jęk,
zobaczywszy coś na mini-wyświetlaczu.
Kapłan zrozumiał, co takiego się dzieje.
–Kapłan– Obraz jest trójwymiarowy, jeżeli się go odpowiednio zbada. Nie wychodzą tylko testy na wiek.
–R– A… jaką dają datę?
–Kapłan– Drugie tysiąclecie.
–R– Idźmy stąd. Ten przedmiot nie spełnia wymagań, by został uznany za autentyczny. Ale przyznaję, że jest niecodzienny.
–*– Szukaj więc Prawdy w innych źródłach. Chrystus Jest żywy i przebywa z nami w Kościele. Rzeczywiście i substancjalnie: w Eucharystii. Nawróć się, Ryszardzie. Chrystus zmartwychwstał i ciebie kocha.
Opuszczamy Bastion, kierując się do Bazyliki.
Podobno świeccy, z którymi mieliśmy się zobaczyć,
zdążają już tam przed nami.
Narasta napięcie. Może coś się wydarzy.
Wspominam to, co powiedział Ojciec Święty,
że mieszkańcy tej pradawnej planety
często obrażają Boga letnią postawą.
Chociaż ci „zimni” z zewnątrz masowo się nawracają,
niełatwo jest ewangelizować tutejszych „letnich”.
Jesteśmy już we wnętrzu wiekowej świątyni.
Właśnie wchodzi doń przybysz z innego państwa.
Ochraniarze rzucają się w jego stronę.
Odstępują po chwili; Ryszard wezwał ich z powrotem.
Młody mężczyzna klęka w ławce. Modli się.
Pociąga mnie ku niemu coś nieznanego.
Wyróżnia się niespotykanym wyglądem.
Głęboko osadzone oczy, rozumne i bystre,
uszlachetniają jego poważne oblicze;
ciemne włosy zdobione są przez białe pasma.
Widzi mnie… Wzbiera we mnie coś niesłychanego.
Intryguje mnie bardziej, niż pociąga; sięga serca.
Obecni tu moi współpracownicy
próbują rozmawiać ze mną o niczym.
Tylko Ryszard pyta mnie znienacka,
gdzie znaleźć informacje o mojej Religii.
Usłyszawszy wyczerpującą odpowiedź, odprawia
ochroniarzy. Pewnie będą śledzić mnie z daleka.
On tu idzie… ten nieznajomy gość.
Musi być jednym z wysłanych do nas przedstawicieli.
Kieruję się ku wyjściu, on też już tam zmierza.
Zdaje mi się, że me źrenice już raz widziały go…
Przyjemnie się z nim rozmawia, jest inteligentny,
ma na imię Daniel; właśnie się poznajemy.
Opowiadam mu o miejscu, w którym żyłam za młodu
oraz o Chrześcijanach w głębokim Kosmosie.
On pokazuje mi miejscową architekturę.
Ekipa Ryszarda nieśmiało nas obserwuje.
Czas płynie, wiruje wręcz dla mnie w wielkiej prędkości.
On wciąż obserwuje dwa kolory mych włosów.
Ty przenikliwy obserwatorze…
Co mi daje empatia – tobie dają bystre oczy.
Coś mnie z tobą łączy, ty sam to wiesz…
Nie poruszasz mi serca miłością romantyczną,
tylko jakąś inną… opiekuńczą… Inną.
Mówimy o tym, co wzbudza w tobie zdziwienie:
o dwubarwnym „znamieniu” na mej głowie.
Teraz ty przybliżasz mi swoje dzieje.
Jesteś pilotem, odkrywcą a nawet wynalazcą.
Pociąga cię ponoć Świętość i odpowiedzialność,
troska o losy ludzi z całego Wszechświata.
Mów do mnie więcej o twojej rodzinie…
Słucham tego z niezrozumiale wnikliwą uwagą,
przeżywam to w sobie, rozpiera mnie empatia.
Jesteś bardzo szczery, chwała tobie za to.
Gdzie idziesz? Wzywają cię. Umawiam się ponownie.
Wracam do Bazyliki… Oto Ryszard się nawrócił.
Ochroniarze też przyjęli chrześcijański nauki.
Opowiadają mi skrywane o mnie tajemnice.
Wykradziono mnie przy porodzie z Oceanicznej…
Mam brata bliźniaka. Złe siły nas rozdzieliły.
Porwano mnie na Nigorię, by „hodować” dla Thora
– jak jakiś żywy egzemplarz antropologiczny.
Łączą mnie z nim nawet jakieś prastare historie.
Pewien duchowny mnie ochrzcił, a Kościół wychował.
Nigoria wyzwoliła się, o mnie zapomniano.
Dopiero Elżbietę, nieświadomą, wysłano,
by odkryła, co się ze mną stało…
Gdzie mój brat, gdzie rodzice, kto mi to powie?
Szukajcie ich, szpiedzy, niech tylko się dowiem…
Czekam na Daniela; znów gdzieś coś odkrywa.
A nawróceni szperają w kościelnych archiwach.(*)
(E) Dorianie, wiem, że mnie nie znosisz, ale dziękuję.
W tej samej świątyni mnie bierzmujesz, co przy Chrzcie.
To dla mnie pokonałeś z Akanium taki dystans?
Czynisz to ze względu na Ewę, którą miłujesz.
To tyś ją ochrzcił, czyż nie, Dorianie?
To dla niej wyzwoliłeś Nigorię z tyranii…?
Odnalazłeś ją potem w widzeniach,
prawie już zapomnianą przez świat?
Milczysz… Ja za dużo odgaduję prawdy…
…
–Do– Elżbieto, Przyjmij Znamię Ducha Świętego.
–E– Amen.
Dziękuję, Proroku. Jednak jesteś dla mnie łaskawy.(E)
(*) Właśnie zmierza w moim kierunku Sam Papież.
Znaleźli moją metrykę…! Jestem ze Świętej Ziemi.
Ochrzczono mnie na Nigorii, gdy tylko
tam przybyłam. Dokonał tego tajemniczy
Biskup, którego dzieje są wręcz legendarne.
A Daniel… Ten Daniel… Jest mym bliźniaczym bratem…!!!(*)
Poszła mu oznajmić te niesłychane wieści.
Powiedziano do najszczęśliwszej na świecie dziewczyny,
że zostanie z upragnioną rodziną.
Bóg wynagrodził trud misjonarce Alicji.
|