PROLOG
Poryw
W płonących chwilach radości
Codziennego poranka
Osacza go ogień i cień
Mimo zdobyczy płonącej mądrości
Zła układanka
Ogarnia jego umysł w biały dzień
Na twarzy maska porywów dobroci
A ciało okryte odzieniem złotym
Lecz on zniewolony kłamstwem wyrusza w dal
Wśród gnijących pożółkłych paproci
Idzie I nie wie o tym
Że nikt inny nie jest w błędzie lecz on sam
Czy sądzisz że naprawisz świat
Samemu czyniąc wiele zła?
Wybierzesz zło sam sobieś kat
Wybieraj Wolną wolę masz
Nie puszczaj już więcej wodzy złu
I spróbuj swój poryw ostudzić
Nie słuchaj mamiących ciebie słów
Pozostań bo nigdy nie wrócisz…
|